Sądom grozi paraliż. Wszystko za sprawą planowanej zmiany przepisów, po której wierzycielom masowym bardziej będzie się opłacało wnieść kilka pozwów na małe kwoty niż dochodzić długu w jednej sprawie.
DGP
Na katastrofalne w skutkach rozwiązanie zwrócił uwagę poseł Waldemar Buda, przewodniczący podkomisji nadzwyczajnej ds. rozpatrzenia rządowego projektu zmian w procedurze cywilnej. Nowelizacja obejmuje też istotne modyfikacje przepisów ustawy o kosztach w sprawach cywilnych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 300 ze zm.).
Dziś zasadą jest, że opłata od pozwu stanowi 5 proc. wartości przedmiotu sporu (nie mniej niż 30 zł i nie więcej niż 100 tys. zł). Zgodnie z projektem opłata w wysokości 5 proc. wartości roszczenia ma dotyczyć sporów o wartości przewyższającej 20 tys. zł. Roszczenia poniżej tej kwoty podzielono na przedziały (patrz: grafika) i zaproponowane opłaty stałe. Przykładowo walcząc o 249 zł, trzeba będzie uiścić 30 zł, ale przy pozwie opiewającym na 251 zł – już 100 zł.

Furtka dla firm

– Przy utrzymaniu zaproponowanych w projekcie stawek może dochodzić do sytuacji, w których będzie opłacało się dzielenie spraw na drobniejsze w celu zaoszczędzenia, tak by zapłacić opłatę minimalną – zwracał uwagę Waldemar Buda. – Przy roszczeniu o wartości np. 400 zł, zamiast wnosić jeden pozew i opłatę w wysokości 100 zł, spokojnie można wnieść dwa pozwy i dwie opłaty sądowe po 30 zł. Pozwoli to nie tylko zaoszczędzić 40 zł, ale jeszcze uzyskać podwójny zwrot kosztów zastępstwa procesowego – tłumaczył prawnik.
Oczywiście takie zagrożenie dotyczy głównie wierzycieli masowych, którzy wnoszą do sądów po kilkaset tysięcy spraw z tytułu niezapłaconych rachunków za prąd, telefon czy gaz. Przy takich liczbach 40 zł pomnożone przez tysiące spraw da milionowe oszczędności. Z drugiej strony dla sądów może to oznaczać miliony dodatkowych postępowań. Zwłaszcza że jak zauważa sędzia Tomasz Zawiślak, p.o. przewodniczący zespołu ds. prawa cywilnego Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, takie rozdrabnianie spraw opłaca się aż do kwoty 1499 zł. – Wówczas dzieląc takie roszczenie na sześć odrębnych pozwów, powód nadal w sumie płaci mniej, niż gdyby miał wnieść jeden pozew. Suma opłat wyniesie bowiem 180 zł zamiast 200 zł – wyjaśnia sędzia Zawiślak.

Multiplikowanie pozwów

Tym bardziej że z punktu widzenia wierzycieli masowych podwyżki będą najbardziej odczuwalne. Dziś przy pozwie na kwotę do 20 tys. zł w sprawie podlegającej rozpoznaniu w postępowaniu uproszczonym opłata wynosi 30 zł. Jednak Ministerstwo Sprawiedliwości, które opracowało projekt zmian, uznało, że różnicowanie stawek w zależności od tego, czy pozew jest wnoszony w postępowaniu uproszczonym czy nie, jest niecelowe, skoro nie wiąże się z tym żadna istotna różnica w trybie procedowania ze sprawą.
Po zmianach przy pozwach o wartości do 2 tys. zł opłata wyniesie (w zależności od konkretnej kwoty) 30, 100 lub 200 zł. W dodatku po uprawomocnieniu się nakazu zapłaty sądy nie będą zwracały trzech czwartych opłaty. Jak wyliczyła Fundacja Rozwoju Rynku Finansowego, będzie to w niektórych przypadkach oznaczało 700-proc. wzrost faktycznie pobranych opłat. W tej sytuacji pokusa, by dzielić roszczenia i nadal wnosić minimalną opłatę, jest więcej niż oczywista.
– Opłata w wysokości 30 zł w postępowaniu uproszczonym w żaden sposób nie ociera się o realne koszty ponoszone przez sądy. Gdy trzy czwarte opłaty podlega zwrotowi, to sąd pracuje za 7,5 zł. Podwyższenie stawek dotyczących roszczeń o najniższej wartości jest więc jak najbardziej uzasadnione i należy poszukiwać jakiegoś sposobu ich urealnienia. Natomiast to rozwiązanie, które zostało zaproponowane, jest fatalne w tym sensie, że może zachęcać do rozdrabniania roszczenia i multiplikowania pozwów – ocenia Tomasz Zawiślak.

Podwójne koszty

Nawet jeśli takie podzielone sprawy zostaną później połączone do wspólnego rozpoznania i rozstrzygnięcia, to zwrot kosztów zastępstwa procesowego będzie przysługiwał w każdej z nich oddzielnie. Poza tym jak niejednokrotnie wskazywało Ministerstwo Sprawiedliwości, pokrycie rzeczywistych kosztów podstawowych czynności sądu, które muszą zostać wykonane w każdej sprawie, a więc: rejestracji i kontroli pisma wszczynającego postępowanie, doręczenia jego odpisu, sporządzenia i doręczenia przynajmniej kilku pism sądowych, wymagałoby ustalenia opłaty na poziomie 100 zł. Jeśli zatem masowo wzrośnie liczba spraw, które w dodatku będą podlegać minimalnej opłacie, wówczas koszty rozstrzygania sporów cywilnych w jeszcze większym stopniu niż obecnie zamiast na stronach będą spoczywały na barkach społeczeństwa.
– Nowa tabela dotycząca kosztów wymaga przemyślenia, bo w przeciwnym wypadku pracując nad przyspieszeniem postępowań, nieopatrznie możemy spowodować pączkowanie spraw, co może zniweczyć pozytywny efekt, jaki tą nowelizacją staramy się osiągnąć – komentuje Waldemar Buda.
Zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości takie sytuacje są nieodłączną cechą każdego systemu stałych opłat sądowych zależnych od wartości przedmiotu sporu. Ponadto, jak uspokajają przedstawiciele resortu, na opłacalności całej operacji może zaważyć wiele wiążących się z nią dodatkowych kosztów. Brak też danych, które dawałyby podstawę do oceny, że rzeczywiście dojdzie do zwiększenia wpływu spraw do sądów. – Czym innym jest istnienie możliwości, a czym innym faktyczne jej wykorzystywanie – pointuje biuro prasowe MS.
Etap legislacyjny
Projekt po I czytaniu w Sejmie