- Gdy prywatna rozmowa polityków zahacza o kwestie publiczne, to prawo opinii publicznej do informacji oraz wolność prasy powinny przeważać - mówi Zbigniew Krüger dla DGP.
DGP
Czy można zgodnie z prawem nagrywać rozmowę bez zgody drugiej strony?
Nagrywać można, natomiast nie wolno tego nagrania rozpowszechniać. Jest to zakazane przez prawo karne i cywilne. W pierwszym przypadku mamy art. 267 par. 3 kodeksu karnego. Stanowi on, że karze podlega, kto w celu uzyskania informacji, do której nie jest uprawniony, zakłada lub posługuje się urządzeniem podsłuchowym. Mamy kazus kelnerów, czyli osób niebiorących udziału w rozmowie, które ją nagrywają. Tu karalne jest już samo uzyskanie informacji, założenie lub posłużenie się podsłuchem. Jednak jeśli uczestniczymy w rozmowie, to nie ma przepisów zabraniających nagrywania. Natomiast jeśli materiał rozpowszechnimy, naruszymy dobra osobiste drugiego uczestnika rozmowy, w postaci przede wszystkim prywatności, ale także głosu. Jeżeli jednak wykorzystamy taką rozmowę jako dowód w postępowaniu sądowym w celu ochrony swoich interesów prawnych, nie ma mowy o bezprawności. Nie ma zakazu używania takich dowodów ani w postępowaniu cywilnym, ani karnym – nawet jeśli sam podsłuch był nielegalny.
Czyli druga strona nie może sprzeciwić się ujawnieniu w sądzie treści np. negocjacji?
Nie zawsze. Jeśli były to negocjacje z udziałem profesjonalnych pełnomocników, to są one objęte tajemnicą zawodową. Pełnomocnik, który ujawniłby nagranie z negocjacji z udziałem adwokata czy radcy prawnego, naraża się na odpowiedzialność dyscyplinarną.
Nawet w postępowaniu sądowym?
Tak. Pełnomocnicy mają zakaz choćby powoływania się na treść negocjacji. Absolutnie nie można tego wykorzystać przed sądem.
A gdyby któraś ze stron chciała użyć takiej informacji jako dowodu?
Pełnomocnik nie powinien z niego korzystać. Często jest jednak tak, że strony same to robią. Jeśli pełnomocnik podpuszcza stronę, by to ona sama zgłosiła ten dowód, to nie może potem umywać rąk, mówiąc, że to nie on to zrobił. Jest to równie niedopuszczalne.
Czemu telemarketerzy lub pracownicy infolinii zawsze informują o nagrywaniu rozmowy, mimo że samo nagrywanie nie jest nielegalne?
Bo na jakiekolwiek późniejsze wykorzystanie nagrania zgoda i tak byłaby konieczna.
To w jakim celu można nagrać rozmowę i wykorzystać ją bez zgody?
Choćby w celu procesowym. Jeśli np. mamy męża, który bije żonę i krzyczy na nią, żona przychodzi z nagraniem do pełnomocnika, to oczywiście może on wykorzystać taki materiał. Natomiast nie może użyć rozmów z drugim pełnomocnikiem, gdy w toku sprawy negocjują i jeden mówi np.: „Dobra, damy wam 2,5 tys. zł alimentów, choć chcecie 3 tys. zł”. Pełnomocnik drugiej strony nie może więc przyjść do sądu z nagraniem i wywodzić z tego, że „oni zgodzili się na 2,5 tys. alimentów”. I to obojętnie, czy rozmowy były nagrane czy nie – nie można powoływać się na treść rokowań. W innych przypadkach nagranie stanowi dowód jak każdy inny. Jeśli np. żona rozmawia z mężem w kuchni na temat alimentów i on się zgodził zapłacić, to można wykorzystać takie nagranie. Nie jest to jednak ostateczne, gdyż nawet jeśli wtedy się zgodził, może przed sądem zgodę odwołać. Inna sprawa to kwestie dotyczące faktów. Jeśli ktoś na nagraniu przyznaje, iż ma np. tajne konto w Szwajcarii, a na nim 100 tys. dol., a później przed sądem twierdzi, że nie zapłaci, bo nie ma żadnych pieniędzy, to można powołać się na takie nagranie.
A jak wygląda sprawa z ujawnianiem takich nagrań przez prasę? W takich przypadkach media zwykle powołują się na interes publiczny.
Pytanie, kto jest nagrany i kto jest uczestnikiem rozmowy. I oczywiście musi być w tym interes publiczny. Wiadomo, politycy muszą mieć grubszą skórę, i to nawet w sytuacjach teoretycznie prywatnych. Było już na ten temat wiele orzeczeń Sądu Najwyższego. Jeśli w życiu publicznym np. polityk broni wartości rodzinnych i chrześcijańskich, robiąc z tego temat swojej kampanii politycznej, a w życiu prywatnym się rozwodzi albo korzysta z usług prostytutek, to choć teoretycznie są to jego prywatne sprawy, to fakt, że publicznie głosi zupełnie inne poglądy, uzasadnia ujawnienie przez media tych spraw.
Czyli tak naprawdę ważniejszy jest temat niż uczestnicy rozmowy?
Tak. Jeśli budzi on zainteresowanie opinii publicznej, to nawet jeśli poruszono go w prywatnej rozmowie, może być ujawniony. Reprezentowałem kiedyś gazetę, która opublikowała rozmowę Ryszarda Kalisza i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z prywatnego spotkania. Były tam podnoszone kwestie m.in. demoralizacji takich instytucji jak prokuratura, telewizja publiczna czy służby specjalne. Prasa ujawniła tylko te wątki, które dotyczyły właśnie spraw publicznych, a nie czysto prywatnych. Sąd zgodził się ze stanowiskiem, że ujawnienie nagrań mieściło się w zakresie wolności prasy i prawa opinii publicznej do informacji. Były to bowiem tematy budzące zainteresowanie i będące przedmiotem debaty publicznej. Ale jeśli byłaby to rozmowa prezesa partii politycznej dotycząca zupełnie prywatnych spraw, np. zdrowotnych, mieści się to w ramach życia osobistego, do którego politycy też mają prawo. Gdy temat rozmowy zahacza jednak o kwestie publiczne, to można ją ujawnić i prawo opinii publicznej do informacji oraz wolność prasy powinny przeważać.
Czy dziennikarz musi ujawnić, od kogo uzyskał nagranie rozmowy?
Dziennikarz ma przede wszystkim prawo i obowiązek chronić źródła. Jeśli pozyskał takie nielegalne nagranie, mieszczące się w zakresie art. 267 (czyli znów przykład kelnerów), to samo pozyskanie informacji jest nielegalne, ale odpowiedzialność nie przenosi się na dziennikarza. Pod warunkiem oczywiście, że to nie on założył podsłuch, bo wtedy sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana.
A co, jeśli to dziennikarz nagrywa bez zgody?
Artykuł 14 prawa prasowego mówi wyraźnie, że zgoda jest wymagana, jeśli rozmowa ma być nagrywana. To, że ktoś udziela informacji prasie, nie oznacza jednak, że godzi się też na publikację samego nagrania. Ono ma pomóc dziennikarzowi przy przygotowywaniu materiału prasowego. Ale dotyczy to osób, które świadomie udzielają prasie informacji i dlatego wymagana jest ich zgoda na to, by rozmowa była rejestrowana. Natomiast jeśli mamy przypadek nagrywania nielegalnego, ale jest w tym interes publiczny, to on przeważa i nie można się na ten przepis powoływać.
Czy można ścigać dziennikarza lub gazetę na podstawie przepisów o autoryzacji? Że nawet jeśli ujawnienie nagrań było uzasadnione interesem publicznym, to nie dopełniono tego obowiązku? Czy też informacji takich nie uznaje się za udzielone prasie i przepis nie ma zastosowania?
Tutaj obowiązek autoryzacji nie wchodzi w grę. Byłoby to zresztą absurdalne. Jeżeli publikujemy samo nagranie z rozmowy, to instytucja ta nie ma zastosowania. Autoryzacja jest po to, żeby relacja z rozmowy nie została zniekształcona czy przekręcona. Nie można użyć jej, by udać, że ktoś wcale nie powiedział tego, co powiedział – np. że lubi schabowe, a w autoryzacji zmienia, że jednak woli sushi.