Temat ten zdominował debatę demokratycznych kandydatów w wyścigu o nominację w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Przed szereg wyszła senator Elizabeth Warren z Massachusetts, która zarzuciła dotychczasowemu liderowi wyścigu, byłemu wiceprezydentowi Josephowi Bidenowi, że 14 lat temu z pomocą lobbystów napisał bardzo niekorzystną dla Amerykanów ustawę. Wyjaśnijmy, o co chodzi.
Bankructwo w amerykańskim prawie ma kilka oblicz. Odrębne przepisy dotyczą firm, odrębne jednostek samorządowych, takich jak miasto czy gmina. Dopiero jednak w 2005 r. uporządkowano – a przynajmniej tak się autorom ustawy wydawało – sprawę upadłości konsumenckiej. Są w niej dwa nieco sprzeczne ze sobą rozdziały.
Osoby prywatne zwykle kwalifikują się do jednego z dwóch rodzajów bankructwa: z rozdziału 7 albo 13. Z pewnymi wyjątkami rozdział 7 pozwala dłużnikowi na całkowitą likwidację zadłużenia. W większości przypadków osoby składające wniosek o bankructwo mogą zatrzymać część lub nawet całość swojego majątku, włącznie z domami i samochodami, jeśli jego wartość nie przekracza wartości zwolnionej określanej przez stan lub gdy dana rzecz jest obciążona pożyczką i nie ma dużej wartości. Również fundusze emerytalne (IRA lub 401k) są całkowicie wyłączone spod zajęcia. Jeśli jednak wnioskodawca posiada majątek, może on zostać zabrany i sprzedany w celu spłacenia długów.
Natomiast rozdział 13 wymaga od wnioskodawcy częściowej spłaty długu, pozwalając zatrzymać więcej majątku i stanowi on często jedyną opcję dla bogatszych klientów. Wysokość długu do spłacenia zależy od zarobków klienta, jego wydatków oraz wysokości długu.
Jeśli chodzi o rozdział 7, procedura złożenia wniosku jest dosyć prosta. Z tego rodzaju bankructwa mogą korzystać nie tylko obywatele USA – przepisy prawne regulujące proces bankructwa nie wymagają poświadczenia obywatelstwa lub stałego pobytu, co oznacza, że z procedury mogą też korzystać nielegalni imigranci, którzy dawno osiedli na terenie Stanów. Wymagane są natomiast stanowy dokument identyfikacyjny oraz numer ubezpieczenia społecznego.
Obecny spór między demokratami sprowadza się do tego, że według partyjnej lewicy z Elizabeth Warren na czele obowiązujące prawo szkodzi milionom Amerykanów, którzy wpadli w długi chociażby z powodu wysokich kosztów opieki zdrowotnej. Warren zawodowo wyspecjalizowała się w bankructwach i prawie upadłościowym. Wykładała na uniwersytetach w Michigan, Pensylwanii i Teksasie. Wreszcie, na początku lat 90., dostała posadę na Harvardzie i osiadła w Massachusetts. Ideologicznym przełomem był dla niej projekt badawczy, który przeprowadziła w połowie lat 80. Dotyczył stosowania prawa upadłościowego, a jej punktem wyjścia było założenie, że bankruci to – mówiąc wprost – naciągacze wykorzystujący pracowitych Amerykanów.
Zespół Warren przeanalizował 24 tys. spraw upadłościowych. W większości przypadków bankruci okazali się praworządnymi obywatelami, a na finansowe dno rzucały ich rozwody, śmierć małżonka, utrata pracy czy przewlekłe choroby. Dekadę później kobieta powtórzyła badania z podobnym rezultatem. Tyle tylko że liczba bankructw wzrosła w tym czasie czterokrotnie. Badania były dla niej punktem zwrotnym. Zaczęła szukać winnych i znalazła ich na Wall Street. Przyczyną osłabienia klasy średniej była – według Warren – deregulacja sektora finansowego zaprojektowana i opłacona przez bankierów. Po tych badaniach trafiła do polityki.
Senator Warren jest autorką projektu stworzenia Biura Ochrony Finansowej Konsumenta, które powstało w czasach urzędowania prezydenta Baracka Obamy w ramach regulacyjnych reform sektora bankowości inwestycyjnej, które en bloc noszą nazwę ustawy Dodda-Franka. Uchwalono ją w 2010 r. Tymczasem od dwóch lat rząd Donalda Trumpa wkłada wysiłek w osłabienie tej niezwykle ważnej dla Amerykanów instytucji. Robi to głównie przez instalowanie w niej ludzi przeciwnych dalszym regulacjom.
Elizabeth Warren powiedziała w styczniowym wywiadzie dla „The Nation”, że wierzy w rynek i uważa, że bankructwo jest jego elementarną częścią. Podkreśliła jednak, że „rynek funkcjonuje właściwie tylko wtedy, gdy wszyscy mamy równe szanse, żeby na nim konkurować”. Jej program wyborczy koncentruje się na walce o klasę średnią, która zanika w Ameryce od lat. Przede wszystkim dlatego, że zjadają ją jej własne długi, zaciągnięte na edukację i leczenie, kiedy polisa ubezpieczeniowa przestaje pokrywać koszty długoterminowej terapii choroby przewlekłej bądź chronicznej.
Za ten stan rzeczy Warren wini miliarderów i wielkie koncerny, które kupiły Waszyngton, osłabiły związki zawodowe, doprowadziły do zniesienia regulacji finansowych wprowadzonych przez rząd Franklina Roosevelta po wielkim kryzysie z lat 30. XX w. i zagwarantowały sobie regularne cięcia podatków dla tzw. jednego procenta, czyli najbogatszych Amerykanów oraz korporacji. Warren domaga się wyrównania szans ekonomicznych, podniesienia płacy minimalnej, rozbudowy taniego dostępu do służby zdrowia i publicznych mieszkań. Ale jej najważniejszym postulatem jest pomoc ludziom, którzy nie radzą sobie z zobowiązaniami wobec wierzycieli.
I to ją wyróżnia spośród 25 kandydatów zabiegających o to, by w imieniu Partii Demokratycznej rywalizować z Donaldem Trumpem w wyborach w 2020 r. Warren znana jest również z potyczek słownych z obecnym prezydentem. Nie zawahała się nazwać go „głośnym, wstrętnym, przeczulonym na swoim punkcie chuliganem” oraz potępić za manipulacje z prawem upadłościowym. Warto przypomnieć, że Trump aż sześć razy ogłaszał upadłość swoich firm.