Skuteczne wprowadzenie prawa autorskiego wymaga determinacji wydawców, instytucji unijnych i rządów państw europejskich.
Unijna dyrektywa o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym daje wydawcom prasowym możliwość pobierania opłat za ich treści wykorzystywane przez platformy internetowe. Konkretne narzędzia do egzekwowania praw twórców wobec internetowych gigantów przyniosą ustawy implementujące dyrektywę w każdym z 28 państw Wspólnoty.
Jako pierwsza, i na razie jedyna, wprowadza je Francja. Nowelizacja ustawy o prawach autorskich zacznie tam obowiązywać 24 października. Google nie zamierza jednak płacić za pracę redakcji. Koncern ogłosił, że gdy nowe przepisy wejdą w życie, w wyświetlanych we Francji wynikach wyszukiwania zostawi tylko to, co może pokazać bezpłatnie, czyli właściwie same nagłówki. Znikną natomiast zajawki, czyli krótkie fragmenty tekstów (snippety) oraz zdjęcia – chyba że wydawcy zgodzą się je udostępniać za darmo.
Przewidywalnym skutkiem tego posunięcia będzie mniejsza liczba przekierowań z Google’a. Gigant podkreśla, że za ekspozycję tytułów w kioskach trzeba płacić, a on „zapewnia te korzyści bezpłatnie”, przekierowując do wydawców w Europie ponad 3 tys. odwiedzin na sekundę. Przywołuje też badanie Deloitte’a, z którego wynika, że każde przesłane z Google’a kliknięcie to dla dużego wydawcy szansa na zarobienie 4–6 eurocentów.
Na drugiej szali są cytowane przez „Le Monde” obliczenia firmy EY. Według nich z powodu zdominowania rynku reklamowego przez Google’a i Facebooka wydawcy francuscy tracą do 320 mln euro rocznie, czyli 9–12 proc. przychodów z reklam w wyszukiwarkach i sieciach społecznościowych, szacowanych w 2017 r. na 2,7 mld euro. W reakcji na zapowiedź Google’a francuscy wydawcy oświadczyli, że internetowy gigant zamiast przestrzegać zasad, chce „nadużyć swojej dominującej pozycji w celu narzucenia własnego prawa”.
Solidaryzują się z nimi Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Gazet (ENPA) oraz Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Czasopism i Mediów (EMMA), które we wspólnym stanowisku stwierdziły, że Google „pod pozorem działania zgodnego z prawem faktycznie ogranicza bezpłatny dostęp do informacji” i pozbawia wydawców i dziennikarzy należnego im wynagrodzenia.
ENPA i EMMA rozważą formalne i prawne kroki „w celu powstrzymania niewłaściwego wykorzystywania dominującej pozycji Google”. Z kolei Światowe Stowarzyszenie Wydawców Prasy WAN-IFRA wezwało koncern „do przestrzegania zasad prawa i okazania szacunku wolnej prasie”, podkreślając, że jeśli materiały wydawców „będą nadal wykorzystywane w internecie bez wynagrodzenia, przyszłość niezależnej prasy będzie bardzo zagrożona”.
Wzburzenie kolegów znad Sekwany podziela polska Izba Wydawców Prasy. Według niej próba wymuszenia na francuskich redakcjach „zrzeczenia się przysługującego im prawa” do wynagrodzenia jest dowodem, że „dla amerykańskiego koncernu twórcy i użytkownicy internetu są mniej istotni od mechanizmów dochodowych”. IWP uważa, że „jedynym sposobem obrony i ochrony należnych wydawcom prasy praw jest ścisła współpraca na poziomie Europy”. Alliance de la Presse oświadczyła, że „przy wsparciu rządu i parlamentarzystów, a także innych europejskich wydawców”, dołoży starań, by wprowadzić w życie zapisy dyrektywy.
– Nie poddawałbym się panice. Nie wolno też ustępować Google’owi, bo oznaczałoby to de facto rezygnację z dyrektywy. Tymczasem ona nie jest przywilejem, lecz zmierza do naprawienia systemu prawnego, który dotychczas nie chronił wydawców tak jak innych producentów – mówi Marek Frąckowiak, dyrektor generalny IWP. – Nadal jestem przekonany, że w dłuższej perspektywie implementacja dyrektywy pomoże wydawcom, gdyż uzdrowi stosunki na rynku. I nie chodzi tu tylko o Google’a. Aby dyrektywa była skuteczna, wszyscy musimy działać konsekwentnie i solidarnie: wydawcy europejscy, instytucje unijne i rządy wszystkich państw – podkreśla.
Polski rząd, w przeciwieństwie do francuskiego, jest krytyczny wobec dyrektywy. Część jej zapisów zaskarżył do Trybunału Sprawiedliwości UE, nie spieszy się też z implementacją (jest na to czas do 2021 r.). – Dziwi mnie, jak rząd może ignorować powszechne oczekiwanie twórców narodowej kultury i nie angażować się w jej obronę – komentuje Marek Frąckowiak.