Dwoje ludzi zaczyna wspólne życie. Dzielą smutki, radości i mieszkanie. I tak trwają w związku aż do śmierci. Jednego z nich. Nie mieli ślubu, bo nie mamy gejowskich ślubów. Nie zawierali związku partnerskiego, bo państwo nie uznaje takiego partnerstwa. Mieszkanie zabiera gmina.
Jaki interes społeczny państwa został tu zaspokojony? Na pewno nie państwa, które podatkami, programami kredytowymi nakłania singli do łączenia się w związki. Państwa przekonanego, że dzieląc życie i mieszkanie z drugą osobą, stajemy się bardziej przewidywalni. Chodzimy do pracy, spłacamy kredyty. Bez względu na preferencje seksualne. Rzadziej wpadamy w konflikt z prawem, alkoholizm, depresję. Rzadziej szukamy szczęścia w przygodnych kontaktach seksualnych.
Na pewno nie był to interes państwa odwołującego się do tradycji wolnościowych. Gdzie, jak to definiował Adam Smith, styl i życie prywatne jednostki nie podlegają restrykcjom państwa tak długo, jak nie szkodzimy innym. O szkodzie nie mogło być mowy, stąd precedensowa decyzja Trybunału w Strasburgu. Ale mniejsza o konsekwencje prawne. My zostajemy z poważniejszym pytaniem o definicje praw jednostki w naszym państwie.