Na ostatnim posiedzeniu izby wyższej parlamentu powiało rozsądkiem. Co prawda jest to delikatna bryza, ale ufam, że wystarczająco orzeźwiająca i wiejąca z pewnością w kierunku Sejmu.
Oto bowiem izba refleksji powiedziała „nie” (i to jednogłośnie) projektowi zmiany treści art. 344a k.p.k. Przepis ten w nowym brzmieniu przewidywał niemający precedensu w rodzimym karnoprocesowym porządku prawnym automat kasowania wyroku sądu I instancji przez sąd odwoławczy na wyłączne życzenie prokuratora, który wystąpiłby o zwrot sprawy, do postępowania przygotowawczego w celu jej uzupełnienia. Projekt w tej sprawie mimo wielu protestów i kontestacji na łamach DGP przebojem przeszedł przez Sejm. A ze swojej strony powiem, że w środowisku sędziów karnistów budził zdziwienie zabarwione niedowierzaniem.
Piotr Mgłosiek / Media
Pomysł, by na życzenie prokuratora uchylać automatycznie wyrok sądu I instancji i to w sytuacji, gdy w istocie rzecznik oskarżenia przyznaje się do skierowania do sądu wadliwej skargi oskarżycielskiej, jest rozwiązaniem rodem z książek science fiction Philipa K. Dicka. Choć wyobraźnia tego uznanego powieściopisarza zdawać by się mogło nie miała granic, jednak projektodawcy nowelizacji twórczo nawiązali do poetyki autora „Raportu mniejszości”. Przecież art. 344a k.p.k. dawał prokuratorowi bezpośredni wpływ na treść rozstrzygnięcia sądu II instancji. I tak oto oskarżyciel o mały włos niestał się panem obu etapów rozpoznania sprawy karnej. W toku postępowania przygotowawczego rządził zawsze. Teraz planowano powiększenie jego wpływów na etap rozprawy odwoławczej. Do zawłaszczenia pozostałaby już tylko faza wykonania kary.
A zaczęło się stosunkowo niewinnie od nowelizacji art. 360 par. 2 k.p.k. wprowadzającego zasadę związania sądu sprzeciwem prokuratora co do możliwości wyłączenia jawności rozprawy. Właściwie nowela ta przeszła bez większego echa. Dla mnie była jednak pierwszym złowróżbnym przykładem wyraźnej ingerencji jednej ze stron postępowania w paradygmat obowiązującego w naszej kulturze procesu karnego, zgodnie z którym to sąd w osobie przewodniczącego czuwa nad przebiegiem rozprawy głównej. Czyż to nie sąd, posiadając wszechstronną wiedzę o realiach sprawy powinien decydować wiążąco o wyłączeniu jawności rozprawy głównej w przypadkach opisanych w art. 360 par. 1–3 k.p.k.? Przyznam, że właśnie w momencie wejścia w życie opisywanej noweli poczułem pierwsze ukłucie.
Potem jednak, proszę wybaczyć to porównanie, dostałem obuchem w głowę. Przecież automatyzm uchylenia wyroku sądu I instancji tylko dlatego, że prokurator przyznaje się do błędów popełnionych w toku śledztwa czy dochodzenia, w związku z którymi zainkasował niekorzystny (z punktu widzenia swojej pozycji procesowej) wyrok i przez to żąda zwrotu sprawy do fazy przygotowawczej, urąga kanonicznym zasadom procesu karnego. Tak zwany racjonalny ustawodawca musi wiedzieć, że decyzja kasatoryjna sądu II instancji jest jego wyłączną prerogatywą. Podejmując ją, sąd musi mieć na względzie istniejące realnie błędy sądu I instancji, filtrowane przez zapory w postaci względnych i bezwzględnych przyczyn odwoławczych, o których mowa w art 438–440 k.p.k. Ostatni z tych przepisów stanowi z kolei swoisty systemowy wentyl bezpieczeństwa w postaci eliminacji rozstrzygnięcia dotkniętego rażącą niesprawiedliwością.
Wydaje się, że Senat mądrością swych senatorów dostrzegł, iż mający ujrzeć światło dzienne art. 344a k.p.k. w nowym brzmieniu to nic innego jak komunikat strony oskarżycielskiej w formie: „bardzo przepraszam wysoki sąd, ale prokurator skierował wadliwy akt oskarżenia i nie zdołał uzupełnić braków w toku rozpoznania sprawy w I instancji, więc ją przegrał, a teraz niniejszym nakazuje sądowi odwoławczemu zwrot sprawy celem uzupełnienia połączony rzecz jasna z uchyleniem wyroku sądu meriti”. Po prawdzie byłaby to nowa, dotychczas nieznana katalogowi określonemu w art. 439 k.p.k., bezwzględna przyczyna odwoławcza, którą można by opisać językiem ustawy jako „uchylenie z powodu błędów leżących po stronie oskarżyciela publicznego”.
A gdzie, proszę wybaczyć naiwność wciąż aktualnego pytania, gwarancje procesowe oskarżonego, takie jak chociażby prawo do zaskarżenia niekorzystnej i brzemiennej w skutki dla niego decyzji procesowej? Czy prawo do rozpoznania sprawy bez zbędnej zwłoki? Projektowany przepis nie zawierał również jakiegokolwiek ilościowego ograniczenia w składaniu tego rodzaju wniosków. Zatem nie można było wykluczyć kilkukrotnego wnioskowania o zwrot sprawy w jednym wciąż tym samym i przez to niekończącym się postępowaniu.
Jako sędzia dostrzegam jeszcze inne zagrożenie. Otóż po cofnięciu sprawy do prokuratury mielibyśmy częstokroć do czynienia z powtórzeniem procesu przed sądem I instancji, ale już w innym składzie. Oznaczałoby to nic innego jak potencjalną możliwość wpływu oskarżyciela, a więc jednej ze stron procesowych, na dobór składu orzekającego. Do momentu, w którym wydany wyrok byłby dla owej strony satysfakcjonujący.
Nie były przy tym wystarczającym usprawiedliwieniem komunikaty płynące z Ministerstwa Sprawiedliwości, że nowelizacja art. 344a k.p.k. ma w istocie charakter epizodyczny (por. wywiad udzielony DGP przez ministra M. Warchoła z 9 października 2016 r.). A jej celem jest doprowadzenie do usunięcia niekorzystnych konsekwencji istnienia przez stosunkowo krótki okres w polskim procesie karnym modelu kontradyktoryjnego.
Czyż nie jest tak, że poprzez wskazane uzasadnienie ministerstwo przyznało się do tego, że prokuratorzy prowadzili postępowania przygotowawcze w sposób wadliwy, skoro teraz owe braki projektowało w taki bezpardonowy sposób uzupełniać? Przedstawiciel resortu wywodził również, iż „skutek złożenia rzeczonego wniosku przez prokuratora w postaci uchylenia wyroku sądu I instancji to tylko czysto techniczna konsekwencja”.
Rzeczywiście dla oskarżyciela publicznego byłby to może niewiele znaczący skutek, skoro znowu mógłby zajmować się sprawą i to w komfortowych z jego punktu widzenia jako gospodarza postępowania przygotowawczego warunkach śledztwa czy dochodzenia. Obiektywna analiza wymaga jednak wzięcia także pod uwagę sytuacji procesowej oskarżonego, dla którego „owa czysto techniczna konsekwencja” oznaczałaby dalsze pozostawanie w stanie oskarżenia przez bliżej niesprecyzowany okres.
Czy los projektowanej zmiany art. 344a k.p.k. jest przesądzony? Projekt wróci teraz do Sejmu, który może poprawki Senatu odrzucić. W tej kadencji parlamentu już tak się zdarzało. Bywały także różnego rodzaju zaskakujące wrzutki w ostatniej chwili na późnonocnych posiedzeniach. Jak będzie w tym przypadku, czas pokaże. W każdym razie pewna granica została, w moim przekonaniu, przekroczona, nawet jeśli na razie tylko na papierze. Źle to wróży na przyszłość. Gdzie jest ściana i czy w ogóle jeszcze jakaś istnieje?
A może zmiany procedury karnej – te już istniejące i te projektowane – zmierzają ku temu, by za kilka lat na salach sądowych odgrywano, niczym na deskach teatru, już tylko formułkowy proces z okresu cesarstwa rzymskiego z implantem w postaci późnego modelu inkwizycyjnego, w którym wszystkie role procesowe skupione będą w jednym ręku? Tego nie wymyśliłby nawet Philip K. Dick. Chociaż...