Jeśli unijni przedsiębiorcy będą napotykać na utrudnienia w przetargach organizowanych w innych państwach, to Komisja Europejska będzie mogła zastosować retorsje – wynika z ostatnich propozycji.
Firmy z UE nie we wszystkich krajach mogą rywalizować na równych zasadach o zamówienia publiczne. W Turcji, Chinach czy w USA często stawia się im specjalne wymagania, bądź po prostu eliminuje z przetargów. Szacunki mówią, że tylko jedna czwarta światowego rynku zamówień publicznych jest otwarta dla unijnych przedsiębiorców. Dlatego już w 2012 r. Komisja Europejska złożyła wniosek legislacyjny o wprowadzenie regulacji pozwalających jej w takich sytuacjach podejmować środki odwetowe, polegające na blokowaniu unijnego rynku przed firmami z krajów zamykających swe przetargi.
W 2014 r. Parlament Europejski przyjął stosowne rozporządzenie „w sprawie dostępu towarów i usług z państw trzecich do rynku wewnętrznego Unii w zakresie zamówień publicznych oraz procedur wspierających negocjacje dotyczące dostępu unijnych towarów i usług do rynków zamówień publicznych państw trzecich”. Napotkało ono jednak na sprzeciw w Radzie UE. Aż 15 państw zgłosiło do niego zastrzeżenia. Główny powód – obawa przed środkami odwetowymi ze strony państw, przed którymi zostałyby zamknięte rynki.
Projekt rozporządzenia przewidywał dość skomplikowaną procedurę. Najpierw zamawiający miał decydować o tym, czy chce wprowadzić ograniczenia dla wykonawców z państw spoza UE i spoza krajów, z którymi zawarto umowy wzajemne. Mechanizm ten byłby stosowany tylko przy zamówieniach powyżej 5 mln euro. Gdyby po otwarciu ofert okazało się, że w którejś co najmniej połowa wartości oferowanych towarów lub usług pochodzi spoza UE, zamawiający powiadamiałby o tym KE. Ta zaś rozstrzygałaby, czy wykluczyć daną firmę z przetargu.
W piątek przedstawiono zmodyfikowany wniosek legislacyjny. Zgodnie z nim KE mogłaby wszczynać dochodzenia w sprawie dyskryminacji unijnych przedsiębiorców. Jeśli zarzuty by się potwierdziły, to pertraktowałaby z zainteresowanym państwem otwarcie rynku. Dopiero niepowodzenie tych negocjacji dawałoby KE możliwość zastosowania sankcji. Przy czym nie chodziłoby o zwykłe wykluczanie firm z danego kraju z przetargów, lecz o wprowadzenie mechanizmu podwyższania cen ich ofert.
Zgodnie z wnioskiem sankcje te nie mogłyby być stosowane wobec państw najsłabiej rozwiniętych. Nie dotyczyłyby również małych i średnich przedsiębiorców. Można byłoby je ograniczać do niektórych tylko firm lub też do wybranej grupy instytucji zamawiających.
– Zamówienia publiczne stanowią ogromny rynek na całym świecie. Chcemy, by przedsiębiorstwa z UE były w stanie korzystać z niego tak, jak firmy spoza UE korzystają z naszego rynku. To, co dziś robimy, otworzy drzwi przed naszymi przedsiębiorstwami i pozwoli im konkurować na równych zasadach – mówiła w piątek Elżbieta Bieńkowska, unijna komisarz ds. rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości i MŚP.