Wybory Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej są powszechne, równe i bezpośrednie oraz odbywają się w głosowaniu tajnym. Tymczasem osoby głosujące korespondencyjnie za granicą musiały za odesłanie pakietu wyborczego zapłacić. W niektórych krajach nawet ponad 10 euro, bo państwo polskie tego wydatku nie pokrywa. Co więcej, wyborcy wcale nie mają pewności, że pakiety z głosami dotrą na czas do konsulatów.

13 euro w Hiszpanii, 9,5 euro we Włoszech – takie kwoty musieli zapłacić wyborcy za odesłanie pakietów wyborczych do ambasad, przy których powołane zostały komisje wyborcze. A to przecież tylko pierwsza tura wyborów.

W Polsce, osoby głosujące korespondencyjnie, wrzucają pakiety do skrzynki Poczty Polskiej bez ponoszenia dodatkowych opłat. Różnicowanie wyborców pod tym względem wydaje się jawną dyskryminacją obywateli mieszkających za granicą. Chcieliśmy porozmawiać na ten temat z Państwową Komisją Wyborczą – w biurze prasowym nikt jednak nie odbiera telefonu.

W kontekście wyborów korespondencyjnych za granicą to jednak nie wszystko. Do wielu osób pakiety wyborcze w ogóle nie dotarły; zdarzają się też karty do głosowania bez pieczęci obwodowej komisji. Z kolei ci, którzy otrzymali pakiety i odesłali je, wcale nie są pewni, że dotrą one na czas do konsulatów. Dlaczego?

W przypadku głosowania korespondencyjnego za granicą, właściwy konsul, nie później niż do dnia 22 czerwca 2020 r., miał rozesłać pakiety wyborcze. Jak wiemy z własnego doświadczenia, różnie to bywa ze sprawnością obsłudze przesyłek przez operatorów pocztowych. Osoby, które chcą zagłosować muszą natomiast najpóźniej do piątku 26 czerwca 2020 r. osobiście lub za pośrednictwem innej osoby dostarczyć kopertę zwrotną do właściwego konsula. Liczy się zatem data doręczenia, a nie nadania przesyłki.

To właśnie w obawie przed niedotrzymaniem terminu, wyborcy przebywający za granicą (np. na południu Europy lub w Norwegii) decydują się na dostarczenie pakietu wyborczego osobiście w dniu głosowania, czyli 28 czerwca (taka możliwość została przewidziana w obowiązujących przepisach). Postanowili wziąć w sprawy w swoje ręce i organizują transport pakietów wyborczych na zasadach współdzielenia. Za 3 euro pakiet wyborczy pojedzie samochodem do właściwej komisji wyborczej. Jeszcze raz jako społeczeństwo udowodniliśmy, że jak trzeba, to potrafimy się zmobilizować i tak właśnie uruchomiliśmy wyborczy carsharing w czasach pandemii.

Gorzej mogą mieć natomiast Polscy mieszkańcy wysp - Azorów czy Madery, którzy od początku załamywali ręce nad datami widniejącymi w nowym kalendarzu wyborczym. Przesyłki pocztowe na ląd „idą” stamtąd standardowo ponad tydzień. Jest jednak szansa, że znajdzie się ktoś, kto pakiety przewiezie łódką i przekaże je kolejnej osobie, która popędzi samochodem do komisji wyborczej.

Biorąc pod uwagę sytuację na świecie związaną z szalejącą pandemią koronawirusa wypadałoby, żeby organizatorzy wyborów trochę lepiej zastanowili się nad ich organizacją i układaniem wyborczego kalendarza. Tym bardziej, że wybory prezydenckie miały już przecież raz się odbyć – 10 maja. Czy zamiast fundować obywatelom wyborcze wyścigi, nie można było poczekać na błądzące w świecie głosy chociaż do 3 lipca?