Przedstawiciele resortów infrastruktury oraz spraw wewnętrznych tłumaczyli się wczoraj w Sejmie z funkcjonowania systemu fotoradarów. Nie potrafili przestawić szczegółowych pomysłów na poprawę sytuacji oprócz zwiększenia liczby urządzeń. Tymczasem Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym już teraz nie jest w stanie obsłużyć wszystkich spraw. W rezultacie mandaty są ściągane tylko od co drugiego kierowcy.
W ubiegłym roku na 35 wniosków o zaopiniowanie nowych lokalizacji fotoradarów 32 zyskały akceptację policji. Która ponadto przekazała do Inspekcji Transportu Drogowego 39 wniosków od osób fizycznych, samorządów czy organizacji społecznych oraz 37 własnych o przywrócenie lub instalację fotoradarów. Co ciekawe, co trzeci wniosek policji o postawienie urządzenia został przez ITD rozpatrzony negatywnie.
Posłom nie udało się dowiedzieć, dlaczego wskazania policji, która przecież wie najwięcej o bezpieczeństwie w danym punkcie, nie zostały uwzględnione. Podczas wczorajszego posiedzenia komisji administracji i spraw wewnętrznych przedstawiciele CANARD mgliście tłumaczyli tylko, że o lokalizacjach decydowali eksperci Instytutu Transportu Samochodowego.
Zamiast tego posłowie po raz kolejny usłyszeli zapowiedzi rozbudowy liczącego 400 urządzeń systemu. Inspekcja planuje zakupić 358 nowych fotoradarów, z czego sto stanie w nowych lokalizacjach, a 247 zostanie wymienionych. 39 z nich mają stanowić zestawy do odcinkowego pomiaru prędkości.
Wątpliwości niektórych członków komisji budziła sprawność CANARD. System, którego roczna obsługa kosztuje ok. 32 mln zł, pozwolił na ściągnięcie mandatów w wysokości 80 mln zł. Przedstawiciele policji i MSWiA nawet nie byli w stanie podać, jak wygląda ściągalność mandatów wystawianych przez policję.
– Ściągalność na poziomie 55 proc. jest wynikiem dużej liczby zarejestrowanych wykroczeń. Pracujemy nad zmianami prawnymi, które w naszej ocenie mogą ten system usprawnić – mówił Rafał Weber, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury.
Weber nie zdradził szczegółów, ale chodzi o opisywany już przez DGP projekt wprowadzenia kar administracyjnych za tzw. niewskazanie kierującego. Dziś, by nałożyć mandat za przekroczenie prędkości zarejestrowane za pomocą fotoradaru, nie wystarczy ustalić właściciela uwiecznionego pojazdu, lecz osobę, która w danym momencie prowadziła. Resort chce zatem zobowiązać właścicieli aut do wskazania personaliów kierującego i uzyskania od niego oświadczenia. W przeciwnym razie na właściciela auta zostanie nałożona kara administracyjna. Tyle że projekt gotowy jest od miesięcy, a wciąż nie został nawet skierowany do konsultacji społecznych.
– Martwi mnie to, że wydajemy pieniądze, a to nie przynosi efektu. Bo każdy, kto przekracza prędkość, powinien być karany, a nie co drugi – mówił Wiesław Szczepański, przewodniczący komisji.