Do tego, że nasz ustawodawca jest nieudolny, a jego pomysły szkodliwe, zdążyliśmy już przywyknąć. Teraz okazuje się, że na dodatek potrafi być tajemniczy i nielogiczny. W ostatnim tygodniu przekonali się o tym aplikanci sądowi.
Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości, zgodnie ze sztuką legislacji, powieszony został projekt nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych. Możemy tam wyczytać, że to właśnie on trafił pod obrady Rady Ministrów. Wszystko więc wskazywałoby na to, że w tej wersji zostanie przyjęty przez rząd i skierowany do Sejmu. Okazuje się jednak, że to nie takie proste. Otóż, jak informuje Centrum Informacyjne Rządu, wersja, nad którą głosowali ministrowie, może nieznacznie różnić się od tej, którą powiesił resort sprawiedliwości. Tyle tylko że to co dla ustawodawcy jest drobną korektą, dla innych może oznaczać koniec kariery zawodowej.
Tak właśnie jest w przypadku aplikantów sądowych, którzy ukończyli szkolenie według starych zasad. Od kilku tygodni ludzie ci próbują walczyć o swoje prawa. Trudno jednak walczyć z wiatrakami. Najpierw resort sprawiedliwości przedstawił projekt, który odbierał im możliwość dojścia do zawodu sędziego po dwóch latach praktyki. Potem wycofał się z tego pomysłu i wywiesił na swojej stronie internetowej propozycję noweli, z której usunięto kontrowersyjny przepis. Posługując się prawidłami logiki, można więc było dojść do wniosku, że wszystko zostanie po staremu i aplikanci wdzieją sędziowskie togi już po dwóch latach pracy na stanowisku asystenta lub referendarza. Wszystko jednak wskazuje na to, że aplikanci jeszcze nie mogą odetchnąć z ulgą. W tym samym czasie, gdy rząd zajmował się nowelizacją prawa o ustroju sądów powszechnych, która rzekomo nie zawierała już krzywdzącego ich przepisu, wiceminister sprawiedliwości brał udział w debacie. Podczas dyskusji zasugerował, że aplikanci, którzy nie ukończyli Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, są niedouczeni i żeby starać się o stanowisko sędziego, będą musieli popracować co najmniej pięć lat w zawodzie referendarza. Wywołało to duże zdziwienie wśród aplikantów, którzy zapoznali się z wersją projektu zamieszczoną na stronie resortu. Nie mniej zaskoczeni są sędziowie, którzy podkreślają, że nie dano im szansy zaopiniować zmian, o których mówił podczas debaty wiceminister.
Ministerstwo najwidoczniej uznało, że nie ma co dyskutować, bo i tak środowiska nie uda się przekonać do resortowych pomysłów. Szkoda tylko, że nie chce się zastanowić nad tym, dlaczego reforma napotyka taki opór. Jedno jest pewne – jeżeli zmiany zostaną uchwalone w takim kształcie, Trybunał Konstytucyjny znów będzie miał ręce pełne roboty. Należy jednak zadać pytanie, po co tworzyć kolejny akt, który już na pierwszy rzut oka wydaje się niezgodny z ustawą zasadniczą. Nasz system prawny jest przecież dostatecznie niespójny.