Zawieszenie w wykonywaniu czynności komorniczych nie jest środkiem zapobiegawczym, nie można go więc zaliczyć na poczet kary dyscyplinarnej – uznała Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego (sygn. akt II DSI 25/20).
We wtorek rozpatrzyła ona kasację prokuratora generalnego od wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu w sprawie dyscyplinarnej komornika. Wrocławski sąd orzekał w II instancji, rozpatrując odwołanie od wyroku komisji dyscyplinarnej przy Krajowej Radzie Komorniczej. Ta uznała obwinionego za winnego zarzucanych mu czynów – niezasadnego przekazania zajętych ruchomości w zarząd wierzyciela oraz nieprawidłowości przy prowadzeniu dokumentacji. Egzekutor został za to ukarany zawieszeniem w wykonywaniu obowiązków na maksymalny dopuszczalny okres, czyli dwa lata. Jednak ponieważ nie wykonywał czynności już w trakcie postępowania dyscyplinarnego, które trwało dłużej, okres ten zaliczono mu na poczet kary. Sąd apelacyjny podtrzymał ten wyrok, a kasację od jego orzeczenia złożył prokurator generalny. Domagał się maksymalnej możliwej kary – wydalenia z zawodu.
Sprawa dotyczyła egzekucji prowadzonej z ruchomości, a konkretnie samochodów. Były one w posiadaniu dłużników, jednak stanowiły własność spółki, która dłużnikiem nie była. W ówczesnym stanie prawnym istniały wątpliwości, czy komornik ma obowiązek badać stan prawny zajmowanych przedmiotów (najsłynniejszym przypadkiem z tym problemem w tle było zajęcie ciągnika rolniczego). Komisja dyscyplinarna uznała, że takiego obowiązku nie było, pogląd ten podzielił sąd apelacyjny. Jednak zdaniem ID SN taka interpretacja jest błędna. Oczywiste jest, że ustawodawca nie miał na celu umożliwienia zajmowania rzeczy nienależących do dłużnika (bo to z jego majątku ma być prowadzona egzekucja). Dlatego więc, choć co do zasady nie było obowiązku sprawdzania, kto jest właścicielem ruchomości, to reguła ta nie obowiązywała w przypadku rzeczy, których własność jest stwierdzona jednoznacznym dowodem. Taka sytuacja zachodzi w przypadku samochodów – właściciela precyzyjnie określa dowód rejestracyjny. Twierdzenie obwinionego, że dokument ten nie rozstrzyga jednoznacznie wątpliwości co do osoby właściciela, skład orzekający uznał za błędne.
Zresztą w sprawie zajętych samochodów toczyło się oddzielne postępowanie, również zakończone w Sądzie Najwyższym. To właśnie na orzeczenie Izby Cywilnej SN w tej sprawie powołała się w ustanych motywach Izba Dyscyplinarna. Co ciekawe, orzeczenie to przywołał także w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, jednak nie zgodził się z tezami SN, podzielając bardziej argumenty sądu odwoławczego, którego wyrok SN uchylił. Z tych względów Izba Dyscyplinarna również uchyliła wyrok wrocławskiego SA i przekazała mu sprawę do ponownego rozpoznania.
Skład orzekający zwrócił też uwagę na kwestię zaliczenia na poczet kary okresu zawieszenia w czynnościach na czas postępowania. Nie jest to bowiem, w odróżnieniu od tymczasowego aresztowania, środek zapobiegawczy, ale instrument nadzoru w rękach samorządu zawodowego. Nie można więc – jak zauważył we wtorek sędzia sprawozdawca – w tym przypadku zastosować analogicznie przepisów kodeksu karnego. Uzasadnienia nie znajduje też, wbrew twierdzeniom obrony, zasada słuszności, gdyż, w ocenie ID, przepisy jasno precyzują, które rozdziały kodeksu karnego mogą być odpowiednio stosowane w postępowaniu dyscyplinarnym.