- Dobra osobiste nie są chronione w zależności od natężenia naruszenia, mierzonego liczbą faktycznych czy potencjalnych odbiorców. Często pojawiają się orzeczenia sądów różnych krajów dotyczące naruszenia dóbr osobistych przez rozpowszechnianie negatywnych opinii w ramach grup zamkniętych albo o limitowanym dostępie, jak np. fora internetowe - mówi Włodzimierz Głowacki, radca prawny i wspólnik zarządzający w kancelarii Głowacki i Wspólnicy.
DGP
Kilka dni temu opisaliśmy na łamach DGP wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie (sygn. akt VI ACa 13/18), w którym sąd stwierdził, że błędne wpisanie byłego klienta do rejestru dostępnego tylko pracownikom instytucji finansowych jako dłużnika nie stanowi naruszenia dóbr osobistych. Podziela pan ten pogląd?
Wpis do rejestru dłużników klasyfikuje osobę, której dotyczy, jako kogoś niesolidnego, niewiarygodnego, wręcz nieuczciwego. Sądy już wielokrotnie wypowiadały się na temat kwalifikacji tego rodzaju informacji jako naruszających dobra osobiste. Istotne jest, że informacja dostępna była pracownikom instytucji finansowych w takiej właśnie postaci. Informacja nie była dostępna wyłącznie z poziomu urządzenia i programu ją przetwarzającego, który dla końcowego użytkownika przekazywał ją w postaci przetworzonej, w formie w decyzji pozytywnej lub negatywnej, bez podania przyczyny, co ewentualnie mogłoby wyjaśniać stanowisko sądu. Ale w przedmiotowej sprawie nie mamy do czynienia z taką sytuacją. Każdy pracownik instytucji finansowych, które mają dostęp do bazy danych, widzi informację na temat konkretnej osoby w postaci naruszającej jej dobra osobiste.
Jaki wpływ na to, czy dobra osobiste zostały naruszone, ma realna liczba odbiorców nieprawdziwej informacji? Sąd zwrócił uwagę na to, że niewiele osób się dowiedziało o rzekomych kłopotach powoda.
Do naruszenia dóbr osobistych może dojść nawet w prywatnej korespondencji kierowanej bezpośrednio i wyłącznie do osoby, której godność, cześć czy dobre imię zostają naruszone. Dobra osobiste nie są chronione w zależności od natężenia naruszenia, mierzonego liczbą faktycznych czy potencjalnych odbiorców. Często pojawiają się orzeczenia sądów różnych krajów dotyczące naruszenia dóbr osobistych przez rozpowszechnianie negatywnych opinii w ramach grup zamkniętych albo o limitowanym dostępie, jak np. fora internetowe. W sprawie, o której rozmawiamy, istotne jest to, że do informacji mieli dostęp pracownicy różnych instytucji i jak liczne było to grono osób – sąd nie ustalił. Ważne jest jednak przede wszystkim to, że każda osoba mająca dostęp do systemu mogła zapoznać się z taką nieprawdziwą informacją.
Jak to możliwe, że bank przez kilka lat nie jest w stanie dostrzec ewidentnej pomyłki? Czy przedsiębiorcy z sektora bankowego po prostu lekceważą reklamacje klientów, czy może systemy są na tyle skomplikowane, że ciężko wyłapać błąd?
Chyba możemy mówić o inercji banków w tym względzie, żeby nie powiedzieć dosadniej o słabnącej ich wrażliwości na interesy klientów. Nieznaczny odsetek tego typu spraw, które trafiają do sądu, konieczność zmierzenia się przez klienta z wieloletnią procedurą sądową i na koniec brak sankcji lub jej znikomość powodują, że banki zachowują się w takich sytuacjach biernie. Ostatecznie sankcja, nawet jeśli sie pojawi, rzadko dotyka konkretnego pracownika. Oczywiście zdarzają się sytuacje, w których zawini niedoskonałość systemu, ale w tym wypadku, nawet jeśli system działał wadliwie, bank nie zareagował należycie mimo jednoznacznych sygnałów ze strony klienta. Za jakość i rzetelność informacji dostępnych w systemie odpowiada podmiot, który je wprowadza, kontroluje i udostępnia. Próba zrzucania odpowiedzialności na programy i komputery w takim wypadku jest całkowicie bezzasadna.