Historia przyspieszyła. W ostatnich dwóch tygodniach uczestniczymy w intensywnym kursie z prawa konstytucyjnego i roli trójpodziału władzy. Z godziny na godzinę jesteśmy zaskakiwani wydarzeniami, ale także opiniami i ekspertyzami prawniczymi. Piszę ten felieton w piątek rano, lecz w druku ukaże się on we wtorek. Nie sposób przewidzieć, co się stanie w międzyczasie, więc siłą rzeczy komentarz do wydarzeń nie może być zbyt bieżący.
Łukasz Bojarski, prezes INPRIS – Instytutu Prawa i Społeczeństwa, były członek Krajowej Rady Sądownictwa powołany przez prezydenta RP (IX 2010 – IX 2015) / Dziennik Gazeta Prawna
O wydarzeniach wokół trybunału, dotyczących przede wszystkim wyboru sędziów, możemy mówić na kilku poziomach. Jeden to poziom walki politycznej. To rzecz w demokracji naturalna, łącznie z politycznymi przesileniami, a takie wydaje się właśnie obserwujemy, i to o dużej intensywności. Drugi poziom to debata prawnicza (w części fachowa, w części publicystyczna, popularyzatorska), absorbująca komentatorów oraz autorów licznych ekspertyz i opinii, inspirująca prawników do wymiany stanowisk na branżowych forach internetowych. Zresztą nie tylko prawników, bo w seminarium na temat konstytucji i trójpodziału władzy biorą udział tysiące osób, które zapewne zaglądały do niej ostatnio w szkole. Jest jednak także poziom, nad którym chciałbym się skupić dłużej. To poziom autorytetu państwa, autorytetu sądów oraz podstawowych wartości, które leżą u jego źródeł, takich jak między innymi trójpodział władzy, niezależność sądów i niezawisłość sędziów.
Te właśnie wartości, te elementy państwa prawa stają się obecnie ofiarą walki politycznej. Ale także ofiarą części dyskursu prawnego, tam gdzie szermierka prawnicza zmienia się w falandyzację. Tam, gdzie argumentacja prawna służy triumfalizmowi: prawo, wyrok potwierdza, że to nasza strona wygrała... Tymczasem triumfalizm, stawianie przeciwnika pod ścianą nie pomoże nam rozwiązać kryzysu, w jakim tkwimy. Pomoże tylko rozwaga i dialog. Przykład takiej rozwagi dał Trybunał Konstytucyjny w swoim czwartkowym wyroku.
My wszyscy, zarówno prawnicy, jak i nieprawnicy zainteresowani zagadnieniem, powinnyśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wyrażane przez nas oceny wpływają na budowę lub niszczenie autorytetu sądów. Zwłaszcza w sytuacji, gdy wzmagają się ataki na nie.
Chłopiec do bicia
Napięcia między sądami a władzą ustawodawczą i wykonawczą zdarzają się regularnie. W naszej najnowszej historii działo się tak niejednokrotnie. Jedni szanują sądy bardziej, inni mniej. Jest to jednak zawsze problem. Ważne jest to, na ile krytyka sądów dotyczy złych rozwiązań ustrojowych (za które zresztą sędziowie najczęściej nie ponoszą odpowiedzialności), na ile krytyka wyroków przybiera kształt merytoryczny, a na ile możemy mówić o ataku na niezależny sąd czy nagonce na sędziego?
W ostatnim czasie (i nie zdarza się to wcale po raz pierwszy, problem ten nawraca, choć obecnie znacząco się nasilił) mamy bowiem do czynienia z atakami najbardziej niebezpiecznymi, bo uderzającymi bezpośrednio w instytucje i poszczególnych sędziów. Adwokat, który mówi, że TK, podejmując jednogłośnie decyzję w pełnym składzie, skompromitował się, jest partyjny i bierze polityczną stronę, daje w jakimś sensie przyzwolenie na twórcze rozwinięcie tego stwierdzenia, które przybiera formę wielkiego transparentu o skorumpowanych okrągłostołowych sędziach TK. Jeśli były sędzia w niewybrednym publicystycznym stylu oskarża z imienia i nazwiska sędzię rodzinną o rzeczy straszne (niezasadne odbieranie dzieci rodzicom), to jest po części odpowiedzialny za festiwal nienawiści, który potem następuje (włącznie z pogróżkami, telefonami, listami skierowanymi bezpośrednio do tej osoby, jej otoczenia i instytucji). Jeśli najwyżsi urzędnicy państwowi, tacy jak prezydent i minister sprawiedliwości, włączają się w nagonkę na konkretnego sędziego za to, że wydał wyrok niezgodny z ich oczekiwaniami (nie mówiąc już o tym, że zapadł on w trzyosobowym zawodowym składzie), powodują tym samym, że każdy niezadowolony z jakiegoś wyroku czuje się uprawniony do podobnych form protestu. Natężenie takich ataków wpływa na poczucie zagrożenia i niepewności w grupie zawodowej. W tym wszystkim ginie krytyka słuszna, co jest tym gorsze, że jest wiele elementów, które wymagają refleksji, zmian, reformy.
Ryzyko zawodowe
Sędzia musi być przygotowany na ataki i odporny na naciski. To elementarz. Profesor Ewa Łętowska od wczesnych lat 90. pisała o tym, jak „być sędzią w trudnych czasach”, z jakimi zagrożeniami wiąże się wykonywanie tego zawodu oraz jakich cech wymaga. Jej refleksje znalazły wyraz w „Dekalogu dobrego sędziego” (zob. ramka niżej). Łatwo powiedzieć i wymagać. Czy jednak sędziom w tym pomagamy? Systemowo... Jak identyfikować, wybierać i nominować takie osoby, co do których będzie pewność, że mają potrzebną odwagę cywilną, odporność na naciski i stres? Łatwo być niezależnym sędzią w spokojnych czasach, trudniej w czasach napięć i presji. Wówczas istnieje ryzyko efektu mrożącego, kiedy to widząc jak atakuje się innych, przestajemy być niezależni, niezawiśli i unikamy zachowań, które mogłyby spowodować podobny atak na nas.
Obawiam się, że w obecnym systemie naboru do zawodu nie skupiamy się na takich elementach ani nie mamy instrumentów do ich oceny. Co więcej, bardzo mało jest zajęć (czy to na aplikacji, czy to dla osób w służbie), które te problemy poruszają od strony charakteru i psychologii, a nie tylko prawa i jego gwarancji. Dodatkowo zdecydowanie nie poprawia tej sytuacji nowy, wchodzący od stycznia 2016 r., system asesury sądowej. Bo na kogóż, jak nie na asesora, którego przyszłość zależy od oceny wyrokowania przez kilka pierwszych lat, może działać efekt mrożący? Dobrze, jeśli ocena pracy takiej osoby dotyczy kwestii merytorycznych i jakości orzekania. Sędzia na próbę może być jednak na takie zagrożenia mniej odporny, zwłaszcza w sprawach wrażliwych czy przyciągających uwagę publiczną.
Kolejne zagadnienie to wsparcie, jakiego czasami potrzebują sędziowie atakowani czy pracujący pod nadmierną presją. Potrzebne jest im poczucie, że w takich sytuacjach środowisko ich obroni i za nimi się wstawi (mam na myśli środowisko danego sądu, okręgu, apelacji, stowarzyszenia sędziowskie i Krajową Radę Sądownictwa). Potrzebne są też rozwiązania systemowe w zakresie pomocy psychologicznej. Policjant po użyciu broni jest kierowany do psychologa na rozmowę. Sędzia, który wydaje bardzo trudny wyrok, który znajduje się pod presją ulicy, mediów, a czasem i polityków, który staje się ofiarą nagonki, takiej pomocy nie otrzymuje. Warto nad tym popracować, nawet jeśli nie na poziomie ustawowym, to na pewno w środowisku.
Tryb naboru odpowiednich osób do zawodu, wypracowanie metod oceny pozaprawnych kwalifikacji i charakteru, edukacja wstępna i osób w służbie (tak, odwagi cywilnej też się można uczyć), wsparcie ze strony grupy i pomoc psychologiczna tam, gdzie są potrzebne – są to elementy, o których musimy rozmawiać. I pewnie łatwiej je osiągnąć i sprawdzić w przypadku osób dojrzałych i mających za sobą kawałek życia niż u młodych, zdolnych, którzy spędzili ostatnie 10 lat głównie na nauce.
Rola organizacji obywatelskich
Po pierwsze warto zaznaczyć, że organizacje obywatelskie interesują się omawianą problematyką nie od dziś. Wybory sędziów TK są monitorowane przez INPRIS, Helsińską Fundację Praw Człowieka i Sekcję Polską Międzynarodowej Komisji Prawników od 2006 r. Powstało w tym czasie wiele opracowań, propozycji zmian prawa i praktyki, wiele stanowisk i apeli adresowanych do parlamentu o to, aby wybory były przejrzyste oraz odpolitycznione oraz by stwarzały możliwość debaty o kompetencjach kandydatów. Obserwujemy także szczegółowo wszystkie bieżące wydarzenia, w tym najszybsze, bo 24-godzinne, „wybory sędziów” w historii. Tu i ówdzie słyszę zarzut, że prawie nikt nie protestował przeciwko zmianom w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym z 2015 r., na mocy których poprzedni parlament wybrał dwóch dodatkowych sędziów. Otóż no właśnie – „prawie”, bo akurat nasza koalicjantka, fundacja helsińska opracowała opinię (dostępną na stronach Senatu), w której to rozwiązanie zostało skrytykowane i uznane za niekonstytucyjne.
Nasze działania nie dotyczą tylko trybunału. Od lat organizacje obywatelskie budują szacunek dla sądów jako instytucji, walcząc o ich niezależność, edukując społeczeństwo na temat ich roli, ale i krytycznie badając, jak działa wymiar sprawiedliwości, po to aby przekazać informację zwrotną i pomóc w reformach. Jak napisała na portalu społecznościom jedna z liderek polskiego ruchu ochrony praw człowieka, z państwem prawa jest być może tak jak z angielskim trawnikiem – nie wystarczy posiać, trzeba jeszcze przez pokolenia pielęgnować. Czy wysiłek lat 90. i początku XXI w. był kontynuowany, czy z równą intensywnością edukowaliśmy młodsze pokolenia na temat roli sądów, podziału i równoważenia się władz? Czy same sądy i organy je wspierające odpowiednio informowały, były otwarte na społeczeństwo i dialog? Myślę, że warto, aby każdy na swoim podwórku to przemyślał. Bo obserwacja niektórych zachowań, bezmyślnych ataków i uprzedzeń wskazuje, że jest wiele pracy przed nami. Choć to zawsze ekstrema są najbardziej widoczne, może nie jest tak źle, jak to wygląda... Oby.
Słyszę zarzut, że prawie nikt nie protestował przeciwko zmianom w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym z 2015 r., na mocy których poprzedni parlament wybrał dwóch dodatkowych sędziów. Otóż no właśnie – „prawie”, bo fundacja helsińska opracowała opinię, w której to rozwiązanie zostało skrytykowane i uznane za niekonstytucyjne
Dekalog dobrego sędziego
Pierwsze – trzymaj się niezawisłości!
Drugie – pamiętaj, że kiedyś mogą wystawić ci rachunek!
Trzecie – nie słuchaj pomruków ulicy i gazet!
Czwarte – trzymaj się daleko od polityki!
Piąte – nie daj sobie skakać po głowie!
Szóste – nie daj się wyciągnąć z sądu!
Siódme – nie bądź niańką egzekutywy!
Ósme – wytrzymaj aż państwo zmądrzeje!
Dziewiąte – bądź niezawisły od siebie samego!
Dziesiąte – bądź wielki!
Źródło: artykuł E. Łętowskiej Dekalog dobrego sędziego, „Gazeta Wyborcza” z 6–7.02.1993r.