Ławnicy nie powinni orzekać w sprawach zainicjowanych skargą nadzwyczajną. Te wymagają bowiem pogłębionej wiedzy prawniczej i doświadczenia orzeczniczego.
DGP
O tym, że wprowadzenie czynnika społecznego do składów rozpoznających tak skomplikowany środek zaskarżenia, jakim jest skarga nadzwyczajna, nie jest najlepszym pomysłem, od początku mówiło wielu prawników. Teraz, po ponad półtora roku od wejścia w życie przepisów regulujących instytucję ławnika w Sądzie Najwyższym (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 825), przyznają to również sędziowie, którzy muszą z nim orzekać.

Sędziowie faktów

Prezydent, który był autorem projektu nowej ustawy o SN, zaproponował, że ławnicy będą orzekać m.in. w sprawach zainicjowanych nowym środkiem zaskarżenia – skargą nadzwyczajną. Ta zaś służy do eliminowania z obrotu prawnego prawomocnych orzeczeń, które naruszają konstytucję, rażąco naruszają prawo lub są oczywiście sprzeczne z treścią zebranego w sprawie materiału dowodowego. Zdaniem prezydenta „udział ławników w składach orzekających w sprawach skarg nadzwyczajnych wprowadzi bardzo ważny element kontroli społecznej w sprawach, w których mogły zostać naruszone podstawowe elementy zasady sprawiedliwości społecznej”.
Orędownikiem takiej zmiany był nieżyjący już prof. Bogusław Banaszak, konstytucjonalista z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Jego zdaniem pojawienie się w SN czynnika, który jest pozbawiony profesjonalnego przygotowania, ułatwi temu sądowi uwzględnianie w orzekaniu poglądów społeczeństwa na stosowanie prawa i hierarchię wartości.
Więcej jednak było głosów krytycznych. Sceptyczna była m.in. I prezes SN, zdaniem której zasadność takiego rozwiązania wymagałaby pogłębionej analizy. Jak bowiem zauważyła prof. Małgorzata Gersdorf, w sprawach ze skargi nadzwyczajnej ławnik, jako pełnoprawny członek składu orzekającego, będzie musiał nieraz dokonywać wykładni konstytucji. Tymczasem przepisy nie wymagają od kandydatów na ławników żadnego, choćby minimalnego przygotowania prawniczego. Jedynym wymogiem dotyczącym wykształcenia jest ukończenie szkoły średniej lub średniej branżowej (patrz: grafika). A przecież od osoby mającej takie wykształcenie, jak podkreśla I prezes SN, trudno wymagać posiadania rozległej wiedzy prawniczej.
Na podobnym stanowisku stała ówczesna Krajowa Rada Sądownictwa, która zwracała uwagę, że jak dotąd ławnicy byli przede wszystkim „sędziami faktów” jako osoby posiadające różnorodne doświadczenie życiowe i zawodowe. „Nigdy dotąd nie oczekiwano od ławników rozstrzygania zaawansowanych problemów prawnych, powierzając te zadania osobom z odpowiednim wykształceniem i doświadczeniem orzeczniczym” – czytamy w opinii przedstawionej przez KRS w trakcie prac nad prezydenckim projektem.
I jak się okazuje, z perspektywy czasu obawy te nie były pozbawione podstaw. Pośrednio przyznaje to Leszek Bosek, sędzia orzekający w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, do której trafiają skargi nadzwyczajne.
– Doświadczenia, które mamy, pozwalają stwierdzić, że rozpoznanie skargi nadzwyczajnej wymaga bardzo specjalistycznej wiedzy i doświadczenia procesowego. Orzekanie w składach ławniczych prowadzi natomiast do tego, że rozpoznanie spornego zagadnienia prawnego dokonuje się z zasady w składzie dwóch sędziów, którzy mogą mieć odmienne stanowiska, oraz ławnika, który nie ma doświadczenia procesowego ani wiedzy prawniczej, aby wesprzeć skład w rozstrzygnięciu merytorycznym – zaznacza sędzia. I dodaje, że gdy skargę nadzwyczajną wyjątkowo rozpoznaje pięciu sędziów zawodowych i dwóch ławników, to ryzyko przy różnicy poglądów jest mniejsze.
– Sąd radzi też sobie, przekazując zagadnienia prawne do rozstrzygnięcia powiększonym składom SN, złożonym wyłącznie z sędziów zawodowych. W każdym jednak razie, rozumiejąc racje wprowadzenia ławników do Sądu Najwyższego, przyjęte rozwiązanie jest oryginalne w tym sensie, że nie zostało sprawdzone w innych państwach europejskich ani w Ameryce – kwituje Bosek.

Sporny tryb wyboru

Dla wielu prawników problemem jest także sposób wybierania ławników. Ustawa o SN przekazała tę kompetencję Senatowi. Tymczasem zdaniem prof. Anny Rakowskiej-Treli, konstytucjonalistki z Uniwersytetu Łódzkiego, taki tryb wyboru ławników zdaje się godzić w zasadę niezawisłości sędziów, a więc ich niezależności od czynników zewnętrznych, przede wszystkim politycznych, oraz apolityczności władzy sądowniczej.
Zupełnie innego zdania był natomiast prof. Banaszak. Stał on na stanowisku, że wybór ławników przez senatorów zapewnia im legitymację demokratyczną. I powoływał się przy tym na Monteskiusza, który głosił, że „trzeba, aby lud pełnił przez swoich przedstawicieli wszystko to, czego nie może pełnić osobiście”. Zdaniem Banaszaka zdanie to można odnieść do wyboru ławników przez Senat.
Sam wybór ławników dokonany przez senatorów również budził kontrowersje. Niektórzy z kandydatów przyznawali np. że niewiele wiedzą o prawie, ale przecież mogą doczytać.
21 ławników wybrał do SN Senat w kwietniu br.