Paweł Pośpiech, sędzia Sądu Rejonowego w Wołowie: Trzeba się liczyć z tym, że jeśli podwyżka mandatów będzie drastyczna, to w sądach przybędzie spraw dotyczących wykroczeń.
Po ujawnieniu przez DGP rządowych planów podniesienia maksymalnej wysokości grzywny, którą można nałożyć w drodze mandatu karnego, z 500 zł do 5 tys. zł, premier zaczął tonować nieco zapowiedzi, informując, że prace nad zmianami przepisów potrwają jeszcze kilka miesięcy. Niemniej jednak wysokość mandatów za wykroczenia drogowe, ustalona ponad 20 lat temu, już dawno przestała spełniać funkcję odstraszającą, więc prędzej czy później trzeba będzie ją urealnić, dostosowując do zarobków społeczeństwa. Co pan o tym sądzi?
Być może podwyższenie wysokości mandatów jest słuszne, bo to, co się dzieje na polskich drogach, momentami woła o pomstę do nieba. Ale jednocześnie trzeba się liczyć z tym, że jeśli podwyżka mandatów będzie drastyczna, to w sądach przybędzie spraw dotyczących wykroczeń. Jest oczywiste, że jeśli policjant zaproponuje zatrzymanemu przez siebie kierowcy mandat w wysokości 1,5 tys. czy 2 tys. zł w miejsce dotychczasowych 200, 300 czy 400 zł, to wzrośnie liczba odmów przyjęcia mandatu i tacy obwinieni będą próbowali walczyć przed sądem. Zwłaszcza jeśli będą wierzyć, że przed sądem mają szasnę wygrać, bo kwestionują ustalenia policji co do swojej winy.
Ustawodawca po to jednak wprowadził postępowanie mandatowe, aby nie zasypywać sądu błahymi sprawami.
Ale one są błahe z pozoru. To znaczy owszem, dotyczą często relatywnie błahych spraw z punktu widzenia społecznej szkodliwości czynu, ale same postępowanie nie musi być wcale proste. W coraz większej liczbie spraw sądy dopuszczają dowód z opinii biegłych, którzy badają, czy rzeczywiście prawidłowo dokonano pomiaru prędkości. Znane są mi przypadki, w których zapadają wyroki uniewinniające, ponieważ z opinii biegłych, którym sąd dał wiarę, wynikało, że pomiar został wykonany w sposób nieprawidłowy i wątpliwy, przez co nie można ustalić, z jaką rzeczywiście prędkością jechał kierowca. Jeżeli dojdzie do drastycznych podwyżek mandatów, takie sprawy mogą się pojawiać coraz częściej.
Jednak biegłych brakuje.
Brakuje, a poza tym to generuje ogromne koszty. Nie mówię to u samym wynagrodzeniu biegłego, bo te są niewielkie (co jest zresztą głównym powodem braku specjalistów chętnych do opiniowania – red.), ale to wydłuża postępowanie w sprawie. Postępowanie, które normalnie może się zakończyć na jednej rozprawie, przy konieczności skorzystania z opinii biegłego, będzie się kończyć na dwóch, trzech rozprawach, co nam się rozciągnie na kolejne miesiące. Im bardziej obwiniony walczy, im więcej zadaje pytań i składa więcej wniosków dowodowych, tym bardziej wydłuża to postępowanie. Tyle że raczej takie sprawy nie powinny się przedawniać, bo niedawno wydłużono z dwóch do trzech lat okres przedawnienia karalności wykroczeń. Zwłaszcza jeśli liczba spraw w udziałem biegłych nie wzrośnie lawinowo. Jednak w niektórych rodzajach postępowań dotyczących przekroczeń prędkości obwinieni będą pewnie składać takie wnioski często.
Jakiego rodzaju sprawy ma pan na myśli?
Chodzi o przypadki, w których pomiar jest dokonany w sytuacji, gdy przez daną miejscowość jedzie kolumna samochodów. W takich przypadkach bardzo łatwo o błąd pomiaru ze strony policji. Wystarczy, że wiązka radaru będzie skierowana w stronę przejeżdżających samochodów, by badanie było na tyle wątpliwe, że nie da się stwierdzić, czy i o ile doszło do przekroczenia prędkości. A to skutkuje wydawaniem wyroków uniewinniających.
Poza tym im więcej wniosków o ukaranie będzie trafiało do wydziałów karnych, tym pracujący tam sędziowie będą mieli mniej czasu na pozostałe sprawy, często ważniejsze. Bo tymi mniej ważnymi, wykroczeniowymi, też przecież trzeba się zająć w sposób rzetelny. Tak więc, nawet jeśli podwyższenie mandatów jest słuszne, to w sytuacji związanej z pandemią, gdy ludzie będą raczej tracić, niż zyskiwać pracę i pieniądze, skłonność do odmawiania przyjmowania wysokich mandatów wzrośnie. Także dlatego, że widełki taryfikatora, którym posługuje się policja, są sztywne. Sąd natomiast nie jest nim związany i będzie mógł uwzględnić dodatkowe okoliczności związane z sytuacją majątkową obwinionego. Poza tym, nawet gdyby sąd utrzymał grzywnę w proponowanej przez policję wysokości, to zawsze może, na wniosek, rozłożyć na raty jej spłatę. Już teraz, kiedy sąd musi zasądzić obligatoryjną nawiązkę na rzecz funduszu sprawiedliwości w wysokości 5 tys. zł od kierowcy, który prowadził w stanie nietrzeźwości, często skazani nie są wstanie wpłacić takiej kwoty jednorazowo.
Wydaje się, że najlepszym sposobem na to, by poradzić sobie z problemem za szybko oraz niebezpiecznie jeżdżących kierowców, jest zwiększenie liczby kontroli na drogach. Niestety, nie ma innego sposobu. Ba, czasem wystarcza sama obecność policji na drogach. Nawet nie muszą mieć w ręce radaru, wystarczy, że stoją i już ludzie zdejmują nogę z gazu.©℗