Jest wiele przyczyn, dla których polskie sądy działają powoli. Większość z nich dotyczy wadliwej organizacji sądownictwa, która powoduje marnowanie potencjału sędziów, referendarzy i urzędników. Jedną z cech tej organizacji jest brak nastawienia na efekt, którego oczekuje społeczeństwo
Truizmem jest stwierdzenie, że od sądów oczekuje się rozstrzygania sporów, czyli wydawania wyroków. Sędziowie wydają średnio 13 wyroków miesięcznie, podczas gdy wg powszechnej wiedzy do sądów wpływa 13–14 mln spraw rocznie. Jest tak m.in. dlatego, że sądy nie są rozliczane z wydawania wyroków, ale z załatwiania spraw. Różnica jest bardzo istotna, a wiąże się ze statystyką sądową, która decyduje o pochwałach lub naganach; o tym, czy w danym wydziale czy sądzie zostanie zatrudniony dodatkowy urzędnik lub sędzia i wreszcie o ocenach sędziów i ich karierach.
W sądownictwie funkcjonują dwa rodzaje sprawozdań statystycznych i oba zostały wprowadzone zarządzeniami ministrów sprawiedliwości. Jedno z nich, obejmujące bardzo szczegółowe dane, jest prowadzone w zasadzie wyłącznie dla Ministerstwa Sprawiedliwości, które tych danych nie publikuje i nie powołuje się na nie w korespondencji z sądami.
Drugie opiera się na prymitywnej metodzie liczenia pozycji w wykazach (repertoriach), pod którymi wpisano sprawę. Rozpoznanie sprawy poprzez wydanie wyroku jest tu liczone tak samo, jak jej załatwienie przez zwrot lub odrzucenie pozwu, umorzenie postępowania czy przekazanie sprawy do innego sądu lub wydziału. Każda z tych czynności powoduje zakreślenie numeru w wykazie, czyli liczy się jako załatwienie jednej sprawy. Przez pryzmat tej metody sędzia, który w danym miesiącu wyda 30 wyroków, i sędzia, który 30 spraw przekaże do innego sądu lub wydziału, są postrzegani tak samo. W ten sposób liczone są efekty pracy poszczególnych sędziów, wydziałów, sądów, okręgów i apelacji. Wyniki liczenia zakreślonych pozycji w wykazach wszystkich sądów są publikowane przez MS, które podało, że w roku 2013 w Polsce załatwiono 14 575 861 spraw sądowych. W istocie jednak liczba ta mówi, ile zakreślono pozycji w wykazach prowadzonych przez sądy.
Nabrani na numery
Z opisaną metodą statystyczną związane jest pojęcie załatwialności, które obejmuje sprawy rozpoznane merytorycznie razem z tymi, które rozpoznane nie zostały, ale tylko nadano im numer i z jakiegoś powodu numer ten następnie zakreślono. Wystarczy przepisywać te same sprawy z jednego wykazu do drugiego (co jest możliwe), a załatwialność będzie coraz lepsza. Dzięki temu wg publikowanych przez MS sprawozdań średni czas trwania postępowania sądowego w Polsce wynosił w ubiegłym roku tylko 61 dni (!).
Zarówno Komisja Europejska, jak i Rada Europy dają się nabrać na naszą statystykę i dzięki temu mamy rewelacyjne wyniki w ich rankingach, bijąc pod względem szybkości procesów sądy innych krajów. W jednym z ostatnich takich rankingów z marca 2013 r. Komisja Europejska opublikowała zestawienie, z którego wynika, że w zakresie procesów cywilnych i gospodarczych ze średnim czasem trwania poniżej 200 dni polskie sądy są na piątej pozycji w UE. Okazuje się, że wolniej działają sądy niemieckie, francuskie i szwedzkie, nie mówiąc już o portugalskich czy włoskich. Zapewne nie inaczej będzie w kolejnym rankingu Rady Europy, który ma być opublikowany 9 października 2014 r.
Traktowanie merytorycznego rozpoznawania spraw na równi z załatwianiem ich na gruncie formalnym w oczywisty sposób nie stanowi zachęty do prowadzenia postępowania w kierunku wydania wyroku. Wyrokowanie wiąże się bowiem z większym nakładem czasu i pracy, a dodatkowo naraża sędziego na uchyłkę – czyli coś, co psuje widoki na awans. Wydawanie postanowień lub zarządzeń kończących sprawy tylko formalnie – np. o zwrocie pozwu, umorzeniu postępowania, odrzuceniu pozwu, przekazaniu sprawy – nie wiąże się z takim ryzykiem. Sędziowie, którzy wydają dużo wyroków, narażają się. Najczęściej bowiem sędziowie są karani dyscyplinarnie za przekroczenie terminu na napisanie uzasadnienia wyroku. Karani są zatem ci, którzy wydają dużo wyroków.
Produkty uboczne
Niektórzy twierdzą, że opisywany tu problem jest trywialny, a sposób liczenia spraw nie ma istotnego znaczenia. Takie stanowisko opiera się na błędnym założeniu, że sędziowie nie podlegają jakimkolwiek wpływom i naciskom ze strony instytucji, w której funkcjonują. Jest jednak inaczej. Ciągła presja na poprawę załatwialności ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości i podlegających mu prezesów sądów, realizowana poprzez zwiększanie nadzoru, nie pozostaje bez efektu. Sądy koncentrują się na zwiększaniu załatwialności: najłatwiej poprawić ją, używając procedury, najłatwiej zepsuć merytorycznym rozpoznawaniem spraw.
Na potwierdzenie tego, że istnieje wyraźna różnica pomiędzy rozpoznaniem sprawy a jej załatwieniem, przytoczyć można obraz działalności wydziałów cywilnych, jaki wyłania się z obu rodzajów statystyk. Wydziały cywilne sądów rejonowych załatwiły w ubiegłym roku 517 tys. spraw w procesie, czyli w trybie, który co do zasady powinien kończyć się wyrokiem (repertorium C). W sprawach tych wydano jednak tylko 214 tys. wyroków (to informacja z niepublikowanej statystyki). Wszystkie pozostałe załatwienia to produkty uboczne: zwroty, przekazania, umorzenia, wpisy do innej ewidencji itd. Żaden z sędziów nie dowiedział się przy tym, ile on sam wydał wyroków, a ile spraw załatwił formalnie. Ta informacja nie jest bowiem istotna w sądownictwie – ani na poziomie wydziałów czy sądów, ani dla ministra sprawiedliwości. Co więcej, podczas gdy istnieje wyliczony dla owych 517 tys. spraw współczynnik szybkości postępowania (214 dni, czyli ok. 7 miesięcy), to nie została ustalona średnia długość tych postępowań, które zostały zakończone wyrokami, mimo że ta właśnie informacja byłaby szczególnie pożądana.
Z niepublikowanych przez MS sprawozdań statystycznych można się dowiedzieć, że spośród 14,5 mln spraw załatwionych w 2013 r. sądy powszechne wszystkich instancji wydały tylko niespełna 1,6 mln wyroków: 951 tys. w sprawach karnych (w tym 519 tys. wyroków w sprawach o wykroczenia) oraz 631 tys. w sprawach rozpoznawanych wg procedury cywilnej (w tym w sprawach gospodarczych, rodzinnych, pracy i ubezpieczeń społecznych). Biorąc pod uwagę, że mamy 10 tys. sędziów, na jednego sędziego przypada więc ok. 13 wyroków miesięcznie.
Celem tego artykułu nie jest postulowanie, by traktować sądy jak fabryki, które mają produkować wyroki. Nie można jednak zakładać, że zasady ekonomii nie powinny mieć zastosowania w organizacji sądów. W przypadku statystyki chodzić powinno przecież głównie o to, by jak najwierniej oddawała wypełnianie zadań, do których sądy są powołane.
Problem można rozwiązać poprzez zmianę postawy ministra sprawiedliwości w zakresie tego, jakie dane nt. działania sądów są zbierane i publikowane (zarówno wobec społeczeństwa, jak i wewnątrz sądów). Niestety, ani poszczególni ministrowie sprawiedliwości, ani ich resort nie są zainteresowani ustalaniem faktycznej długości postępowań sądowych, tj. od momentu ich wszczęcia do wydania prawomocnych rozstrzygnięć merytorycznych. Publikowane obecnie dane dotyczące obciążenia sądów i ich wydajności nie odpowiadają prawdzie.