Pijani i naćpani sprawcy wypadków na zawsze stracą prawo jazdy: nowe prawo zaostrzające kary wchodzi w życie już 1 lipca. I tylko na pierwszy rzut oka wygląda dobrze i mądrze. Tak naprawdę to kolejne paragrafy pisane pod publiczkę.
Wbrew temu, co głoszą zwolennicy odstraszającej roli kary z poglądami typu „a odciąć rękę złodziejowi jednemu”, surowość kary niekoniecznie przekłada się na spadek przestępczości. Kiedy pierwszy raz zaostrzono przepisy, uderzając w kierowców prowadzących na podwójnym gazie, jedynym wymiernym rezultatem było seryjne zamykanie w więzieniach rowerzystów odławianych pod wiejskimi sklepami. Teraz będzie podobnie, bo łatwo zgarnąć wiejskiego piwosza na pustej drodze. Kierowcom jeżdżącym po miastach dobrymi samochodami trudniej dobrać się do skóry. Zwłaszcza jeśli zamiast drinka strzelili sobie amfetaminę. Policja nie ma pieniędzy na narkotesty, więc ściganie naspidowanych motoszaleńców jest farsą. A co do alkoholu przypomnę, że Polska ze swoimi dopuszczalnymi 0,2 promila jest jednym z najbardziej restrykcyjnych krajów świata. W większości (26) granica wynosi 0,5 promila. W niektórych stanach USA – 1 promil. Na zdrowie.