Firmy nie mogą zabraniać prywatnym osobom używania ich marki w tekstach publikowanych np. na blogach. Rejestracja znaku nie oznacza bowiem zakazu używania słowa, który byłby skuteczny wobec wszystkich.
Jak bronić się przed degeneracją znaku / DGP
Co łączy wedlowskie Ptasie Mleczko z wręczonymi w ostatnią niedzielę amerykańskimi Oscarami? Obydwie te nazwy są zastrzeżonymi znakami towarowymi. I próby chronienia obydwu przed tzw. degeneracją wywołały w Polsce falę oburzenia.
Zaczęło się od przepisów na domowe ptasie mleczko, jakie opublikowała w internecie blogerka Iwusia.
Kancelaria prawna zażądała od niej zamieszczenia na blogu adnotacji, że Ptasie Mleczko jest znakiem towarowym chronionym na rzecz firmy Lotte Wedel, i umieszczenia przy nim symbolu ®.
Alternatywa? Usunięcie przepisów zawierających te nazwy.
Z kolei do Stowarzyszenia Twórców Ludowych, które rozdaje Ludowe Oskary, zgłosili się przedstawiciele Amerykańskiej Akademii Filmowej i zażądali zmiany nazwy, gdyż bezprawnie wykorzystuje prestiż ich nagrody i „powoduje rozwodnienie renomy znaku towarowego Oscar”.

W obrocie gospodarczym

W obydwu sprawach uprawnionym do znaków towarowych chodzi o to, by nie dopuścić do ich degeneracji.
– Dzieje się to wtedy, gdy znak utraci pierwotne znaczenie i staje się nazwą produktu lub określeniem jego cechy.
W świadomości odbiorcy przestaje się kojarzyć ze źródłem pochodzenia towaru, a zaczyna z produktem – tłumaczy prof. Ryszard Skubisz, wykładowca, rzecznik patentowy i radca prawny.
Gdy znak się zdegeneruje, każdy może zacząć go używać. Co gorsza, na podstawie art. 169 ust.1 pkt 2 ustawy – Prawo własności przemysłowej (t.j. Dz.U. z 2003 r. nr 119, poz. 1117 z późn. zm.) każdy też może domagać się wygaszenia prawa ochronnego na znak towarowy.
Spotkało to wiele znanych marek. Nie wszyscy zdają sobie chociażby sprawę z tego, że słowa „termos” czy „linoleum” pochodzą od marek, które kiedyś były chronione.
Próba ochrony znaku przed rozwodnieniem jest jak najbardziej zrozumiała. Czy jednak musi to oznaczać, że kucharz amator nie może podać przepisu na ptasie mleczko, a gazety nie powinny pisać o teflonowym Tusku (teflon to znak towarowy zastrzeżony przez korporację chemiczną Du Pont)?
– Rejestracja znaku słownego, przynajmniej na podstawie polskich regulacji, nie upoważnia do zakazywania wszystkim jakiegokolwiek wykorzystania zastrzeżonego słowa.
Zabronić można jedynie używania go w obrocie gospodarczym i tylko w odniesieniu do towarów lub usług – wyjaśnia rzecznik patentowy Paweł Wrześniewski, zastrzegając, że mówi o zasadzie prawnej i nie chce odnosić się do opisywanych spraw.
– Innymi słowy nie można się domagać, by blogerzy nie używali znaków towarowych w swoich tekstach, skoro nie prowadzą działalności gospodarczej – dodaje.
A czy można żądać, by oznaczali znak towarowy symbolem ® i każdorazowo informowali, kto posiada do niego prawa?
– Oczywiście można, ale wszystko będzie zależało od dobrej woli poproszonego.
Jeśli nie używa on znaku w obrocie gospodarczym lub używa go tylko w celach informacyjnych, dziennikarskich czy artystycznych, nie da się wysunąć wobec niego roszczeń, a więc nikt nie jest w stanie go do niczego przymusić – mówi Marta Koremba, rzecznik patentowy w kancelarii Kochański Zięba Rąpała i Partnerzy.



Oscary kontra Oskary

Nie wiadomo, dlaczego do autorki prywatnego bloga wysłano pismo, w którym pojawiły się żądania dotyczące używania oznaczenia Ptasie Mleczko z symbolem ® i wskazywania na rzecz kogo jest ono chronione.
Prawnicy alternatywnie domagali się niezwłocznego usunięcia przepisów kulinarnych posługujących się znakiem towarowym. Autorka poszła jeszcze dalej i z sieci zniknął cały jej blog.
Sprawa odbiła się na wizerunku firmy. Na jej profilu w znanym portalu społecznościowym zaczęło się pojawiać coraz więcej niechętnych komentarzy.
Reakcja była natychmiastowa. Firma przyznała, że wysyłanie pism „mogło zostać odebrane co najmniej jako zbyt za daleko posunięta gorliwość” i że nigdy nie chciała doprowadzić do zniknięcia jakiegokolwiek bloga.
Zapowiedziała też, że zmieni swe działania, tak „aby nie cierpieli na nich blogerzy i prywatne osoby”.
Jak skończy się sprawa Ludowych Oskarów na razie nie wiadomo. Stowarzyszenie Twórców Ludowych postanowiło walczyć o swą nazwę.
– Budujące jest, że tak wiele osób stanęło po naszej stronie. Wiele kancelarii prawnych zadeklarowało chęć reprezentowania nas za darmo. Uważamy, że racja jest po naszej stronie.
Dla wszystkich zainteresowanych powinno być oczywiste, że nazwa naszej nagrody odwołuje się do jej patrona, znanego etnografa Oskara Kolberga – mówi prezes stowarzyszenia Waldemar Majcher.
W ostatni piątek adwokat Przemysław Zalasiński przesłał odpowiedź na pismo pełnomocników Amerykańskiej Akademii Filmowej i ma nadzieję na ugodowe załatwienie sprawy.
– W piśmie obszernie wyjaśniliśmy stanowisko twórców ludowych, przedstawiliśmy argumenty wskazujące, że sporne wyróżnienie wytwarza u odbiorców skojarzenie z jej patronem Oskarem Kolbergiem, a nie nagrodą filmową, a także podkreśliliśmy gotowość do rozmów i szybkiego zakończenia powstałego zamieszania – poinformował adwokat.
Sprawa nie jest jednak tak oczywista jak przy żądaniach wysuwanych wobec blogerki.
– Jeśli stowarzyszenie prowadzi działalność gospodarczą i zajmuje się organizacją konkursów, to można mu zarzucić naruszenie prawa do znaku towarowego – ocenia Koremba.
– Oczywiście w tym konkretnym przypadku nie musi się to potwierdzić. Argumentem na korzyść stowarzyszenia będzie to, że nazwa jego nagrody odnosi się do imienia patrona imprezy, ale też to, że istnieje aż 80 znaków wspólnotowych, w których użyto słowa „Oscar” – zaznacza.

Zakaz odmiany

Degeneracja znaku towarowego to proces, który zazwyczaj trwa latami. Trudno uchwycić moment, w którym słowo przestaje być kojarzone z firmą, a zaczyna oznaczać rodzaj rzeczy.
– Jednym z sygnałów ostrzegawczych, że ze znakiem dzieje się coś niedobrego, jest jego odmienianie zgodnie z regułami gramatyki danego języka – mówi Koremba.
Dlatego gdy znak Aspirin stał się nazwą rodzajową w Stanach Zjednoczonych i pojawiła się groźba degeneracji w innych państwach, np. w Polsce, firma Bayer dokładała starań, by nazwy jej produktu nie odmieniano i by kojarzono ją z niemieckim producentem.
– Czasem nawet brzmiało to sztucznie, gdy w reklamach mówiono „weź Aspirin firmy Bayer”, niemniej jednak było to celowym i – dodajmy – skutecznym sposobem na walkę z rozwodnieniem znaku.
Z podobnych względów firma Apple zobowiązuje dystrybutorów do przestrzegania bardzo rygorystycznych wytycznych dotyczących używania znaków. Zakazują one m.in. tłumaczenia, odmieniania i skracania słów chronionych jako znaki Apple – opowiada Koremba.
W Polsce nie było dotychczas wielu przypadków degeneracji. Co nie znaczy, że nie podejmowano prób wygaszenia znaków towarów.
Podjęto taką m.in. wobec oznaczenia Oknoplast. Urząd Patentowy RP uznał nawet, że straciło ono swoją zdolność odróżniającą, gdyż jest stosowane przez wiele firm zarówno produkcyjnych, jak i usługowych, do określenia rodzaju swojej działalności. Sąd administracyjny uchylił jednak tę decyzję, a Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną na ten wyrok (sygn. II GSK 120/05).
Toczono również spór o znak słowny „Grzaniec”. Jego również udało się wybronić.
Czasem o degeneracji można mówić nawet przed rejestracją.
Urząd Patentowy RP nie zgodził się na zastrzeżenie znaku słownego „spirytus rektyfikowany”, uznając, że jest on używany do oznaczania rodzaju produktu i nie ma właściwości odróżniających, które można by przypisać konkretnemu producentowi.
Decyzja ta została utrzymana wyrokiem NSA (sygn. II GSK 553/10). Oznaczenie to jest natomiast rejestrowane jako element znaków słowno-graficznych.

Grzech zaniechania

Rzecznicy patentowi doradzają, by w przypadku prób bezprawnego używania znaków przez konkurencyjne firmy reagować z całą stanowczością.
– Nie tylko po to, by uchronić markę przed wejściem do potocznego języka, ale także na wypadek ewentualnego sporu prawnego.
Zgodnie z przepisami polskimi znak towarowy może być wygaszony z tego powodu, że stał się zwyczajowym określeniem towaru tylko wtedy, gdy jest to spowodowane działaniem albo zaniechaniem uprawnionego – tłumaczy.
– Dopóki więc uprawniony broni swojego znaku i podejmuje skuteczne działania, dopóty znak pozostanie zarejestrowany i prawo do niego nie zostanie wygaszone – dodaje prof. Skubisz.
– Może się jednak okazać, że nawet zachowując do niego prawa, trudno będzie wykazać przesłanki naruszenia, w sytuacji gdy inny przedsiębiorca zacznie się nim posługiwać. Wystarczy, że udowodni, że dane słowo na tyle zadomowiło się już w języku, że nie istnieje niebezpieczeństwo wprowadzenia odbiorców w błąd co do pochodzenia towaru – wyjaśnia.