To opinia Urzędu m.st. Warszawy i Warszawskiego Sądu Rejonowego, które odmówiły rejestracji stowarzyszenia promującego leczenie poprzez psychoterapię. Każdy chory psychicznie może bowiem stanowić zagrożenie dla społeczeństwa i demokracji – takim absurdalnym tokiem myślenia zdają się iść autorzy decyzji odrzucającej wniosek o zarejestrowanie Stowarzyszenia na rzecz Psychologicznego i Społecznego Podejścia do Psychoz.
Jak przekonują jego założyciele, w Europie i na świecie już dawno specjaliści dostrzegli potrzebę ograniczenia leczenia zaburzeń psychicznych tylko za pomocą farmaceutyków – bo często leki na dłuższą metę przestają działać.
Działalność stowarzyszenia ma być skierowana nie tylko do profesjonalistów, lecz także do samych chorych. Dlatego w statucie znalazł się zapis, że należeć do niego mogą również osoby, które mają doświadczenie z psychozą, oraz ich rodziny. – Taki jest obecnie trend w Europie i nikt tego w innych krajach nie kwestionuje – argumentuje psychiatra Katarzyna Prot, jedna z założycielek. I dodaje, że w Polsce działa to bez problemu w przypadku innych chorób: cukrzycy, pacjenci onkologiczni czy ze stwardnieniem rozsianym mogą się zrzeszać.
Jednak ani sądu, ani pracowników Urzędu m.st. Warszawy takie argumenty nie przekonują. Co ciekawe, kiedy po pierwszym odrzuceniu wniosku o rejestrację zakładający stowarzyszenie zmienili pierwotny zapis i wpisali, że „członkami Towarzystwa mogą zostać nieprofesjonaliści zainteresowani działaniami statutowymi Towarzystwa” – urząd miasta się nie ugiął. Nadal uważając, że jeżeli to dotyczy chorych psychicznie, to może się okazać, że ktoś z nich jest ubezwłasnowolniony i nie powinien mieć prawa do zrzeszania się.
Były minister zdrowia Marek Balicki uważa, że to dowód dyskryminacji, która nie ma uzasadnienia, potwierdzająca jedynie stereotypowe przekonania o chorych psychicznie. On sam, ale także inni psychiatrzy, twierdzą, że z dyskryminacją chorzy psychicznie spotykają się bardzo często. W pracy nie chcą się do choroby przyznawać, bojąc się reakcji nie tylko pracodawców, lecz także kolegów. Kiedy zostają niesłusznie zwolnieni, boją się na to skarżyć, bo trudno jest wykazać, co było tego bezpośrednią przyczyną. Rzadko się zdarza, by ktoś o swoich psychicznych problemach opowiadał publicznie. Ostatnio o swojej depresji opowiedziała Justyna Kowalczyk, ale już o schizofrenii czy psychozach nikt nie chce publicznie mówić.
Tomasz Kot ze Stowarzyszenia dla Rodzin i Przyjaciół Osób z Zaburzeniami Psychicznymi „Integracja” dodaje, że w tym przypadku jest jednak dowód nierównego traktowania chorych – w postaci decyzji urzędników. Kot nie ma wątpliwości, że ich tok rozumowania został zdeterminowany przez sam fakt, iż działalność towarzystwa jest ukierunkowana na środowisko osób cierpiących na zaburzenia psychicznie.
Agnieszka Kłąb z urzędu miasta tłumaczy, że: „nie było ani nie jest naszym zamiarem dyskryminacja kogokolwiek i utrudnianie rejestracji stowarzyszeń, a zgłoszona do sądu wątpliwość odnosiła się nie do osób z zaburzeniami psychicznymi w ogóle, lecz do osób, które nie posiadają pełnej zdolności do czynności prawnych”.
Prawnicy wskazują jednak, że nie ma żadnych podstaw prawnych, które by tłumaczyły taką postawę. Dr Justyna Łacny, adiunkt w Instytucie Nauk Prawnych PAN, wyjaśnia, że z prawa wynika, iż każda osoba chcąca przynależeć do jakiegokolwiek stowarzyszenia w Polsce musi spełniać ustawowe wymogi i nie ma żadnych powodów prawnych do przyjęcia, że ta reguła ma nie być stosowana w odniesieniu do członków tego akurat towarzystwa. – Najwidoczniej logika sądu, który odmówił rejestracji, wynika z przyjęcia niedopuszczalnego i stygmatyzującego uproszczenia utożsamiającego osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne z osobami ubezwłasnowolnionymi całkowicie, które nie posiadają zdolności do czynności prawnych – tłumaczy dr Łacny. I dodaje, że uproszczenie to jest niedopuszczalne, gdyż nie wszystkie osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne są ubezwłasnowolnione.
Tomasz Kot dodaje, że osoby ubezwłasnowolnione mogłyby się równie dobrze znaleźć wśród filatelistów czy obrońców praw zwierząt – a jakoś w tych przypadkach urzędnicy nie widzą zagrożenia.
Założyciele stowarzyszenia złożyli apelację do sądu. Sprawa trafiła również do rzecznika praw obywatelskich.

Skandaliczna decyzja, która świadczy o uprzedzeniach

Marek Balicki psychiatra, były minister zdrowia

Fakt leczenia się psychiatrycznie nie może pozbawiać obywatela praw i wolności do zrzeszania się. Dlatego decyzja urzędnicza, która tego zabrania, jest skandaliczna. A także trudno zrozumiała, nie ma bowiem prostego przełożenia pomiędzy chorobą psychiatryczną a ubezwłasnowolnieniem. Tymczasem urzędnicy postawili między tym znak równości. To świadczy o głęboko zakorzenionych uprzedzeniach. Tak było 25 lat temu, kiedy chorych psychicznie nie pytano nawet o zgodę na pobyt w szpitalu. Było to ewidentnym naruszeniem podstawowych praw człowieka. Po zmianie ustawy o ochronie zdrowia psychicznego wprowadzano obowiązek zgody. Jak widać, jednak nie wszyscy zrozumieli, że osoby z zaburzeniami psychicznymi mają te same prawa, co reszta obywateli. Najgorsze jest to, że jeżeli jest takie nastawienie i brak zrozumienia, trudno o kolejne zmiany. Tymczasem choćby sama instytucja ubezwłasnowolnienia powinna być zreformowana. Należy znaleźć inne rozwiązania prawne – takie osoby potrzebują doradztwa, a nie pozbawiania prawa do decydowania o sobie. Znam przypadki, kiedy ktoś jest pozbawiany wolności tylko dlatego, że nie chce się zgodzić, by przebywać w domu opieki społecznej. Zgodnie z prawem nie można go umieścić wbrew jego woli, ale kiedy jest ubezwłasnowolniony, jego zdanie się nie liczy. Nie może nawet stamtąd wyjść. To należy zmienić.

Świat ogranicza leki i docenia terapię

Jak przekonują psychiatrzy, wiele rodzajów zaburzeń da się również leczyć za pomocą terapii, a nie aplikując pacjentom coraz mocniejsze leki. Takie podejście promuje międzynarodowa organizacja International Society for Psychological and Social Approaches to Psychosis (ISPS), która działa już od lat 50. ubiegłego wieku. Pomysł na założenie stowarzyszenia zrodził się podczas spotkania dwóch młodych szwajcarskich psychiatrów, którzy niezadowoleni z dotychczasowych efektów leczenia schizofrenii postanowili zainteresować się możliwością leczenia tej choroby dzięki psychoanalizie. Stowarzyszenie początkowo skupiało się przede wszystkim na organizacji międzynarodowych sympozjów. Obecnie jego głównym celem jest promocja leczenia pacjentów z psychozami metodą psychoterapeutyczną. ISPS wydaje podręczniki, własne pismo i organizuje co trzy lata międzynarodowe kongresy naukowe. Filie ISPS działają na całym świecie, w Europie m.in. w Chorwacji, Danii, Grecji, Niemczech, we Włoszech, w Norwegii, Holandii, Słowenii czy Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. Poza naszym kontynentem również w Australii, Indiach, Korei czy Nowej Zelandii. W statucie stowarzyszenia jest bardzo wyraźnie napisane, że członkami mogą zostać wszyscy zainteresowani: profesjonaliści, ale także i osoby dotknięte zaburzeniami i korzystające z pomocy lekarskiej oraz ich rodziny.