W ostatni weekend internet rozgrzał się do czerwoności informacją na temat Bartłomieja Sochańskiego, swego czasu prezydenta Szczecina, a dziś – z woli obecnej większości sejmowej – sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Dla wielu komentujących szokiem było, że pan sędzia znalazł się na liście członków honorowego komitetu poparcia Andrzeja Dudy.
Później okazało się, że sędzia „z powodów formalnych” zrzekł się członkostwa w komitecie (zrobił to pod koniec kwietnia br., a więc już po wyborze go na sędziego TK, co miało miejsce 9 kwietnia br.). Jednak nawet gdyby Sochański nadal oficjalnie popierał kandydata PiS na prezydenta, to nie byłoby to nihil novi sub sole. Pionierem w tego typu inicjatywach został już kilka miesięcy temu inny sędzia TK, tyle że w stanie spoczynku.
Mowa o Wiesławie Johannie. O tym, że w ostatnich wyborach parlamentarnych udzielił on wsparcia Adamowi Borowskiemu, kandydującemu do Sejmu z listy PiS, pisaliśmy w DGP jako pierwsi we wrześniu zeszłego roku. Wiesław Johann nagrał film, w którym mówił m.in.: „Zbliżają się wybory. Wiem, że Adam jest na liście Prawa i Sprawiedliwości tu, w Warszawie. (…) I wydaje mi się, że głos na Adama nie byłby na pewno głosem straconym”. Sprawa wywołała spore oburzenie. Wszak sędziów, zgodnie z konstytucją, obowiązuje zasada apolityczności (także tych w stanie spoczynku). Co istotne, Wiesław Johann jest nie tylko sędzią TK w stanie spoczynku, lecz także członkiem obecnej Krajowej Rady Sądownictwa, a nawet jej wiceprzewodniczącym. I tutaj znów pojawia się na scenie ubiegający się o reelekcję prezydent. To bowiem właśnie z jego woli sędzia Johann znalazł się w KRS. I chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że Kancelaria Prezydenta nie widziała nic zdrożnego w występach sędziego Johanna. Na nasze pytania stwierdziła, że „(…) z uwagi na fakt, iż wspomniana aktywność Pana Sędziego nie dotyczyła ustawowych zadań wykonywanych przez członka KRS, Kancelaria Prezydenta RP nie będzie komentować sprawy”.
Teraz reakcja, przynajmniej samego zainteresowanego, była natychmiastowa. Sochański przesłał bowiem jednej z redakcji, która relacjonowała całą sprawę, potwierdzenie przyjęcia jego rezygnacji z udziału w honorowym komitecie poparcia Andrzeja Dudy. No ale przecież obecnie stawka, o jaką toczy się (polityczna) gra, jest dużo wyższa. Nie chodzi o jednego z szeregowych posłów, ale o urząd głowy państwa.
Obie sprawy zapewne nie będą mieć dalszego ciągu, a żadnemu z sędziów TK włos z głowy nie spadnie. Tylko jak to pogodzić chociażby ze słowami prezydenckiego ministra Pawła Muchy, który nieraz przecież mówił, że „sędzia, który zaczyna uprawiać politykę, powinien odwiesić togę gdzieś w szafie i wystartować w wyborach”? Ja nie potrafię.