Policja powinna sięgać po broń w ostateczności, a nie w pierwszym odruchu, bez żadnego ostrzeżenia. Na to prawo nie zezwala – przesądził wczoraj Sąd Najwyższy.
W 2004 r. czterech poznańskich policjantów w cywilu wybrało się prywatnym wozem na akcję poszukiwania przestępcy. Mieli sprawdzić jedynie tożsamość osób. Był wieczór, gdy podeszli do jednego z samochodów stojących na skrzyżowaniu w centrum miasta. Kierujący autem 19-letni Łukasz T. i siedzący obok Dawid L. przestraszyli się. Łukasz T. cofnął i chciał wyjechać z ciągu aut. Policjanci zaczęli strzelać.
Auto zostało podziurawione jak sito. Jak wykazało śledztwo, policjanci oddali 39 strzałów, z czego 31 utkwiło w samochodzie. Jego kierowca zmarł, zaś pasażer został kaleką. Prokurator wniósł akt oskarżenia, zarzucając funkcjonariuszom przekroczenie uprawnień i sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób (art. 231 par. 1 kodeksu karnego).

Niewinni

Zarówno Sąd Okręgowy, jak i Sąd Apelacyjny w Poznaniu uniewinniły policjantów. Wskazywały na art. 17 ust. 1 ustawy o policji (Dz.U. z 1990 r. nr 30, poz. 179 ze zm.). Zgodnie z nim, jeżeli środki przymusu bezpośredniego (np. pałki) okazały się niewystarczające lub ich użycie ze względu na okoliczności danego zdarzenia nie jest możliwe, policjant ma prawo użycia broni palnej.
Zawsze jednak w celu odparcia bezpośredniego i bezprawnego zamachu na życie, zdrowie lub wolność jego samego lub innej osoby, oraz w celu przeciwdziałania czynnościom zmierzającym bezpośrednio do takiego zamachu. Sądy uznały, że policjanci działali zgodnie z prawem.
Prokurator i pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego sparaliżowanego Dawida L. wnieśli skargi kasacyjne.
– Sądy błędnie uznały, że policjanci strzelali legalnie – przekonywał prokurator Mieczysław Tabor, szef Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu.
Pełnomocnik Dawida L. wskazał zaś na art. 17 ust. 3 ustawy o policji, zgodnie z którym użycie broni palnej powinno następować w sposób wyrządzający możliwie najmniejszą szkodę osobie, przeciwko której użyto broni.
Pełnomocnik dwóch policjantów Marcina B. i Pawła Ś. wniósł o oddalenie skarg jako oczywiście bezzasadnych.

Błędy sądów

Sąd Najwyższy uchylił oba wyroki i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
– Zarzuty są zasadne. Bezpodstawnie uniewinniono oskarżonych – wskazał sędzia Włodzimierz Wróbel.
Sąd Najwyższy orzekł, że oba sądy nieprawidłowo odczytały art. 17 ust. 1 ustawy o policji, uznając, że zaistniały warunki konieczne do użycia broni. Można po nią sięgnąć tylko wtedy, gdy inaczej nie da się odeprzeć zamachu.
Policjanci mogli zaś wycofać się bądź uciec z linii jadącego samochodu. Sądy nie uwzględniły też, że takie działanie stwarzało zagrożenie dla Dawida L. – jako pasażer nie miał wpływu na to, co robi kierowca – a także osób znajdujących się blisko skrzyżowania. A na ich narażenie prawo nie pozwala. Sędziowie przyznali, że są zdziwieni uzasadnieniami sądów.
– Wszystko wskazuje na to, że policjanci przekroczyli swoje uprawnienia – mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski, karnista.
Komentując wyrok, dodał też, że policja często jest dosyć pasywna w stosunku do przestępców, a bardziej aktywna w stosunku do osób, które nie stawiają oporu i nie stwarzają zagrożenia.

ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 17 stycznia 2013 r., sygn. akt V KK 99/12.