Jaka będzie reakcja rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych i jego pomocników, gdy w najbliższych dniach inne sądy zaczną kierować w procesowym trybie do Kancelarii Sejmu żądania nadesłania list poparcia dla kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa?
Co się stanie, gdy 5 grudnia, a więc w dniu, w którym ma być rozpoznawana przed Sądem Najwyższym pierwsza z trzech spraw będących przyczynkiem do wydania 19 listopada 2019 r. wyroku przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, skład sędziowski uzna, że musi rozstrzygnąć w pierwszej kolejności prawidłowość zgłoszeń kandydatów na członków KRS?
Ilu sędziom rzecznicy dyscypliny sędziowskiej gotowi są postawić wówczas zarzuty, a ilu właściwi prezesi sądów zawiesić w wykonywaniu czynności? A jeśli osoby tak lekko szafujące zarzutami dyscyplinarnymi źle oszacowały zasięg efektu mrożącego związanego z ich decyzjami? Panie rzeczniku, panowie zastępcy, jak wielu sędziów jesteście gotowi ścigać na tak wątpliwych podstawach: dziesięciu, stu, dwustu ... i co dalej?
Przy pierwszym wejrzeniu sytuacja sędziów SN wydaje się bardziej komfortowa, gdyż skutki decyzji podejmowanych przez Piotra Schaba i jego zastępców nie sięgają tak daleko. Sędzia Sądu Najwyższego za przewinienia dyscyplinarne odpowiada przed rzecznikiem dyscyplinarnym powołanym tylko dla sędziów tego sądu, w czym istotny udział ma kolegium SN. Jednak nie należy zapominać, że po myśli art. 76 par. 8 nowej ustawy o SN prezydent może powołać nadzwyczajnego rzecznika dyscyplinarnego do prowadzenia określonej sprawy dotyczącej sędziego SN. Co więcej, takim rzecznikiem może zostać również prokurator Prokuratury Krajowej. A gdy w ciągu 30 dni prezydent nie skorzysta ze swojego uprawnienia, będzie mógł je wykonać minister sprawiedliwości, którego decyzję nietrudno przewidzieć.

Wykonanie wyroku TSUE

Należy to powiedzieć jasno i dobitnie: działanie Sądu Okręgowego w Olsztynie w składzie z sędzią Pawłem Juszczyszynem skutkujące zobowiązaniem Kancelarii Sejmu do przedłożenia list poparcia kandydatów do KRS znajduje pełne umocowanie w wyroku TSUE, stanowiąc jego bezpośrednie wykonanie. Trybunał w swoim orzeczeniu wskazał, zresztą po raz kolejny, na rozproszoną kontrolę zgodności prawa krajowego z prawem traktatowym UE. Mówi o tym wprost pkt 161 uzasadnienia: „W tym względzie każdy sąd krajowy orzekający w ramach swoich kompetencji ma (…) jako organ państwa członkowskiego obowiązek odstąpić od stosowania wszelkiego przepisu prawa krajowego sprzecznego z bezpośrednio skutecznym przepisem prawa Unii w ramach toczącego się przed tym sądem sporu”.
Sąd Okręgowy w Olsztynie, rozpoznając sprawę z zakresu prawa cywilnego i analizując środek odwoławczy od orzeczenia sądu niższej instancji, powziął wątpliwości co do jego należytej obsady. Bo w jego składzie zasiadał sędzia rekomendowany przez KRS po jej nowym ukonstytuowaniu się. Wydanie orzeczenia kończącego postępowanie przez sąd nienależycie obsadzony stanowi poważne uchybienie procesowe, które powinno być brane pod uwagę przez sąd odwoławczy z urzędu i to bez względu na treść podniesionych w apelacji zarzutów. W takiej sytuacji decyzja sędziego Pawła Juszczyszyna musi być odczytywana jako realizacja nie tyle uprawnienia sądu, ile jego obowiązku.

Natychmiastowa przerwa

Jeszcze długo nie będą milkły komentarze dotyczące reakcji prezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie Macieja Nawackiego. Na mocy art. 130 ust. 1 prawa o ustroju sądów powszechnych, jakże rzadko stosowanego i zarezerwowanego dla szczególnie ciężkich uchybień dyscyplinarnych, 29 listopada zarządził on natychmiastową przerwę w wykonywaniu czynności służbowych przez sędziego Juszczyszyna.
Ten, kto nawet pobieżnie śledzi kontrowersje związane z wyborem przez Sejm członków sędziowskiej części KRS, wie, że największe wątpliwości dotyczyły właśnie sędziego Macieja Nawackiego. Najpierw bowiem okazało się, że czworo sędziów, którzy złożyli podpisy pod przedstawieniem jego kandydatury, wycofało swoje poparcie i to zanim dokumentacja została przesłana do marszałka Sejmu, a co za tym idzie – skutecznie. Później Maciej Nawacki oświadczył, że on sam złożył podpis pod swoją kandydaturą, dodając w charakterystyczny dla siebie sposób, że byłoby dziwne, gdyby tego nie zrobił.
Na tym nie koniec. Kancelaria Sejmu prawomocnie i ostatecznie przegrała spór o utajnienie list poparcia, gdy 28 czerwca 2019 r. Naczelny Sąd Administracyjny nakazał ich upublicznienie. Nie doszło do tego, bo oto prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych 29 lipca, czyli niemal w ostatni dzień okresu, w jakim Kancelaria Sejmu miała wykonać orzeczenie NSA, wydał postanowienie zabezpieczające do czasu rozstrzygnięcia sprawy o przetwarzanie danych osobowych sędziów zawartych w wykazie. Wnet okazało się, że UODO wszczął dwa postępowania. Pierwsze z urzędu, zaś drugie ze skargi osoby fizycznej. Maciej Nawacki w mediach społecznościowych sam obwieścił, że to on złożył stosowny wniosek.

Jako organ i jako osoba fizyczna

Z mozołem opisuję powyższą sekwencję zdarzeń, by wykazać, że prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie Maciej Nawacki, podejmując jako organ sądu decyzję skutkującą przerwą w wykonywaniu obowiązków służbowych przez sędziego Pawła Juszczyszyna, popadł w rażący konflikt interesów.
Działając jako osoba fizyczna złożył początkowo do UODO wniosek, który w praktyce zaowocował zablokowaniem ujawnienia list poparcia do KRS. A gdy się okazało, że listy te mogą i tak ujrzeć światło dzienne na skutek postanowienia sądu, w którego składzie zasiadał sędzia Juszczyszyn, już jako prezes sądu Maciej Nawacki wydał decyzję zakazującą podejmowania jakichkolwiek czynności przez tegoż sędziego. W uzasadnieniu zarządzenia czytamy bowiem, że przerwa jest natychmiastowa i swym zakresem obejmuje czynności sędziego tak przed Sądem Rejonowym w Olsztynie, jak i przed Sądem Okręgowym w Olsztynie. Samo cofnięcie delegacji do sądu okręgowego dla Pawła Juszczyszyna przez ministra sprawiedliwości okazało się więc niewystarczające, gdyż nie blokowało dalszego rozpoznawania sprawy, w której sędzia Juszczyszyn wydał nakaz przekazania na potrzeby toczącego się postępowania list poparcia. Maciej Nawacki, występując zatem raz jako osoba fizyczna, a raz jako organ sądu, podejmował działania, których rezultat jest zawsze ten sam: zablokowanie ujawnienia list poparcia.
Determinacja, której nie przejawia żaden inny członek sędziowskiej części KRS, niewątpliwie potęguje pojawiające się od dłuższego czasu domysły, że pod kandydaturą Macieja Nawackiego brak jest wymaganej ustawowo liczby 25 podpisów. Zbieżność celów, które chce osiągnąć Maciej Nawacki, występując niejako w podwójnej roli, może rodzić obawy, czy nie wykorzystuje on funkcji powierzonej przez ministra sprawiedliwości w sprawie, w której występuje także jako osoba fizyczna.