Posiłkowanie się argumentacją zasadzającą się na przytoczeniu treści wybranego przepisu, bez głębszej analizy jego istoty, celu, miejsca w systemie prawnym i związków z innymi uregulowaniami, nie jest wcale czymś niezwykłym.
Koronnym argumentem mającym uzasadniać tezę, w myśl której wyrok TK z 9 marca 2016 r. (K 47/15) stanowi tylko opinię, rodzaj komunikatu bądź nieokreśloną bliżej pod względem prawnym wypowiedź części członków tego organu, jest wyrażane – co prawda głównie przez polityków – przekonanie o niedochowaniu wymagania ukształtowanego w art. 194 ust. 1 zdanie pierwsze Konstytucji RP. Zgodnie z tym przepisem TK „składa się z 15 sędziów wybieranych indywidualnie przez Sejm na 9 lat spośród osób wyróżniających się wiedzą prawniczą”. Jak wiadomo, wydając wspomniany wyrok, Trybunał – kierując się treścią art. 195 ust. 1 in fine konstytucji (przewidującego podległość sędziów TK jedynie temu aktowi) – odwołał się bezpośrednio do postanowień ustawy zasadniczej, uwzględniając zarazem tryb działania uregulowany ustawą z 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym (Dz.U. poz. 1064 ze zm.), w wersji sprzed jej nowelizacji w grudniu 2015 r. Posunięcie to wytłumaczono koniecznością uniknięcia sytuacji, w której akt będący przedmiotem kontroli konstytucyjności wyznacza jednocześnie podstawy prawne orzekania. Uznanie bowiem jego niekonstytucyjności sprawiłoby, że i zapadłe w tych okolicznościach orzeczenie TK byłoby dotknięte kwalifikowaną wadą prawną. Powstałoby w ten sposób błędne koło, spowodowane tym, co w logice definiuje się jako „sprzeczność w założeniu” (contradictio in se). Zaaprobowanie jej, czyli dopuszczenie do wyraźnej lub oczywistej sprzeczności w rezultacie działania (contradictio explicita) podważałoby sens uruchomionej procedury kontrolnej, stawiając tym samym pod znakiem zapytania nie tylko legalność, ale i racjonalność poczynań trybunału.
Pomijając zagadnienie braku umocowania prawnego jakiegokolwiek organu władzy ustawodawczej lub wykonawczej do ferowania ocen w przedmiocie mocy obowiązującej orzeczeń władzy sądowniczej (uznawania ich za istniejące, a w konsekwencji wiążące bądź nie), trzeba przypomnieć, jaką funkcję pełni wymieniony na wstępie art. 194 ust. 1 zdanie pierwsze Konstytucji RP. Określa on liczbę członków TK, czyli ogólny skład osobowy tego organu (liczbę stanowisk sędziowskich obsadzanych w myśl postanowień konstytucyjnych). Odnosi się więc do kwestii czysto ustrojowych, a nie procesowych (trybu działania). Synonimem użytych w nim słów: „Trybunał Konstytucyjny składa się z 15 sędziów” jest zatem zwrot: w skład trybunału wchodzi 15 sędziów. Uregulowanie to nie przesądza natomiast o składzie, w jakim TK orzeka w poszczególnych, należących do jego właściwości kategoriach spraw. Tę materię pozostawiono unormowaniu ustawy zwykłej (art. 197 konstytucji), które zresztą – jak już zaznaczono – zastosowano. Sama konstytucja operuje pojęciami „orzeka” i „rozstrzyga” w art. 188 ab initio i art. 189 ab initio, nie wprowadzając bynajmniej w tym przedmiocie żadnych rygorów, ograniczeń czy zastrzeżeń co do liczby sędziów.
Wypada dodać, że naszemu ustawodawstwu doskonale znana jest dystynkcja pomiędzy tym, co w skrócie nazwałbym ustrojowym składem organu kolegialnego i funkcjonującymi w jego ramach składami orzekającymi w konkretnych sprawach. Ilustracją tego spostrzeżenia są chociażby przepisy art. 173 ust. 1 i art. 188 ust. 1 ustawy z 29 stycznia 2004 r. – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 2164). Pierwszy z nich przewidział, że w skład Krajowej Izby Odwoławczej wchodzi nie więcej niż 100 członków. Według drugiego z nich środki zaskarżenia w postaci odwołania „rozpoznaje Izba w składzie jednoosobowym”. Prezes Izby może wszakże „zarządzić rozpoznanie sprawy w składzie trzyosobowym, jeżeli uzna to za wskazane ze względu na szczególną zawiłość lub precedensowy charakter sprawy”.
Głoszenie twierdzenia, że w sprawie K 47/15 mamy do czynienia z wyrokiem nieistniejącym (non existens), gdyż doszło do złamania Konstytucji RP przez odstąpienie od zastosowania jej art. 194 ust. 1 zdanie pierwsze, można by porównać do próby kwestionowania zgodności zachowań Krajowej Izby Odwoławczej z rozpatrywanym w oderwaniu od całej ustawy – Prawo zamówień publicznych, brzmieniem art. 173 ust. 1 tego aktu. Posiłkowanie się w dyskursie prawniczym podobną argumentacją, zasadzającą się na przytoczeniu treści wybranego przepisu, bez głębszej analizy jego istoty, celu, miejsca w systemie prawnym i związków z innymi uregulowaniami, nie jest wcale czymś niezwykłym. W sporach sądowych nietrudno jest wykazać ułomność i zawodność tego typu rozumowania. Inaczej sprawa wygląda w przypadku toczących się na forum publicznym, budzących żywy oddźwięk społeczny sporach, w które zaangażowani są politycy. Charakteryzują się one innym poziomem profesjonalizmu i emocji, będących zawsze czynnikami zamazującymi rzeczywisty obraz rzeczy. Płynie z tego ogólniejszy wniosek, że rozprawianie o problemach prawnych należałoby pozostawić samym prawnikom, a w każdym razie osobom o sprawdzonych kwalifikacjach.