Prace nad stworzenie jednolitego systemu ochrony patentowej na terenie UE dobiegają końca. W ubiegłym miesiącu Parlament Europejski przyjął zapisy, które umożliwią wejście w życie umowy o Jednolitym Sądzie Patentowym. Tymczasem Polska, która wspomnianej umowy nie podpisała, wciąż znajduje się na marginesie tworzonego rozwiązania. Czy słusznie?

Jednolity patent europejski to ogólna nazwa systemu ochrony własności przemysłowej w ramach Unii Europejskiej, który w założeniu ma ułatwić europejskim przedsiębiorcom ochronę wynalazków za granicą. Twórcy systemu podkreślają, że będzie to przyjazne i wygodne narzędzie ochrony patentowej dla przedsiębiorców, które, przyśpieszy procedurę patentową, zapewni wynalazcom dostęp do unijnej bazy patentów i znacznie obniży koszty uzyskania ochrony patentowej na terenie UE. Jest to szczególnie ważne, bo obecnie koszty te są nawet 10-krotnie wyższe niż w przypadku systemu obowiązującego w Stanach Zjednoczonych.

Prościej, szybciej i taniej?

Jednolity patent europejski ma być alternatywą dla obowiązującej od 1973 roku Konwencji o udzielaniu patentów europejskich, na podstawie której 38 państw zrzeszonych w Europejskiej Organizacji Patentowej może ubiegać się o przyznanie tzw. patentu europejskiego. Największą wadą tego rozwiązania jest fakt, że zasadniczo nie mamy tu do czynienia z jednolitym systemem ochrony, a raczej ze zbiorem patentów krajowych, obowiązujących indywidualnie w poszczególnych państwach.

Obecnie obowiązujące przepisy przekładają się na wyższe koszty uzyskania patentów, jak również zmuszają krajowych przedsiębiorców do udziału w dość skomplikowanej procedurze. Wystarczy wspomnieć, że aby przyznany patent europejski obowiązywał na terenie wszystkich państw członkowskich EOP, przedsiębiorca musi indywidualnie ubiegać się o jego uznanie w każdym z tych państw. To zaś wiąże się z kolei z koniecznością tłumaczenia dokumentów patentowych oraz z wysokimi opłatami (koszt walidacji, tłumaczeń oraz pracy lokalnego przedstawiciela).

Jednolity patent europejski w założeniu ma zlikwidować ten problem. Gdy nowy system wejdzie w życie, przedsiębiorcy z państw członkowskich UE będą mogli ubiegać się o ochronę patentową na terenie całej Wspólnoty, bez konieczności ubiegania się o patent w każdym kraju.

Choć forsowany przez Komisję Europejską projekt wydaje się być dla europejskich przedsiębiorców wielkim ułatwieniem i szansą na lepsza ochronę ich wynalazków, to budzi on jednak sporo wątpliwości, które związane są przede wszystkim z przyjętą procedurą nadawania i kontroli jednolitego patentu, która ma być przeprowadzana jedynie w jednym z trzech urzędowych języków Unii Europejskiej – angielskim, francuskim oraz niemieckim.

Problem tłumaczeń

Krytycy nowego rozwiązania podkreślają, że oznacza ono zmniejszenie kosztów patentowych tylko dla firm z wybranych krajów - a co za tym idzie dyskryminuje przedsiębiorców z pozostałych państw. Kontrowersje wzbudza przede wszystkim przeniesienie obowiązku tłumaczeń dokumentów patentowych na krajowe firmy oraz instytucje naukowo-badawcze (dotychczas obowiązek ten spoczywał na właścicielach patentów). Problemem jest również fakt, że choć polscy przedsiębiorcy będą mogli składać wniosek o przyznanie patentu w swoim ojczystym języku, to jednak w określonym terminie będą zobowiązani dostarczyć tłumaczenie zgłoszenia w języku angielskim, francuskim lub niemieckim.

Kontrowersje wzbudza także sama instytucja Jednolitego Sądu Patentowego, który w przyszłości ma rozstrzygać patentowe spory pomiędzy przedsiębiorcami. Takie rozwiązanie oznacza, że polskie firmy byłyby zmuszone do dochodzenia swoich praw w języku obcym i w oparciu o obcojęzyczny materiał dowodowy.

Porozumienie niekorzystne dla polskiej gospodarki?

Jak przyjęcie ujednoliconego systemu ochrony patentowej mogłoby wpłynąć na polską gospodarkę? Tu zdania również są podzielone. Zwolennicy jednolitego patentu europejskiego wskazują na to, że znosi on liczne bariery, które dotychczas ograniczały innowacyjność przedsiębiorstw i hamowały gospodarkę. Obawy przeciwników dotyczą natomiast przede wszystkim sytuacji małych i średnich przedsiębiorstw, które w nowej rzeczywistości gospodarczej byłyby zmuszone do „otwartej” rywalizacji z największymi europejskimi korporacjami. Rywalizacji, w której – co trzeba zaznaczyć - z góry są skazane na porażkę.

„Beneficjentem tych regulacji będą wybrane państwa wysoko rozwinięte technologicznie, mające silny potencjał rozwoju technicznego i dysponujące znacznymi środkami na badania i rozwój, a zwłaszcza duże międzynarodowe koncerny. W praktyce, przyjęcie tych regulacji sprowadzi polskiego przedsiębiorcę do roli odtwórcy korzystającego z obcych wynalazków kosztem ponoszenia opłat licencyjnych” – pisała na swojej stronie Polska Izba Rzeczników Patentowych, która była i wciąż jest jednym z najgorętszych przeciwników przyjęcia jednolitego patentu europejskiego.

Do wątpliwości wyrażanych przez PIRP oraz przedsiębiorców przychylił się polski rząd, który w lutym 2013 roku zrezygnował z podpisania umowy międzynarodowej o Jednolitym Sądzie Patentowym (JSP), co automatycznie zablokowało możliwość wprowadzenia systemu jednolitej ochrony patentowej na terenie naszego kraju.

Nie oznacza to jednak wcale, że pozostanie on bez wpływu na sytuację naszych firm. Może się bowiem zdarzyć, że polski przedsiębiorca zostanie pozwany za naruszenie patentu jednolitego w państwie, które przystąpiło do systemu jednolitej ochrony patentowej. Wówczas będzie on zobowiązany do stawienia się przed Jednolitym Sądem Patentowym.

Wciąż nie wiadomo, kiedy jednolity patent europejski zacznie obowiązywać na terenie UE. Początkowo mówiło się, że do wprowadzenia wspólnej ochrony patentowej dojdzie jeszcze w tym roku. Teraz bardziej prawdopodobną datą wydaje się rok 2015. Wszystko to z powodu problemów z ratyfikacją umowy o Jednolitym Sądzie Patentowym (JSP) przez państwa, które podpisały ją w marcu 2013 roku. Obecnie jedynym krajem, który zakończył proces ratyfikacji jest Austria. Zgodnie z tekstem umowy, zacznie ona obowiązywać, gdy ratyfikuje ją 13 państw.