Jeśli kilkaset tysięcy obywateli oczekuje od władzy zmian, ta nie może uciekać od odpowiedzialności i tłumaczyć się, że nie zdążono procedować nad projektem w danej kadencji Sejmu. Uważają tak sami posłowie (wnioskodawcami są parlamentarzyści PSL, SLD oraz TR), którzy złożyli do laski marszałkowskiej propozycję nowelizacji ustawy o wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej przez obywateli.

Obecnie art. 4 ust. 3 tej ustawy (Dz.U. z 1999 r. nr 62, poz. 688 ze zm.) przewiduje, że projekt, w stosunku do którego postępowanie ustawodawcze nie zostało zakończone w trakcie kadencji Sejmu, w której został wniesiony, jest rozpatrywany przez Sejm następnej kadencji bez potrzeby ponownego wniesienia. To jednak zdaniem wnioskodawców zbyt mało: bo inicjatywa obywatelska może np. trafić do Sejmu pod koniec jednej kadencji i całą następną przeleżeć w szufladzie. Posłowie chcą więc, aby do projektów popieranych przez obywateli, które już raz trafiły do parlamentu, można było wrócić nawet po wielu latach. „Zasada dyskontynuacji nie wynika wprost z żadnego przepisu prawa. (...) Niejasny jest więc charakter prawny tej zasady” – przekonują posłowie w uzasadnieniu.
Zwracają też uwagę, że przepisy nie wymuszają na przedstawicielach narodu tego, aby z opinią tegoż narodu się liczyć. Jak bowiem twierdzą wnioskodawcy, niezgodna z zasadą demokracji jest praktyka, polegająca na „zamrażaniu” projektów obywatelskich do końca kadencji po to, aby Sejm mógł w ten sposób uniknąć debaty w trzech czytaniach i – niewygodnego z politycznego punktu widzenia – odrzucenia projektu obywatelskiego.
Aby propozycja przeszła, będzie ją musiało poprzeć jedno z największych ugrupowań – albo PiS, albo PO. Posłowie tych partii nie chcą na razie jednoznacznie się opowiadać, jak zagłosują. Robert Maciaszek, poseł PO, nie dostrzega, co istotnego w praktyce miałaby zmienić nowelizacja.
– Od 1999 r. Sejm następnej kadencji może rozpatrzyć projekt obywatelski, który wpłynął w poprzedniej. Czy powinno się tę możliwość rozciągnąć bez ograniczeń czasowych? Nie jestem przekonany – uważa. Jego zdaniem mogłoby to nastręczać wielu problemów, gdyż całkiem możliwe, że część podpisanych pod inicjatywą obywatelską po kilku latach już by jej nie popierało bądź... nie żyło.
– Nie sądzę także, aby dobrym pomysłem było zmuszanie Sejmu do rozpatrywania inicjatyw obywatelskich w trzech czytaniach. Jeżeli posłowie w pierwszym powiedzą, że czegoś nie popierają, nie ma powodu, aby swoje „nie” powtarzali – tłumaczy poseł Maciaszek.

100 tys. osób musi poprzeć projekt , by stał się oficjalnie inicjatywą obywatelską

Etap legislacyjny
Projekt wpłynął do laski marszałkowskiej