Zaangażowana w pracę, empatyczna i nieugięta – to przymioty Katarzyny Wieraszko. W nagrodzonym właśnie, niezwykle osobistym eseju namawia innych sędziów do spojrzenia na podejmowane decyzje oczami dziecka, którego dotyczy wynik postępowania.
Profesor Małgorzata Gersdorf, I prezes Sądu Najwyższego, podczas niedawnej debaty DGP dotyczącej wizerunku polskiego sądownictwa powiedziała o niej: „Fantastyczny człowiek”. I gorąco zachęciła do lektury tekstu, który zwyciężył w konkursie „Praca sędziego rodzinnego – wyzwania, dylematy, radości”.
Taka wypowiedź to dla Katarzyny Wieraszko jako sędzi prawdziwa rekomendacja. Niewiele jednak brakowało, by wybrała inny zawód i została... architektem. W liceum chodziła do klasy o profilu matematyczno-fizycznym, a na rok przed maturą rozpoczęła przygotowania do egzaminów na politechnikę. – Zaczęłam uczyć się rysunku. Jednak uznałam, że się do tego kompletnie nie nadaję – wspomina z uśmiechem sędzia Wieraszko. Dlatego ostatecznie zdecydowała się na studia prawnicze. Wybór nie był przypadkowy. – Jestem prawnikiem w trzecim pokoleniu. Moi dziadkowie od strony mamy byli radcami prawnymi, tak jak ona teraz. Z kolei ojciec przez 43 lata wykładał na Uniwersytecie Wrocławskim, a obecnie orzeka w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu. Zawód prawnika wykonuje również mój brat – tłumaczy.
Koligacje rodzinne wcale nie ułatwiły jej startu w dorosłe życie. Wprost przeciwnie. Musiała pracować ciężej od rówieśników, żeby udowodnić, że wyniki, które osiąga, są wyłącznie jej zasługą. Udało się. Przez całe studia na Uniwersytecie Wrocławskim była w pierwszej trójce najlepszych na roku. Bez problemu dostała się również na aplikację sądową. Naukę musiała dodatkowo łączyć z rolą mamy. Bowiem jeszcze na IV roku studiów przyszła na świat jej pierwsza córka, a zaraz po egzaminie wstępnym na aplikację urodziła drugie dziecko. – Był to trudny okres. Mój mąż kończył w tym czasie studia na Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi i cały ciężar opieki nad dwójką małych dzieci spadł w dużej mierze na moje barki – wspomina.
Karierę sędziowską zaczynała jako asesor sądowy w Sądzie Rejonowym dla Wrocławia-Śródmieścia, z którym później była przez wiele lat związana jako orzecznik. Już na samym początku musiała zmierzyć się z jedną z najtrudniejszych spraw w swoim zawodowym życiu. – Chodziło o pozbawienie władzy rodzicielskiej ojca, który molestował seksualnie swoją dwumiesięczną córkę – wspomina sędzia Wieraszko. I dodaje: – Wówczas musiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dam radę podołać mentalnie tego typu przypadkom, z którymi będę przecież stykać się na co dzień – tłumaczy sędzia Wieraszko. Sprostała.
We wrocławskim sądzie orzekała 9 lat. Okres ten obfitował w wyzwania zawodowe i perypetie osobiste związane z misją medyczną jej męża w Iraku i narodzinami dwójki kolejnych dzieci. I to głównie przez sprawy prywatne zadecydowała się na zmianę miejsca pracy i zaczęła orzekać w Sądzie Rejonowym w Środzie Śląskiej, gdzie przez ponad rok pełniła również obowiązki przewodniczącej Wydziału III Rodzinnego i Nieletnich.
Początki w nowym miejscu były trudne, bowiem zbiegły się w czasie z poważną chorobą najmłodszego dziecka. W tym czasie w nocy czuwała więc przy szpitalnym łóżku, a za dnia uczestniczyła w sesjach i podejmowała wszystkie czynności związane z prowadzeniem referatu. Pomimo niełatwego startu, okres spędzony w średzkim sądzie ocenia bardzo dobrze. Nawiązała wówczas ścisłą współpracę z policją (funkcjonariusze mieli do niej nawet prywatny numer telefonu komórkowego) i kuratorami, o których mówi, że są oczami sędziego rodzinnego. Była również w stałym kontakcie z dyrektorami placówek opiekuńczo-wychowawczych w Środzie Śląskiej i Kątach Wrocławskich oraz kierownictwem zakładu opiekuńczo-leczniczego dla dzieci w Jaszkotlu.
Pamiętam wyjątkowe zaangażowanie pani sędzi w sprawy dzieci z naszej jednostki i ich rodzin. Interesowała się także sprawami placówki. Uczestniczyła w spotkaniach świątecznych z wychowankami, a wraz kuratorami oraz pracownikami sądu organizowała dla nich pomoc materialną. Do dziś mamy upominki, które od niej otrzymaliśmy – mówi Michał Bryk, dyrektor placówki typu socjalizacyjnego w Środzie Śląskiej.
Sędzia zapoczątkowała także w średzkim sądzie sesje wykonawcze, w których uczestniczyła przez cały okres pracy w tej jednostce. W ramach posiedzeń na rozmowę dyscyplinującą zapraszani byli m.in. rodzice bądź opiekunowie z dziećmi, jeżeli w rodzinach nie zachodziły zmiany na lepsze. – Na takich spotkaniach jest zupełnie inna atmosfera, od tej która panuje na sali rozpraw. Rozmowa sprowadza się wówczas do podpowiadania rozwiązań w często wręcz fundamentalnych sprawach, takich jak np. zapewnienie dziecku czystych ubrań, gdy idzie do szkoły – mówi Katarzyna Wieraszko. To wszystko pokazuje, że zasadę, iż sędzia rodzinny powinien wychodzić zza biurka, traktuje niezwykle poważnie. A sędzia Bogusław Tocicki dodaje: – Jest nie tylko osobą o rozległej wiedzy prawniczej, ale również empatyczną, która bardzo angażuje się w sprawy, w których orzeka.
Po latach pracy w Środzie Śląskiej zdecydowała się na delegację do Sądu Okręgowego we Wrocławiu, gdzie orzeka do dziś. Pomimo iż był to dla niej awans zawodowy, to wachlarz spraw, w których miała orzekać, został jednocześnie mocno ograniczony. Dlatego postanowiła pozostałą energię i czas spożytkować angażując się w pracę w Stowarzyszeniu Sędziów Rodzinnych w Polsce, w którym pełni obecnie funkcję członka zarządu oraz przewodniczącej wrocławskiego koła tej organizacji.
Akumulatory ładuje z kolei na ekstremalnych trasach narciarskich we Francji, Włoszech i Austrii.