Przepisy w sposób jednoznaczny wyłączają odpowiedzialność administratora tak długo, dopóki nie otrzyma on urzędowego powiadomienia bądź wiarygodnej informacji o tym, że jakiś komentarz umieszczony przez internautę łamie prawo. Sądy zdają się jednak nie zauważać tego przepisu.

Trwa ładowanie wpisu

Ostatni przykład to wydany przez Sąd Rejonowy w Radzyniu Podlaskim (sygn. akt II W 279/13) wyrok skazujący administratorów internetowego serwisu Wspólnota (www.e-wspolnota.com) za naruszenie ciszy wyborczej.
Chodziło o przeprowadzone na początku 2013 r. wybory uzupełniające na wójta gminy Dębowa Kłoda. Wzbudziły one duże zainteresowanie lokalnej społeczności.
– Dyskusja, bardzo zresztą żywiołowa, trwała już podczas kampanii wyborczej. Kandydaci zgłaszali nam naruszenia, np. obelżywe komentarze, i usuwaliśmy je tak szybko, jak to było możliwe. W dniu wyborów jednak nikt nie poinformował nas o jakichkolwiek naruszeniach. Tymczasem sąd uznał, że to my jesteśmy winni złamania ciszy wyborczej – mówi Mateusz Orzechowski, wydawca i właściciel serwisu.
Wraz z nim został skazany jeszcze jeden pracownik. Sąd wymierzył im grzywnę w wysokości 500 zł. Postępowanie toczyło się w trybie nakazowym, a więc bez rozprawy. Ta jednak ostatecznie będzie musiała się odbyć, gdyż mężczyźni złożyli sprzeciw.
– Niestety to nie pierwszy wyrok w tym duchu, chociaż mam wrażenie, że i tak jest lepiej niż kiedyś. Mimo wszystko niektóre sądy wciąż nie potrafią zrozumieć specyfiki komunikacji elektronicznej. Mają problem z rozróżnieniem treści umieszczanych przez samych administratorów od tych publikowanych przez internautów – ocenia Dorota Głowacka z działającego przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka obserwatorium wolności mediów w Polsce. Organizacja zapowiedziała monitorowanie sprawy.
Administrator strony internetowej oczywiście może zostać pociągnięty do odpowiedzialności zarówno karnej, jak i cywilnej, także za treści umieszczone na niej przez internautów.
– Artykuł 14 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz.U nr 144, poz. 1204 z późn. zm.)wprowadza jednak zasadę, że uniemożliwienie dostępu do naruszającego prawo materiału w oparciu o wiarygodne zawiadomienie, czyli w praktyce zgłoszenie, zwalnia go z tej odpowiedzialności – tłumaczy Radosław Nożykowski, adwokat współpracujący z kancelarią Baker & McKenzie.
Innymi słowy administrator nie ponosi odpowiedzialności za cudze treści do momentu, gdy ktoś nie powiadomi, że łamią prawo. Jednak sądy nie zawsze biorą to pod uwagę.
– Idąc tropem ich rozumowania, należałoby zburzyć wszystkie budynki w gminie. Bo przecież na ścianie także można napisać coś, co złamie ciszę wyborczą – ironizuje Mateusz Orzechowski.
– Na temat wyborów internauci zamieścili ok. 3 tys. komentarzy. Nie mam tak licznego zespołu, by moderować wszystkie wpisy. Czy oznacza to, że mam blokować możliwość ich umieszczania? A może na czas wyborów w ogóle zamknąć portal, bo przecież widnieją w nim także wcześniej opublikowane artykuły? To absurdalne i szkodliwe dla debaty publicznej – ocenia Mateusz Orzechowski.
Podobny wyrok polskiego sądu czeka na rozstrzygnięcie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Chodzi o sprawę Andrzeja Jeziora, radnego z Ryglic, który został prawomocnie skazany za komentarze szkalujące burmistrza, mimo że usuwał je na bieżąco.
– Prowadzący blog mógł wprowadzić zasadę publikacji komentarzy internautów tylko po uprzednim zalogowaniu – napisano w uzasadnieniu postanowienia Sądu Okręgowego w Tarnowie (sygn. akt I Ns 162/10). W praktyce oznaczałoby to konieczność moderowania wpisów.
Co ciekawe, w tej samej sprawie, ale z pozwu cywilnego Sąd Apelacyjny w Krakowie uznał, że przepisy nakazują jedynie podejmowanie działań następczych, a nie zobowiązują do prewencyjnej kontroli zamieszczanych komentarzy (sygn. akt I ACa 1273/11). Do podobnych wniosków doszedł Sąd Apelacyjny w Warszawie w sprawie wytoczonej przez adwokata Romana Giertycha. Ten zresztą złożył już kasację, w której domaga się uznania przepisów ograniczających odpowiedzialność administratorów za niekonstytucyjne.
DGP przypomina
Serwis społecznościowy nie może zostać zobowiązany do monitorowania treści zamieszczanych przez jego użytkowników.
Tak wynika z wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (sygn. akt C 360/10). Co prawda dotyczył on umieszczania przez internautów pirackich plików z muzyką i filmami, niemniej jednak w pełni można go odnieść do wpisywanych w sieci komentarzy. W innej sprawie (C-70/10) trybunał uznał, że nawet sąd nie jest władny nakazywać dostawcy dostępu do internetu wdrożenia systemu filtracyjnego.