Nie jest ważne, kto powinien spisywać bajki: notariusze czy dziennikarze. W opisanej przez nas w piątek sprawie błędów w aktach notarialnych uwłaszczanych mieszkań chodzi o rzecz o wiele ważniejszą. Prawnicy nie powinni się mylić w sprawie tak istotnej jak reprezentacja spółdzielni.
A właśnie takiej pewności mieć nie możemy, kiedy widzimy akt notarialny podpisany jedynie przez dyrektora administracyjnego czy kierownika osiedla. To prawda, notariusze od lat uwłaszczają członków spółdzielni. Nigdy jednak nie robili tego pod presja czasu, jak pod koniec ubiegłego roku. To właśnie wtedy pod kancelariami ustawiały się długie kolejki , gdyż każdy chciał zdążyć przed końcem roku z przekształceniem lokatorskiego mieszkania za symboliczną złotówkę. Nigdy też spółdzielnie, przytłoczone lawiną wniosków swoich członków, nie próbowały na taką skalę chodzić na skróty i zastępować surowych rygorów ustanowionych dla rozporządzania majątkiem spółdzielni, rygorami łagodniejszymi, przewidzianymi dla bieżącej działalności. I bez względu na to, jak bardzo będziemy wyrozumiali dla rygorów spółdzielczej reprezentacji, każdy dostrzeże różnicę między upoważnieniem do podpisywania zamówienia na materiały biurowe a podpisywania aktu notarialnego.