Administracja zasłania się ochroną danych, gdy nie chce udostępniać informacji publicznej. Zwykli ludzie próbują za jej pomocą choćby zablokować nakaz rozbiórki.
DGP
Głównym celem RODO jest ochrona prywatności obywateli, co ma szczególne znaczenie w dobie tworzenia gigantycznych baz danych na ich temat. Przepisy te próbuje się jednak wykorzystywać także do innych celów, często je nadużywając. Ludzie powołują się na nie, podważając niekorzystne decyzje administracyjne. Jak choćby jeden z mieszkańców Łodzi, który za pomocą RODO próbował przed sądem administracyjnym doprowadzić do uchylenia nakazu rozbiórki wiaty garażowej. Uznał on, że wykorzystano w jego sprawie dowód z jego pisma złożonego w innym organie, przetwarzając tym samym dane osobowe bez podstawy prawnej. W tej akurat sprawie sąd nie badał zgodności z RODO, gdyż i tak nie miałoby to wpływu na rozstrzygnięcie (wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Łodzi, sygn. akt II SA/Łd 24/19).

A nuż się uda

Podobne praktyki są na porządku dziennym. Gdy brakuje innych argumentów prawnych, zawsze można powołać się na RODO.
– Z własnej praktyki mogę podać sporo takich przykładów. Dłużnik chce zniknąć z bazy danych Biura Informacji Kredytowej, zgłaszając sprzeciw na podstawie RODO; polityk – bohater artykułu prasowego, chce usunięcia tego tekstu z prasy, bo RODO; adwokat komentujący coś w prasie zaczyna pracować w innej kancelarii i domaga się usunięcia swoich wypowiedzi udzielonych pod szyldem wcześniejszej. Notoryczne są też próby uzyskiwania odszkodowania czy zadośćuczynienia za najbardziej nawet błahe naruszenia RODO – mówi dr Paweł Litwiński, adwokat w kancelarii Barta Litwiński.
– Moim zdaniem wynika to z nieznajomości przepisów RODO, czasem z prostej chęci wzbogacenia się, a nawet zwyczajnie z próby świadomego nadużycia prawa na zasadzie „a nuż się uda” – dodaje ekspert.
Czasem zasłanianie się przepisami o ochronie danych osobowych przybiera formę wręcz karykaturalną i działa na niekorzyść obywatela. Tak było w przypadku mężczyzny, który chciał złożyć skargę kasacyjną w postępowaniu administracyjnym. Może ją wnieść jedynie profesjonalny pełnomocnik. Powołując się na brak pieniędzy, skarżący wniósł o zwolnienie z kosztów i ustanowienie pełnomocnika. Jak zwykle w takich sytuacjach sąd poprosił o dokumenty potwierdzające sytuację materialną, nie tylko jego, ale i rodziny. Ten odmówił dostarczenia informacji o zarobkach domowników, twierdząc, że nie pozwala na to RODO. Sąd odmówił mu przyznania pomocy prawnej (postanowienie WSA w Gliwicach, sygn. akt IV SA/Gl 1203/17).
– Powoływanie się na argument „bo RODO” przez podmioty prywatne wynika najczęściej z niewiedzy i nadmiernej przezorności. W okresie wejścia w życie unijnego rozporządzenia byliśmy świadkami intensywnej kampanii informacyjnej i wielokrotnie przypominano nam o wysokości kar, jakie grożą za niezgodne z prawem przetwarzanie danych osobowych – komentuje Patryk Wachowiec, prezes Fundacji Centrum Analiz dla Rozwoju.

Informacja publiczna

Dużo częściej RODO jest jednak nadużywane przez administrację publiczną. Przede wszystkim jako pretekst do odmowy udostępnienia informacji publicznej. Najgłośniejszy przykład to sprawa zarobków dyrektorów w Narodowym Banku Polskim. „Nie mogę ujawnić zarobków pracowników, bo prawo na to nie pozwala. W tej chwili, jak to zrobię, to wejdzie mi RODO” – oświadczył Adam Glapiński, prezes NBP. Po tych słowach Sejm zmienił przepisy i nałożył wprost obowiązek ujawnienia tych informacji. Dopiero wtedy wyszło na jaw, że dyrektor departamentu komunikacji i promocji zarabiała w 2018 r. 49 563 zł brutto miesięcznie. Wielu prawników jest zdania, że zmiana ustawy nie była do niczego potrzebna, a RODO w żaden sposób nie ograniczało możliwości udostępniania informacji publicznej. Pozwala na to wprost jego art. 86 (patrz: grafika). Co więcej, już w 2014 r. Naczelny Sąd Administracyjny przesądził, że NBP podlega przepisom ustawy o dostępie do informacji publicznej (sygn. akt I OSK 937/14).
Spore kontrowersje wywołały ostatnio postanowienia prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych blokujące udostępnienie list poparcia pod kandydatami do Krajowej Rady Sądownictwa. Ostatecznie sprawę rozstrzygną sądy administracyjne, do których skargi złożył RPO i Patryk Wachowiec. Ten ostatni uważa, że prezes UODO nadużył przepisów o ochronie danych osobowych. – Najpierw przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości podnosili argument o ochronie danych osobowych, przekazując obywatelom plik kartek z wymazanymi nazwiskami sędziów. Teraz tę narrację prowadzi kancelaria Sejmu, część zainteresowanych sędziów członków nowej KRS i, co gorsza, sam prezes UODO. Nawet niezwiązany z kwestią ochrony danych osobowych wniosek grupy posłów PiS do TK tłumaczy się „bo RODO” – komentuje Patryk Wachowiec.
Jego zdaniem tego typu przypadki mogą zachęcić innych urzędników do nadużywania przepisów o ochronie danych osobowych. Choć obecnie i tak takich przypadków nie brakuje. Jedno z nadleśnictw odmówiło przedstawienia informacji na temat umów zawieranych z osobami fizycznymi, które kupują od nich drewno, „bo RODO”. Argumentowało, że ochrona danych stanowi dobro ważniejsze aniżeli prawo dostępu do informacji publicznej. Dlaczego? Zdaniem leśników ujawnienie danych mogłoby narazić kupujących na nieprzyjemności ze strony organizacji ekologicznych.
Wyroki sądów administracyjnych w pełni potwierdzają, że RODO nie przeszkadza w udostępnianiu informacji publicznej. W jednej ze spraw unijne przepisy posłużyły powiatowemu inspektorowi nadzoru budowlanego jako powód do anonimizacji danych osób, które kontrolowały obiekty budowlane przeznaczone do rozbiórki. WSA w Olsztynie uznał to za bezprawne (sygn. akt II SAB/Ol 89/18). W innej sprawie ten sam sąd nakazał podać imiona i nazwiska lekarzy. W uzasadnieniu wyroku podkreślono, że RODO nie ma w tej sprawie żadnego zastosowania, a prywatność również nie tłumaczy anonimizacji danych, gdyż chodzi o lekarzy, czyli osoby wykonujące zawód zaufania publicznego (sygn. akt II SA/Ol 542/18).
– Próby nadużywania RODO wynikają często z braku lepszej argumentacji – uważa Maciej Gawroński, partner zarządzający w kancelarii Gawroński & Partners. Zaznacza jednak, że w kwestii udostępniania informacji publicznej sprawa nie zawsze jest jednoznaczna.
– RODO pozwala na udostępnianie, ale zawsze należy ocenić, co jest informacją publiczną, a co wkracza za daleko w sferę prywatności lub tajemnicy państwowej, rozumianej szerzej niż informacja niejawna. Prawo jest tu niestety dalekie od doskonałości – zaznacza ekspert.