Dlaczego ten, kto utracił prawo jazdy, ma być traktowany surowiej niż ten, kto go nigdy nie miał?
Środki masowego przekazu uczyniły ze zdarzenia drogowego, którego sprawcą był były poseł na Sejm RP Artur Zawisza, główne wydarzenie ostatniego weekendu października. Przypomnijmy, ten były polityk, dzisiaj przedsiębiorca, ale nadal postać o niemałej rozpoznawalności, popełnił jednego dnia dwa czyny penalizowane w art. 180a kodeksu karnego, a to poprzez prowadzenie samochodu osobowego w ruchu drogowym bez stosownych uprawnień, które w przeszłości zostały mu cofnięte.
Zgodnie z ustawą – Prawo o ruchu drogowym z 1997 r. dokumentem stwierdzającym uprawnienie do kierowania pojazdem silnikowym jest prawo jazdy określonej kategorii. Były polityk posiadał taki dokument w przeszłości, został mu prawomocnie odebrany, a w trakcie popełnienia opisanych czynów nie mógł się nim wylegitymować przed funkcjonariuszem Policji. Czyny te spotkały się z powszechną krytyką, a sam podejrzany przyznał się i wyraził skruchę. Prawnik może zadać pytanie: czy z tego zdarzenia, gdzie stan faktyczny jest bezsporny, wynika jakaś wskazówka dla ewentualnej nowelizacji kodeksu karnego?
Artykuł 180a k.k. otrzymał brzmienie „Kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub w strefie ruchu, prowadzi pojazd mechaniczny, nie stosując się do decyzji właściwego organu o cofnięciu uprawnienia do kierowania pojazdami, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Już sama jednostka redakcyjna ustawy wskazuje, że przepis ten został dodany do kodeksu karnego już po uchwaleniu ustawy w 1997 r. (ustawą nowelizującą z 20 marca 2015 r.). Czy kodeksowa penalizacja miała racjonalne uzasadnienie?
Wybitny polski prawnik prof. Maurycy Allerhand zauważył, że normy prawne powinny być logiczne, zrozumiałe, a sam system prawa koherentny. Zestawmy wobec tego treść art. 180a k.k., penalizującego prowadzenie pojazdu przez kierowcę uprzednio posiadającego uprawnienia do kierowania, które zostały mu odebrane, z treścią art. 94 par. 1 kodeksu wykroczeń („Kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu prowadzi pojazd, nie mając do tego uprawnienia, podlega karze grzywny”). W obu przypadkach dobrem prawem chronionym jest bezpieczeństwo w komunikacji, w dalszej perspektywie także porządek publiczny, lecz innej karze podlega kierowca, który w przeszłości posiadał uprawnienia do kierowania, lecz je utracił, a innej kierowca, który takich uprawnień nie posiadał, jak wskazuje praktyka, najczęściej osoba nieletnia lub młodociana.
Prowadzenie pojazdu bez stosownych uprawnień stanowi więc czyn przepołowiony, który zawiera w sobie dwie grupy czynów spełniających te same znamiona, przy czym jedna grupa będzie kwalifikowana jako przestępstwo, druga jako wykroczenie, zależnie od spełniania dodatkowego kryterium – w tym przypadku decyzji administracyjnej organu o cofnięciu uprawnienia do kierowania pojazdami. Należy poczynić uwagę, że decyzja o cofnięciu uprawnień do kierowania pojazdami nie musi zostać wydana w efekcie popełnienia przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji. Może się tak stać także z powodu przeciwwskazań medycznych do prowadzenia pojazdów. Prowadzenie bez uprawnień nie musi również automatycznie pozostawać w zbiegu z art. 244 kodeksu karnego, czyli niestosowaniem się do orzeczonego środka karnego, tak jak w omawianym casusie Artura Zawiszy.
Przechodząc do wniosków de lege lata i de lege ferenda: dzisiejsze regulacje wydają się wadliwe, wręcz irracjonalne, de facto oznaczając dla grupy osób, których uprawnienia zostały cofnięte w przeszłości w wyniku skazującego wyroku sądu karnego, ponowną karę za czyn, za który kara została już orzeczona. Ustawodawca niejednokrotnie w przeszłości działał na zasadzie impulsów – jednostkowych, ale medialnie nośnych stanów faktycznych, które inspirowały do uchwalania z tej okazji przepisów sankcjonujących określone zachowania. Jeżeli casus drogowy byłego posła na Sejm RP miałby stać się przyczynkiem do dyskusji o jakości, celowości i sensowności regulacji prawnych dotyczących tego typu zachowań, to nie powinien tutaj obowiązywać automatyzm w zaostrzaniu sankcji, jaki niestety dominuje w myśleniu o polityce karnej państwa, lecz w pierwszej kolejności powinniśmy zauważyć irracjonalność regulacji czynu przepołowionego, który zależnie od zaistnienia przesłanki cofnięcia uprawnień – podkreślmy, że jest to coś zupełnie innego niż orzeczenie środka karnego w postaci zakazu prowadzenia pojazdów – może być przestępstwem zagrożonym pozbawieniem wolności do lat 2 lub tylko wykroczeniem zagrożonym grzywną.
Zauważmy, że można oczekiwać, iż kierowca, który w przeszłości zdał egzamin na prawo jazdy i prowadził pojazdy, dysponuje określonym doświadczeniem w tym zakresie i co do zasady cechuje go większa sprawność w prowadzeniu pojazdu niż kierowcę, którego umiejętności nigdy nie zostały pozytywnie zweryfikowane państwowym egzaminem. Możemy więc przyjąć, że stanowi potencjalnie mniejsze zagrożenie dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a mimo to spotyka się ze znacznie surowszą sankcją niż młodociany kierowca, którego umiejętności nie zostały zweryfikowane w ramach państwowego egzaminu lub zostały zweryfikowane negatywnie.
Regulacje sankcjonujące prowadzenie pojazdów bez uprawnień naruszają zasady poprawnej legislacji, proporcjonalności kary czy wręcz prymarnej zasady ustrojowej wyrażonej w Konstytucji RP, tj. równości wobec prawa. Jeżeli jakieś wnioski płyną z casusu Artura Zawiszy, to obok dezaprobaty dla jego zachowania, powinniśmy podjąć dyskusję o konieczności uchylenia normy prawnej zawartej w art. 180a kodeksu karnego.