Gdy zostawałem prezesem NRA w 2010 r., pomiędzy warszawską izbą adwokacką a resztą izb istniał potworny rozłam. Postawiłem sobie wtedy cel, że to zlikwiduję. Dziś mogę popatrzeć każdemu w oczy i powiedzieć, że już nie ma podziału na Warszawę i resztę Polski. Być może jest to sygnał, by przyszły prezes wywodził się właśnie z tego środowiska – mówi mec. Andrzej Zwara.

W listopadzie Krajowy Zjazd Adwokatury. Stery samorządu przejmie ktoś inny. W jakiej kondycji zostawia pan palestrę następcy?

To był okres bardzo ciężkiej pracy. Porównując stan adwokatury sprzed sześciu lat wydaje mi się, że zostawiam ją nowoczesną – godną XXI wieku. Mówię to z całą odpowiedzialnością. Udało nam się bowiem w przeciągu tych kilku lat, w których liczba adwokatów wzrosła z 16 tys. do 25 tys. stworzyć adwokaturę skonsolidowaną. Samorząd jest przygotowany do pełnienia zupełnie nowych zadań niż te, które stały przed nim sześć lat temu. Mówiąc krótko zamortyzowaliśmy szok demograficzny, jaki nastąpił po otwarciu zawodów prawniczych.

Jakie pozytywne zmiany legislacyjne dla adwokatów zostały w tym czasie wprowadzone?

Do spraw znaczących z punktu widzenia samorządowego należała przede wszystkim nowelizacja przepisów dotyczące postępowań dyscyplinarnych, która miała miejsce dwa lata temu. Przypomnę bowiem, że jeszcze pół dekady temu dyskutowano kwestię obowiązkowej przynależności do samorządu. Rozważano również wyjęcie z adwokatury kontroli dyscyplinarnej jej członków i przekazanie jej sądom powszechnym. Uważam, że ogromnym sukcesem było przekonanie rządzących do tego, by kontrola dyscyplinarna pozostała przy adwokaturze. Pozwoliło to na ochronę jej niezależności. Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby prokurator generalny składał wnioski dyscyplinarne przeciw adwokatom. Jaka byłaby wtedy możliwość wpływania władzy publicznej na nasze środowisko. Niepokornych można byłoby wyłączyć z życia publicznego na wiele, wiele lat. Wszyscy bowiem wiedzą, ile dziś trwają sprawy w sądach.

Adwokaci mówią jednak, że potrzebują wsparcia swego samorządu, jego pomocy w rozwiązywaniu problemów związanych z codzienną pracą. Od lat nie rozwiązana została natomiast kwestia np. konieczności uzyskiwana zwolnień od lekarzy sądowych, pospiesznego szukania substytutów w przypadku nagłej choroby, niedawno zaś pojawił się problem odbioru awizowanej korespondencji na poczcie.

Te uwagi są ze wszech miar słuszne. I tak naprawdę wymagają kilku prostych ruchów regulacyjnych, ale przede wszystkim decyzji politycznych po stronie rządzących. Nad tym konsekwentnie pracujemy wiedząc, że kropla drąży skałę. Nie o wszystkim trzeba głośno mówić, ale to nie jest tak, że Naczelna Rada Adwokacka nic nie robi. Konsekwentnie podejmujemy systematyczne wysiłki i z uporem składamy postulaty i propozycje rozwiązań. Bierzemy także udział w spotkaniach, w pracach legislacyjnych, wysyłamy opinie, własne projekty, memoranda do ministrów, premiera, parlamentarzystów. Mam poczucie, że nigdy żadna z możliwości pozytywnego wpływania na władzę nie została zaniechana. Podczas mojej kadencji ministrowie sprawiedliwości zmieniali się sześciokrotnie. Jak mantrę każdemu z nich przypominałem o naszych problemach. Politycy wykazują jednak nieprawdopodobną wręcz pasywność. Mimo, że otwierając zawody w 2004 roku deklarowali zupełnie co innego. Na to zresztą podczas ostatniego spotkania z ministrem Zbigniewem Ziobro zwróciłem uwagę. Adwokatura obecnie w 80 proc. składa się z młodych ludzi ok. trzydziestoletnich. Te osoby są w pewnym sensie dziećmi ministra Ziobry. Był on bowiem jednym z tych, którzy wspierali polską młodzież prawniczą, by miała łatwiejszy dostęp do zawodu. Najwyższy czas, by teraz chociaż trochę ułatwił im funkcjonowanie na rynku.

A co pan uważa za swoją największą porażkę?

To jest bardzo trudne pytanie, zdecydowanie łatwiej jest mówić o sukcesach. Do największych porażek należy jednak to, że nie udało nam się przez te lata uchwalić nowego prawa o adwokaturze. Napisaliśmy projekt tej ustawy, wychodząc z założenia, że dotychczasowa ustawa z 1982 r. niedostosowana jest do zmienionych warunków ustrojowych. Adwokatura powinna mieć nie tylko swój wymiar historyczno-kulturowy związany z jej prawie stuletnią tradycją, ale i stanowić element obrony praw obywatelskich i praw jednostki. Ten drugi aspekt został zdecydowanie mocniej zarysowany w projekcie naszej ustawy.

Adwokatura miałaby pełnić rolę podobną do rzecznika praw obywatelskich?

Można tak powiedzieć. Moim zdaniem samorządy zaufania publicznego powinny bronić idei obywatelskości. Demokratyczne państwo prawne składa się z dwóch elementów: polityki realizowanej w ramach demokratycznych reguł i rządów prawa. Pomiędzy tymi dwoma elementami powinien być natomiast zachowany balans. Niezależnie od tego, kto wygra wybory, rządzić powinien do nieprzekraczalnych granic, jakim są prawa podstawowe. Klasa polityczna nie powinna wywodzić - z faktu wygrania wyborów w ramach demokratycznego procesu politycznego - ambicji do naruszania autonomii prawa. Dlatego tak ważna jest rola samorządów zaufania publicznego. Niestety rządy nie były dotąd zainteresowane wzmocnieniem ich pozycji i rozbudowaniem tej misji.

Ta kwestia powinna być priorytetem dla przyszłych władz?

Tak. Ostatnie miesiące pokazują, że nasza demokracja nabiera rumieńców i może mieć inną, niż do tej pory, twarz. Adwokatura w tym czasie nie może absolutnie skupić się na swoich wewnętrznych sprawach. Uważam, że w działalności samorządu kolejnej kadencji bardzo ważnym elementem będzie działalność publiczna. Nic zresztą adwokatury nie zwolni z obowiązku walki o idę obywatelskości. Drugie potężne zadanie to rozwiązanie problemów ludzi prawnie wykluczonych.

Kogo pan widzi na stanowisku przyszłego prezesa?

Dobry prezes to osoba, która umie odpowiadać na znaki czasu. Na stanowisku prezesa widzę osobę, która łączy dwie podstawowe cechy: posiada wiedzę i doświadczenie samorządowe, a także wie, jakie potrzeby ma środowisko. Środowisko, do którego weszło wielu młodych ludzi walczących o przetrwanie na rynku.

A te cechy kto, pana zdaniem, posiada?

Jeszcze za wcześnie na podawanie nazwisk konkretnych kandydatów. Zresztą to, kto będzie prezesem, nie zależy od mojej decyzji, a od decyzji delegatów na Krajowy Zjazd. Warto jednak pamiętać, że dziś bycie prezesem środowiska składającego się z kilkudziesięciu tysięcy osób oznacza również bycie politykiem. Antoine de Saint-Exupéry powiedział, że największą cnotą osoby, która stoi na czele jakiejkolwiek zbiorowości, jest umiejętność jednoczenia ludzi. To stwierdzenie bardzo mocno sprawdza się w adwokaturze, która składa się z 25 tysięcy naprawdę niezależnych i wolnych ludzi, których przekonać, by szli w jednym kierunku i mieli wspólne ideały, jest naprawdę trudno.

Ta barwność środowiska widoczna jest szczególnie na przykładzie izby warszawskiej. W sobotę obywa się jej zgromadzenie. Zazwyczaj podczas takich spotkań atmosfera jest gorąca . Czy chciałby pan prezes przekazać coś stołecznym adwokatom.

Tak. Gdy zostawałem prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej w 2010 r. pamiętam, że pomiędzy warszawską izbą adwokacką a resztą izb istniał potworny rozłam. Postawiłem sobie wtedy cel, że to zlikwiduję. Dziś mogę popatrzeć każdemu w oczy i powiedzieć, że już nie ma podziału na Warszawę i resztę Polski. Być może jest to sygnał, by przyszły prezes wywodził się właśnie z tego środowiska. W każdym razie jest to izba z ogromnym potencjałem intelektualnym, z której siły przyszły prezes na pewno powinien korzystać.

Rozmawiała Anna Krzyżanowska