Sejm na kolejnym posiedzeniu zajmie się nowelizacją ustawy o IPN autorstwa PiS. Prezes Instytutu Łukasz Kamiński zwraca uwagę, że projekt przewiduje dużą zmianę struktury. "Pytanie czy IPN nie przekształci się w moloch biurokratyczny" - mówi. Dodaje, że brak środków na nowe zadania może oznaczać paraliż prac.

Co pan sądzi o projekcie nowelizacji?

Łukasz Kamiński: Można go oceniać na kilku poziomach. Na pewno są zapisy, które należy uznać za dobre. Przykładem może być możliwość reprezentowania przez naszych prokuratorów państwa w procesach związanych z unieważnieniami wyroków. Do tej pory była to domena prokuratury powszechnej, której przedstawiciele nie zawsze dysponowali odpowiednią wiedzą. Są przepisy, które moim zdaniem idą w dobrym kierunku, ale wymagają doprecyzowania, np. kwestia likwidacji zbioru zastrzeżonego. Ten postulat Instytut zgłaszał już od dłuższego czasu.

Ale są też zmiany, które budzą zaniepokojenie. Nastąpi bardzo znaczące osłabienie niezależności IPN i pozycji prezesa. I to zarówno w stosunku do świata polityki, jak i wewnętrznie, bo przyszłe Kolegium będzie miało uprawnienia, jakich obecnie nie ma Rada IPN. Jesteśmy też rozczarowani, że w projekcie nie znalazły się kwestie, o które Instytut zabiega od wielu lat, związane m.in. z ułatwieniem dostępu do archiwów, większym powiązaniem pionu śledczego z Instytutem czy zmianą organizacji terytorialnej, tak by sieć naszych oddziałów odpowiadała województwom.

Według projektu prezesa IPN miałby powoływać Sejm za zgodą Senatu po zasięgnięciu opinii Kolegium Instytutu.

Ł.K.: To przykład osłabienia nie tylko pozycji prezesa, ale też ograniczenia niezależności Instytutu. W dotychczasowym stanie prawnym, w zasadzie od początku istnienia IPN, pozycja prezesa była silna także dzięki temu, że był wybierany w publicznym konkursie. Mógł przedstawić swój program, który podlegał ocenie, również publicznej. Parlament nie mógł bezpośrednio odwoływać prezesa, co w myśl noweli będzie mógł zrobić stosunkowo łatwo. Można się spodziewać, że każdorazowa większość będzie powoływała własnego prezesa IPN, czyli Instytut będzie uzależniony od zmian w bieżącej polityce.

Można odwołać się do konkretnego przykładu - nasz czeski odpowiednik kilkakrotnie w związku ze zmianami większości parlamentarnej przechodził gigantyczne zawirowania i jego pozycja społeczna jest nieporównywalnie słabsza niż IPN.

Autorzy noweli mówią, że projekt zwiększy kompetencje działania prezesa IPN.

Ł.K.: To nieprawda i nie chodzi tylko o rezygnację z konkursu. Proszę zwrócić uwagę na to, że jednocześnie zgłoszono propozycję zmiany regulaminu Sejmu. Osłabienie pozycji prezesa idzie bardzo daleko. Zgodnie z propozycją ma być teraz wybierany zwykłą większością głosów. Będzie jedynym urzędnikiem państwowym tej rangi, który nie będzie wybierany większością bezwzględną. To jest degradacja pozycji ustrojowej IPN i jego prezesa. Przykładem osłabienia pozycji prezesa w samym instytucie jest konieczność konsultowania z Kolegium obsady ponad stu stanowisk kierowniczych.

Projekt dość znacząco poszerza zakres zadań IPN, m.in. o kompetencje Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM).

Ł.K.: To daleko idąca zmiana struktury. Zamiast czterech pionów ma być siedem, więc pytanie czy Instytut nie przekształci się w moloch biurokratyczny, trudny do zarządzania. Dużo poważniejsza kwestia jest związana z tym, że ustawa nie przewiduje dodatkowych środków na realizację zadań, a koszt tych zmian bardzo wstępnie oceniamy na 30 mln zł. Nie jest możliwe wygospodarowanie takiej kwoty z obecnego budżetu IPN. Brak tych pieniędzy będzie oznaczać paraliż dotychczasowej pracy - edukacyjnej, naukowej, śledczej, lustracyjnej. Warto zauważyć, że środki, które miała w dyspozycji ROPWiM to rocznie ponad 20 mln zł.

Jak pan ocenia samą koncepcję przejęcia zadań Rady?

Ł.K.: Jest pytanie czy w tak gigantycznej strukturze, jaką będzie nowy IPN, te zadania nie zostaną jakoś ograniczone, chociażby właśnie ze względu na brak środków.

Okres, którym mielibyśmy się zajmować wydłużono i to w dwóch aspektach. Jeżeli chodzi o ekshumacje i gromadzenie dokumentów - od 1917 roku. A w aspekcie ochrony miejsc pamięci, cmentarzy to okres w zasadzie od konfederacji barskiej. Podobnie w wymiarze działalności naukowej i edukacyjnej. To bardzo szeroki zakres. To więc kwestia do przedyskutowania, zaprojektowania zmian, zatrudnienia nowych specjalistów, przeznaczenia środków na nowe zadania. Ciężko sobie wyobrazić, by takie kwestie można było przygotować w ciągu zaledwie 14 dni, czyli okresu, w którym nowela ma wejść w życie.

Nowela zakłada też nowy mechanizm poszukiwań szczątków ofiar totalitaryzmu w oparciu o przepisy Kodeksu postępowania karnego.

Ł.K.: W mojej ocenie proponowane rozwiązania skomplikują i wydłużą procedury związane z przenoszeniem późniejszych pochówków, czyli w takich sytuacjach z jakimi mamy do czynienia na „Łączce”. Zamiast zmiany mechanizmu lepiej byłoby uzupełnić dotychczasowe przepisy nadając decyzjom wojewodów rygor natychmiastowej wykonalności. Warto pamiętać, że procedury związane z przeniesieniem grobów z „Łączki” są już bardzo zaawansowane.

Ma także zostać stworzona Baza Materiału Genetycznego.

Ł.K.: Trzeba stwierdzić, że taka baza już istnieje. To Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmów prowadzona przez Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie we współpracy z IPN. Praca tej Bazy przynosi rezultaty, więc nie widzę potrzeby jakiegoś dublowania czy też zastępowania jej działalności.

Jak pan skomentuje krytyczne uwagi posłów PiS na temat działalności IPN w ostatnich latach?

Ł.K.: Zacząć należy od stwierdzenia, że padły słowa o konieczności odbudowania „szacunku do IPN” i jego „autorytetu”, które są całkowicie nieprawdziwe. Nie ma potrzeby odbudowywania czegoś, co jest na niezwykle wysokim poziomie – od 2010 r. poziom zaufania wzrósł o 11 pkt procentowych z 51 do 62 proc. w styczniu br. Równocześnie brak zaufania do Instytutu deklaruje obecnie jedynie 15 proc. respondentów, niemal dwukrotnie mniej niż 6 lat temu.

Odnośnie zarzutu o brak dystrybucji wydawnictw muszę powiedzieć, że kiedy obejmowałem stanowisko sieć dystrybucji praktycznie nie istniała i została dopiero odbudowana. W 2015 r. sprzedaliśmy blisko 90 tys. publikacji, ponad 20 tys. więcej niż w 2009 r. Tysiące osób pobierają nasze publikacje z biblioteki cyfrowej utworzonej w ostatnich latach. Mówienie o braku dystrybucji świadczy o braku wiedzy.

Jeżeli chodzi o zarzut "infantylizacji pracy Instytutu", to zestawiając to z inną wypowiedzią marszałka Ryszarda Terleckiego rozumiem, że ma na myśli np. gry i komiksy. Po pierwsze warto zauważyć, że ukazywały się one również za kadencji prezesa Janusza Kurtyki, z którą jesteśmy konfrontowani i przedstawiani jako rzekome przeciwieństwo. Po drugie to dobry sposób dotarcia do młodego pokolenia z wiedzą o naszej historii, każde z tych wydawnictw posiada bowiem opracowanie historyczne.

Poza tym sprowadzanie naszej działalności edukacyjnej do komiksów i gier jest nieporozumieniem i prawdopodobnie świadczy o braku wiedzy o takich działaniach jak "Opowiem Ci o wolnej Polsce", „O tym nie można zapomnieć - spotkania z kobietami, które przeszły piekło obozów i łagrów”, wyjazdach edukacyjnych na cmentarze katyńskie, rajdach szlakami oddziałów partyzanckich, inicjatywach rocznicowych i dziesiątkach innych projektów. Jeśli cały pomysł nowelizacji oparty jest na tego typu nieporozumieniach i braku wiedzy, to jest bardzo niepokojące.

Czy IPN planuje jakieś działania związane z projektem noweli?

Ł.K.: Liczę na rzetelną dyskusję nad tym projektem w parlamencie. Na to, że będziemy mieli możliwość przedstawienia naszej opinii o poszczególnych zapisach. I mam nadzieję, że w toku prac parlamentarnych przepisy, które budzą największe wątpliwości będą mogły zostać zmienione bądź doprecyzowane. Liczę także, że posłowie pochylą się nad wspominanymi przeze mnie kwestiami, które z punktu widzenia działalności IPN są szczególnie ważne. Niestety podczas przygotowywania noweli nikt z posłów nie skontaktował się z Instytutem. A szkoda, bo część zapisów już w projekcie mogła wyglądać zupełnie inaczej, gdyby zechcieli poznać realia funkcjonowania IPN.

Rozmawiała Anna Kondek-Dyoniziak (PAP)