Administracja centralna i samorządowa będzie musiała przeprowadzać prawie wszystkie przetargi od początku do końca, na platformie, którą udostępni Urząd Zamówień Publicznych
Elektronizacja ma przynieść oszczędności / Dziennik Gazeta Prawna
Od kwietnia 2014 r., kiedy to weszła w życie nowa dyrektywa 2014/24/UE w sprawie zamówień publicznych, wiadomo było, że polskie przetargi muszą przejść do sieci. Teraz Urząd Zamówień Publicznych ujawnił, jak będzie to wyglądać w praktyce.
– Korzystamy z możliwości, jaką daje nam dyrektywa, i odraczamy obowiązek pełnego korzystania z narzędzi elektronicznych do 2018 r. – oznajmiła Izabela Jakubowska, p.o. prezesa UZP podczas prezentacji założeń „e-Zamówienia – elektroniczne zamówienia publiczne”.
– Wówczas już jednak internet służyć będzie nie tylko do wymiany informacji, ale do przeprowadzania całego postępowania o zamówienie publiczne, od przesłania ogłoszenia i dokumentacji zamawiającego do złożenia oferty przez wykonawcę – zaznaczyła.
Datą graniczną, kiedy wszystkie zamówienia muszą się znaleźć w sieci, jest 18 października 2018 r. Do tego czasu ma już działać platforma e-Zamówienia. Przedsięwzięcie nie ma precedensu w historii polskich zamówień. Jego szacunkowa wartość to ponad 78 mln zł. W lipcu ma zostać rozpisany przetarg na zaprojektowanie i budowę systemu. Jego uruchomienie przewidziano w kwietniu 2018 r.
Jest jednak pewien problem. Otóż projekt ma być sfinansowany z Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa. We wstępnej fazie został dobrze oceniony, przeszedł już preselekcję i znalazł się na krótkiej liście przedsięwzięć, które mają największe szanse na zdobycie dofinansowania. W maju ma być złożony ostateczny wniosek. Tyle że warunkiem sine qua non jest przygotowanie otoczenia prawnego. Zgodnie z wymogami przepisy, na których ma opierać się projekt, powinny być co najmniej przyjęte przez Radę Ministrów. A te do maja na pewno nie będą. Projekt nowej ustawy – Prawo zamówień publicznych nie trafił jeszcze do konsultacji międzyresortowych i szanse na jej uchwalenie w tej kadencji Sejmu są bardzo małe.
– W naszej ocenie system który budujemy, opiera się na regulacjach wynikających z dyrektywy, dlatego polskie przepisy są wtórne – przekonywał podczas prezentacji Arkadiusz Koperski, kierownik projektu e-Zamówienia.
Nie wiadomo jednak, czy argumenty te przekonają osoby decydujące o przyznaniu środków. Jeśli nie, to realizacja harmonogramu może być zagrożona.
Bez wyboru
Zgodnie z projektem korzystanie z platformy ma być obowiązkowe dla administracji centralnej i samorządowej. UZP podkreśla jednak, że to jedynie propozycja i ostateczne decyzje podejmie rząd, do którego w najbliższych dniach projekt ma wpłynąć.
Jednak już nawet propozycja wzbudza kontrowersję wśród niektórych obserwatorów.
– Coraz więcej instytucji publicznych wdraża własne rozwiązania informatyczne. We Francji, na której ma się opierać polski system, istnieje duża różnorodność narzędzi i każdy ma możliwość wyboru. Tymczasem koncepcja UZP zmierza ku narzuceniu jednego rozwiązania, które ma obsłużyć wszystkie zamówienia. Czy to rozsądne – dopytywała podczas prezentacji założeń projektu Elżbieta Gnatowska, ekspert Instytutu Allerhanda.
Tomasz Zalewski, radca prawny kierujący Zespołem Zamówień Publicznych w kancelarii Wierzbowski Eversheds, jest mniej sceptyczny.
– Moim zdaniem, biorąc pod uwagę wczesny etap rozwoju e-zamówień w Polsce, budowa centralnej platformy przez UZP jest uzasadniona, tym bardziej że ułatwia zachowanie spójnego podejścia do przepisów prawa, które nie zawsze są łatwe do opisania w algorytmach takiej platformy. Warto jedynie zadbać, aby była otwarta na współpracę z systemami zarządzania stosowanymi przez zamawiających i wykonawców – ocenia.
Za pośrednictwem internetu będą udzielane prawie wszystkie zamówienia. Odstępstwa przewidziano tylko w wyjątkowych sytuacjach (np. gdy konieczne będzie dostarczenie fizycznego modelu).
Łatwiej i oszczędniej
Zgodnie z założeniami każdy z zamawiających utworzy na platformie e-Zamówień tzw. profil nabywcy. To na nim będzie umieszczał wszystkie informacje, począwszy od publikacji ogłoszenia (chociaż profil ma zapewniać wsparcie już na etapie przygotowania postępowania). Co ciekawe, ogłoszenia o zamówieniach nie będą tak jak teraz publikowane w różnych miejscach w zależności od wartości. Bez względu na to, czy ich wartość będzie wynosić więcej, czy mniej niż tzw. progi unijne, zostaną umieszczone na platformie.
– System zapewni wsparcie na każdym etapie postępowania aż do wyboru oferty. Jednym z kluczowych elementów będzie zaufanie, choćby to, aby nikt nie miał dostępu do ofert przed terminem ich otwarcia – tłumaczy Arkadiusz Koperski, kierownik projektu e-Zamówienia.
– Dzięki jednolitemu europejskiemu dokumentowi zamówienia, który na etapie przetargu zastąpi dokumenty formalne, zmniejszą się koszty przedsiębiorcy związane ze złożeniem oferty. Dodatkowo system ma sam ściągać dokumenty z rejestrów, do których będzie mieć dostęp. Z kolei wprowadzenie interaktywnych formularzy powinno wyeliminować wiele błędów popełnianych dzisiaj w ofertach, co być może przełoży się na mniejszą liczbę odwołań – wyjaśnia.
System ma też uprościć życie zamawiającym. Ujednolicone zostaną wzory ogłoszeń powyżej i poniżej progów unijnych; formularze podpowiedzą, jeśli jakaś rubryka nie zostanie wypełniona; tam, gdzie jakieś dane będą się powtarzać, zadziała autouzupełnienie. Urzędnikom odejdzie też obowiązek przesyłania sprawozdań rocznych.
Z drugiej jednak strony boją się oni, że system będzie pozwalał na ich permanentną inwigilację ze strony UZP. Wojciech Michalski, naczelnik Wydziału Analiz UZP starał się podczas prezentacji rozwiać te obawy.
– Nie będziemy mieć dostępu do profilu nabywców i danych umieszczonych w nim przez zamawiającego. Jedynie wybrane informacje jawne trafią do repozytorium i dopiero stąd będą pobierane przez UZP w celach sprawozdawczych – zapewniał.
Poza ułatwieniami, większą otwartością i przejrzystością, dodatkowym argumentem przemawiającym za elektronizacją zamówień jest oszczędność. Dane z państw, w których zamówienia są już udzielane w internecie, pokazują, że można dzięki nim zaoszczędzić od 5 do 20 proc. kosztów. Chodzi przy tym nie tylko o to, że wykonawcy składają korzystniejsze oferty, ale także o wydatki związane z prowadzeniem postępowania czy przygotowaniem ofert. Przykładowo we Francji szacuje się, że na każdym pobraniu dokumentacji w formie pliku (a nie wydruku) oszczędza się 5 euro.
Pozostaje jednak jeszcze jedna niewiadoma: czy uda się pokonać barierę mentalną?
– Zarówno wykonawcy, jak i zamawiający dzisiaj nie są gotowi do przejścia na całkowicie elektroniczną komunikację, co wynika jednak przede wszystkim z braku doświadczeń praktycznych – uważa Tomasz Zalewski.
– Jestem przekonany, że wykonawcy bardzo szybko polubią elektroniczne zamówienia, gdy zorientują się, że eliminują one wiele prostych błędów, często skutkujących odrzuceniem oferty lub zwiększających koszty udziału w postępowaniu – dodaje jednak.
Przypuszcza natomiast, że stanowisko zamawiających będzie uzależnione przede wszystkim od funkcjonalności zaoferowanych im narzędzi.
– Myślę, że jeśli będą one wspomagały ich działania, np. w zakresie tworzenia automatycznie lub półautomatycznie rankingu ofert, także i oni szybko nabiorą do nich zaufania – przewiduje Tomasz Zalewski.
Dzięki zamówieniom w internecie można oszczędzić od 5 do 20 proc. kosztów