Prezydent Andrzej Duda podpisał kontrowersyjną ustawę ws. głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich 2020 r. Chaos wyborczy „usankcjonowany”, ale problemy się piętrzą.
Media

Przez ostatnie dni opinia publiczna żyje tematem wyborów prezydenckich. Nic dziwnego, wszak „powinny” się one odbyć już w najbliższą niedzielę.

Jak jednak wszyscy doskonale wiemy sytuacja jest prosta, logiczna i klarowna: 10 maja mamy wybory, ale nie możemy oddać w nich głosu. Nie przygotowano bowiem fizycznie takiej możliwości – czy to tradycyjnie czy korespondencyjnie. Za to dwóch szeregowych posłów już wie, że Sąd Najwyższy stwierdzi nieważność tych wyborów, bo się nie odbyły. Logiczne? Dla rządzących tak.
Wróćmy jednak do wspomnianych problemów i skupmy się na obowiązującym stanie prawnym. Podpisana właśnie przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawa sprawia, że wybory prezydenckie stają się wyborami korespondencyjnymi. Ponadto vacatio legis jest tutaj bardzo krótkie i przepisy wchodzą w życie już dzień po ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw. W praktyce zatem Poczta Polska powinna przygotować przeprowadzenie wyborów 10 maja. Będzie miała na to aż jeden dzień. Wszak to tylko kilkanaście milionów pakietów wyborczych do doręczenia. Zaznaczyć należy, że nikt w ww. ustawie nie wyłączył tego obowiązku po stronie operatora pocztowego. Niestety to nie jedyny absurd z jakim mamy do czynienia.

Kolejnym są słynne już karty do głosowania, które zostały wydrukowane bez jakiejkolwiek podstawy prawnej. Jeżeli dojdzie do stwierdzenia nieważności wyborów przez Sąd Najwyższy to będziemy mieli do czynienia z nowymi wyborami. Co z listami poparcia zebranymi przez kandydatów? Czy będzie trzeba od nowa uzbierać 100 tys. podpisów? Tutaj głosy są podzielone. Niektórzy eksperci twierdzą, że tak: nowe wybory to nowe wybory. Mamy czystą kartę i wszystko zaczynami od początku. Inni twierdzą zaś, że przechodzą one na kolejną elekcję jako tzw. prawa nabyte. Co nie zmienia jednak faktu, że stworzony został kolejny chaos i to nie tylko prawny. Jeżeli bowiem będzie konieczność zbierania podpisów od zera to zdecydowanie wzrasta zagrożenie epidemiczne. Ktoś w końcu będzie musiał się przejść i je zebrać. W drugiej zaś sytuacji możemy mieć do czynienia z dyskryminacją osoby, która by chciała wziąć udział w tych nowych wyborach. Czemu bowiem ma być on w gorszej sytuacji niż inni kandydaci i ma zbierać 100 tys. podpisów. Zwłaszcza w aktualnej sytuacji może być to znacznie utrudnione. No i na tym wątku potencjalnego nowego kandydata się na chwilę zatrzymajmy.

Załóżmy, że ktoś spoza obecnej puli zdecyduje się jednak kandydować, to co wtedy z już wydrukowanymi kartami? PWPW nie robiła tego charytatywnie czy z kieszeni wicepremiera Sasina, lecz z publicznych pieniędzy. Nowy kandydat będzie oznaczał, że wszystkie już wydrukowane karty powinny pójść na przemiał. Szkoda, te pieniądze bardziej przydałyby się przedsiębiorcom, którzy już borykają się z kryzysem powstałym wskutek pandemii. Do tego ciężko mi sobie wyobrazić żeby ktokolwiek poniósł w praktyce odpowiedzialność za powyższą sytuację.

Pozostaje również kwestia co z ciszą wyborczą? I tutaj nie ma jednoznacznej odpowiedzi. PKW twierdzi, że w zaistniałej sytuacji przepisy kodeksu wyborczego nie będą miały zastosowania, a więc również te dotyczące ciszy wyborczej. Z kolei były szef ww. organu Wojciech Herlemiński jest odmiennego zdania. Nikt bowiem formalnie niedzielnego głosowania nie odwołał. I bądź tu mądry. Dla bezpieczeństwa jednak lepiej będzie powstrzymać się w ten weekend od uwag politycznych.

Na dzień dzisiejszy jest więcej pytań niż odpowiedzi. W tym chaosie gubi się coraz więcej osób. Ta sytuacja uświadomiła mi jak zostałem brutalnie oszukany na I roku studiów prawniczych kiedy wykładowca opowiadał o „racjonalnym ustawodawcy”. Szkoda, że teoria tak bardzo rozjechała się z praktyką.