Wcześniejsze wybory kandydatów na I prezesa Sądu Najwyższego zajmowały ok. trzech godzin. My również możemy dokończyć rozpoczętą procedurę w takim czasie - zapewnił w rozmowie z PAP sędzia Aleksander Stępkowski.



W wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej Stępkowski, przewodniczący Zgromadzeniu Ogólnemu Sędziów SN, które ma wybrać kandydatów na I prezesa SN mówi m.in. o nadziejach na przyspieszenie obrad, ostatecznej liczbie osób, które chcą kandydować oraz współpracy przy ustalaniu terminu wznowienia prac zgromadzenia.

Stępkowski odnosi się też do komentarzy, które pojawiły się po powierzeniu mu obowiązków p.o. I prezesa SN.

W piątek prezydent Andrzej Duda w związku z rezygnacją sędziego Kamila Zaradkiewicza z wykonywania obowiązków I prezesa SN, powierzył przewodniczenie temu sądowi Aleksandrowi Stępkowskiemu. Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN, któremu przewodniczył sędzia Zaradkiewicz, od ubiegłego piątku obradowało w celu wyboru pięciu kandydatów na I prezesa SN. Po trzech dniach posiedzenia sędziom udało się zakończyć etap formalny obrad i przejść do fazy wyłaniania kandydatów na nowego I prezesa SN. W obliczu przedłużającego się posiedzenia Zaradkiewicz postanowił odroczyć obrady. Już po nominacji w piątek sędzia Stępkowski wyznaczył termin wznowienia obrad na 22 maja.

PAP: Tuż po uzyskaniu nominacji od prezydenta powiedział pan, że odbiera te decyzję jako gest dobrej woli wobec większości sędziów SN. Jednak tzw. "starzy sędziowie" w wypowiedziach medialnych są przeciwnego zdania. Według sędziego Krzysztofa Rączki (wypowiedź dla Onetu) decyzja prezydenta to prowokacja. Również w ocenie sędziego Michała Laskowskiego zmiana p.o. I prezesa SN niewiele zmienia. Jak odbiera pan te opinie?

Aleksander Stępkowski: Jestem przekonany, że emocje lub inwektywy nie budują powagi i autorytetu Sądu Najwyższego. Liczę, że ten agresywny język, który bardziej kojarzy mi się z wypowiedziami polityków, nie zyska uznania wśród innych sędziów i nie będzie naśladowany. Nie wiem, czemu służyć by miały epitety o "betonowej opcji", na pewno nie budowaniu porozumienia. Osobiście powstrzymywałem się zawsze przed publicznym wyrażaniem niechęci do kogokolwiek spośród tzw. "starych sędziów", choć wiele wypowiedzi lub działań mogłem w zasadny sposób uznać za niedopuszczalne. Nie chciałbym poświęcać uwagi wymierzonym we mnie słownym ekscesom.

PAP: Jak zamierza pan skłonić większość sędziów do współpracy? W jaki sposób chce pan przyspieszyć obrady?

A.S.: Mam nadzieję, że przerwa w obradach pozwoli wszystkim na uspokojenie emocji i dostrzeżenie konieczności kierowania się dobrem Sądu Najwyższego, ono zaś nie może być utożsamiane z partykularnym interesem tej lub innej grupy sędziów. W warunkach okazania minimum dobrej woli przez sędziów, dokończenie trwającej procedury wyborczej nie powinno nastręczać żadnych problemów. Warto zwrócić uwagę, że zarówno ustawa, jak i regulamin SN zawierają uregulowania równie lub nawet bardziej szczegółowe niż regulaminy, na podstawie których dokonywano wcześniejszych wyboru kandydatów na stanowisko pierwszego prezesa SN. Z relacji sędziów, którzy brali udział w tych wyborach wynika, że cała procedura zajmowała wówczas ok. trzech godzin. Myślę, że również my możemy dokończyć rozpoczętą procedurę w takim czasie, nawet jeśli mamy większą ilość kandydatów.

PAP: Zapowiadał pan, że termin wznowienia zgromadzenia ogólnego SN zostanie skonsultowany z prezesami izb. Czy takie konsultacje się odbyły? Jak sędziowie odebrali wyznaczenie tego terminu?

A.S.: Tak, w dniu powierzenia mi pełnienia obowiązków I prezesa SN zaprosiłem prezesów wszystkich izb celem odbycia tych konsultacji. W praktyce, z dwoma spośród nich musiałem odbyć te konsultacje nieco później tego dnia. Izbę Cywilną reprezentowało dwoje sędziów umocowanych przez prezesa Zawistowskiego, który przebywa na urlopie. Podczas naszych konsultacji zgodziliśmy się, że zgromadzenie zwołane na podstawie art. 13a ustawy o SN jest szczególnym zgromadzeniem, do którego — ze względu na okoliczności stosowania tego przepisu i wskazany w nim cel — nie stosuje się wszystkich regulacji regulaminu SN. Dotyczy to również zasad wznawiania obrad zgromadzenia w sytuacji, gdy odroczono je bez wskazania z góry terminu kontynuacji.

W tej sytuacji sędziowie Izby Cywilnej i prezes Izby Pracy zaproponowali, by wznowić obrady z zachowaniem siedmiodniowego okresu między zarządzeniem i wznowieniem obrad, do którego się przychyliłem, choć początkowo nosiłem się z zamiarem znacznie szybszego podjęcia przerwanych obrad. Zależało mi jednak na uwzględnieniu oczekiwań sędziów tak, aby obrady zgromadzenia mogły przebiegać w lepszej atmosferze.

PAP: Ilu sędziów wyraziło chęć kandydowania? Kto ostatecznie znalazł się na tej liście?

A.S.: Ostatecznie, zgodę na kandydowanie na stanowisko I prezesa SN wyraziło dziewięciu sędziów. Z otrzymanych przeze mnie pism wynika jasno, że zarówno sędzia Halina Kiryło, jak i sędzia Wiesław Kozielewicz, którzy byli nieobecni podczas składania oświadczeń w przedmiocie zgody na kandydowanie podczas zgromadzenia, nie wyrazili swej zgody.

Wiem, że w mediach pojawiły się niejednoznaczne informacje co do stanowiska sędziego Zawistowskiego. Jednak nie mam wątpliwości, że nie wyraził on zgody na kandydowanie. Oświadczenie to było dość zawiłe, prezes Zawistowski bowiem stwierdził, że nie są spełnione warunki proceduralne, w których mógłby wyrazić zgodę na kandydowanie. Początkowo, przewodniczący zgromadzeniu prof. Kamil Zaradkiewicz zinterpretował nawet to oświadczenie jako nietypowe wyrażenie zgody. Jednak sędzia Zawistowski wyraźnie zaprzeczył, jakoby był to właściwy sposób odczytania jego intencji. Dlatego nie mam wątpliwości, że zgoda ta nie została wyrażona, zupełnie inaczej, niż w przypadku sędziego Włodzimierza Wróbla, który wprawdzie wyraził swą opinię o całkowicie niewłaściwym sposobie procedowania, jednak mimo to, wyraźnie zgodził się kandydować. Mamy zatem dziewięciu kandydatów.