Czy zrozumiemy, że najważniejsza nie jest wysokość kary, a skutek, jaki odniesie jej wykonanie wobec sprawcy?

W Areszcie Śledczym przy ulicy Montelupich w Krakowie 21 kwietnia 1988 r. wykonano po raz ostatni w Polsce karę śmierci. Kilka miesięcy później rząd Mieczysława Rakowskiego ogłosił moratorium na karę śmierci. 7 grudnia 1989 r. na mocy ustawy o amnestii, wszystkim skazanym zamieniono karę śmierci na karę 25 lat pozbawienia wolności.

Przez te dwadzieścia pięć lat nie myślano o sprawie w ogóle i dopiero w przeddzień opuszczenia zakładu karnego przez pierwszego ze skazanych, uchwalana jest w pośpiechu ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających niebezpieczeństwo dla życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych. Wiele osób mówi wprost, że ustawa ta jest niezgodna z konstytucją, głośno przedstawiając zastrzeżenia co do jej przepisów. Prezydent ustawę co prawda podpisał, ale jednocześnie oświadczył, że skieruje do Trybunału Konstytucyjnego, który ma rozwiać jego wątpliwości.

Wątpliwości natury konstytucyjnej to jedna sprawa, ale przy tej okazji należy postawić cały szereg pytań nie mniej istotnych. Przede wszystkim, co zrobiono przez ostatnie 25 lat? Czy i jaki program resocjalizacji zaoferowano skazanym? Jak on przebiegał i z jakim skutkiem? Do dziś nikt w Polsce nie zainicjował głośnej i poważnej debaty o jakości programów resocjalizacyjnych w polskich więzieniach. Jedyną od czasu do czasu przebijającą się sprawą jest temat warunków bytowych w zakładach zamkniętych - tzw. walka o 3 metry kwadratowe powierzchni dla każdego osadzonego to jeden z symptomów starej, nieuleczonej choroby polskiego więziennictwa. Symptom dobrze znany, bo Polska z powodu przeludnienia więzień nie raz przegrywała sprawy w Strasburgu, ale inne symptomy choroby toczącej więziennictwo nadal skrywa puklerz tajemnicy.

Nie słyszałem dyskusji o sposobach resocjalizacji, jej skutkach i opiece postpenitencjarnej. Bardzo chciałbym zobaczyć szczegółowy opis działań wdrożonych wobec tych kilkunastu osób, którym zamieniono kary śmierci na 25 lat więzienia, a teraz mają wyjść na wolność lub trafić do kolejnego zakładu zamkniętego. Czy był dedykowany im jakiś program resocjalizacyjny i jakie są jego wyniki?

Pośpiesznie uchwalona ustawa jest jedynie krzywym odbiciem wymiaru sprawiedliwości, nieudolną i być może, jak się wkrótce okaże, niekonstytucyjną próbą ratowania twarzy polskiego systemu penitencjarnego. Dalsza izolacja skazanych na podstawie nowej ustawy budzi niepokój każdego prawnika, bo godzi w podstawowe standardy prawa karnego. Autorzy ustawy mogą jednak liczyć na społeczne poparcie, gdyż ludzie boją się niezresocjalizowanych przestępców i chcą czuć się bezpiecznie. Uznanie zyskują politycy domagający się coraz surowszych kar. Rzeczywiście istnieje społeczne przyzwolenie na dalszą izolację tych kilkunastu osób.

Rodzi się jednak pytanie, czy ta sprawa czegoś nas nauczy? Czy dotrze do społeczeństwa? Czy do twórców prawa dotrze komunikat, że postępowanie karne nie kończy się na prawomocnym wyroku? Przecież istnieje jeszcze postępowanie wykonawcze. Czy zrozumiemy, że najważniejsza nie jest wysokość kary, a skutek, jaki odniesie jej wykonanie wobec sprawcy?

W cieniu tej sprawy możemy dostrzec, że tak naprawdę codziennie mury więzień opuszczają liczni niezresocjalizowani skazani, bez szans na pracę, bez szans na mieszkanie, bez perspektyw na normalne życie. O tym warto dyskutować.

Roman Kusz, adwokat, przewodniczący Komisji ds. Wizerunku Zewnętrznego i Ochrony Prawnej NRA