Nikt nie może być sędzią w swojej sprawie. Nawet adwokat. Sądownictwo dyscyplinarne prawników czeka trzęsienie ziemi. Formuła „sądzenia kolegów przez kolegów” się wyczerpała. Jest dysfunkcjonalna – twierdzą posłowie, pracujący nad zmianami w prawie.
Dyscyplinarki radców prawnych / Dziennik Gazeta Prawna
Parlamentarzyści z Solidarnej Polski chcą upaństwowienia sądownictwa dyscyplinarnego, a więc przeniesienia uprawnień do sądzenia członków korporacji z samorządów do sądów powszechnych.
W pierwszej instancji w takich sprawach miałyby orzekać sądy apelacyjne, a w drugiej – Sąd Najwyższy. Takie zmiany przewiduje projekt ustawy o postępowaniu dyscyplinarnym wobec osób wykonujących niektóre zawody prawnicze. Mimo lawiny krytyki samorządów po pierwszym czytaniu skierowano go do sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. A ta powołała 9 lipca specjalną podkomisję, która zajmie się zmianami. Na jej czele stanął poseł Michał Szczerba (PO).
Solidarna Polska twierdzi, że proponowany nowy model sądownictwa dyscyplinarnego leży w interesie publicznym. Przekonywała o tym posłów Beata Kempa (SP) podczas kwietniowego posiedzenia Sejmu. Mówiła wówczas, że obywatele wątpią w skuteczność sądów, w których adwokaci sądzą adwokatów, a prokuratorzy prokuratorów itp.
– Ewentualna zmiana modelu odpowiedzialności dyscyplinarnej wymaga szerokich konsultacji ze środowiskami, których pomysł dotyczy. Wszystkie pozytywne i negatywne oceny projektu zostaną skonfrontowane na podkomisji – zastrzega poseł Szczerba.

Wątpliwości korporacji

Fundamentalne zastrzeżenia do projektu mają władze korporacji.
– Proponowane zmiany są niespójne i niekonsekwentne. Budzą przy tym wątpliwości natury konstytucyjnej. Przekazanie sądownictwa dyscyplinarnego do sądów powszechnych stoi w sprzeczności z art. 17 Konstytucji RP i wprost naruszaja przypisaną samorządom pieczę nad wykonywaniem zawodu zaufania publicznego – ocenia Maciej Bobrowicz, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych.
Podobnie oceniają projekt władze adwokatury.
– Ignorancja, jaką projektodawca okazuje wobec konstytucji, jest wręcz nieprawdopodobna. Pozbawienie samorządu zawodów zaufania publicznego sądownictwa dyscyplinarnego podważa samą istotę samorządu zawodów zaufania publicznego – przypomina Andrzej Zwara, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.
Z koncepcją upaństwowienia sądownictwa dyscyplinarnego nie zgadza się także Krajowa Rada Sądownictwa. Wszyscy liczą, że ustawodawca wykaże się zdrowym rozsądkiem i ostatecznie nie przyjmie rozwiązań, które są z góry skazane na klęskę w Trybunale Konstytucyjnym.
Projekt nie zyskał także poparcia rządu. Podczas pierwszego czytania Michał Królikowski, wiceminister sprawiedliwości, deklarował, że ocenia ten projekt negatywnie. Nie dostrzega jednak w nim niekonstytucyjności. Uważa, że jedynie osłabia on wykonywanie niektórych norm konstytucyjnych.

Odpieranie zarzutów

Problem jednak istnieje. Od dawna wobec korporacyjnych sądów formułowane są zarzuty m.in. o niewydolność i brak obiektywizmu.
– Jest to typowo populistyczny zarzut – uznaje Maciej Bobrowicz i przytacza statystyki jako dowód.
W 2012 roku Wyższy Sąd Dyscyplinarny samorządu radców 66 proc. spraw rozpatrzył w terminie do 3 miesięcy, a tylko niecałe 3 proc. toczyło się ponad 6 miesięcy.
– To są wyniki zdecydowanie lepsze od średniego czasu trwania sprawy przed każdym sądem powszechnym. Jaki jest zatem sens w dociążaniu sądownictwa powszechnego, skoro obecne rozwiązanie, jak widać, doskonale się sprawdza – pyta retorycznie szef samorządu radcowskiego.
Adwokatura traktuje projekt jako niezrozumiały, mający na celu osłabienie samorządów.
– Za tymi absurdalnymi projektami nie idą żadne racjonalne argumenty – mówi Andrzej Zwara, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. Przypomina, że samorządowe sądownictwo dyscyplinarne jest pozytywnie oceniane przez sędziów Sądu Najwyższego, którzy rozpatrują kasacje od ich orzeczeń.
Swojego negatywnego stanowiska wobec pomysłu posłów nie kryje także notariat.
– Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że postulowany przez autorów projektu ustawy sąd dyscyplinarny składający się wyłącznie z prokuratorów i sędziów nie będzie znać na tyle specyfiki pracy notariusza, aby we właściwy sposób oceniać zachowania i etyczne pobudki działań rejentów – mówi Joanna Greguła, notariusz, rzecznik Krajowej Rady Notarialnej.
Podkreśla, że tylko sędzia notariusz ma wystarczające kompetencje, aby prawidłowo ocenić skalę przewinienia swego kolegi, innego notariusza.
– Szczytem kuriozum jest pomysł, aby stworzyć grupę prokuratorów, którzy byliby oskarżycielami w sprawach dyscyplinarnych. Mieliby oni oskarżać nie tylko adwokatów, ale i sędziów. Zastanawiam się, czy osoby, które przygotowywały projekt, rozumieją zasady, jakimi kieruje się wymiar sprawiedliwości – wskazuje Zwara.

Szeregowi członkowie

Kompletnie inaczej pomysł posłów Solidarnej Polski oceniają ci, którzy sami zetknęli się z machiną korporacyjnej sprawiedliwości. Ich zdaniem brakuje systemowej kontroli nad działaniami rzeczników dyscyplinarnych (np. brak możliwości wyłączenia rzecznika albo przekazania sprawy do innej izby) oraz brak cenzusu doświadczenia zawodowego dla rzeczników i sędziów dyscyplinarnych.
– Kiedyś uważałam, że postępowania dyscyplinarne powinny być w gestii korporacji. Bo przecież nikt inny, jak ludzie z tego samego samorządu wiedzą najlepiej, jaka jest specyfika danego zawodu. Dziś mam inne zdanie. Niestety, miałam okazję przyjrzeć się takim postępowaniom i zobaczyłam masę uchybień i niedociągnięć. Dlatego uważam, że należy pójść w kierunku, który daje jak największe gwarancje obiektywnej oceny takich spraw. A temu mogą podołać tylko sądy powszechne – mówi Violetta Gut, radca prawny.
Jej zdaniem organy samorządu nie kładą wystarczającego nacisku na szkolenia rzeczników dyscyplinarnych oraz członków sądów dyscyplinarnych.
– Nie dziwi mnie, że wraca koncepcja przeniesienia sądownictwa dyscyplinarnego do sądów powszechnych. Sądownictwo dyscyplinarne (koleżeńskie) powstało po to, aby chronić interesy klientów i pacjentów przed nieuczciwością i nierzetelnością ludzi wykonujących wolne zawody. Niestety, obecnie się zdarza, że są wykorzystywane do kontrolowania życia pozazawodowego i osobistego członków samorządów – przypomina Agata Rewerska, radca prawny.
– Korporacyjne sądownictwo dyscyplinarne nie zdaje obecnie egzaminu. Ten, kto się z nim zetknie, nie ma wątpliwości, że przekazanie tych postępowań sądom powszechnym to krok w dobrym kierunku. Mam wrażenie, że dziś sądownictwo korporacyjne funkcjonuje bardziej jak towarzystwo wzajemnej adoracji niż prawdziwy sąd – ocenia Joanna Nowak, radca prawny.
Pomysł reformy podoba się także Rafałowi Pawłowi Skibie, radcy prawnemu.
– To trafny pomysł. Nie można być sędzią we własnej sprawie. A dziś trochę tak jest. Sprawy dyscyplinarne przerastają korporacje. Najlepiej, gdyby zajęły się tym sądy karne wyższych instancji – ocenia Skiba.