O piratach drogowych i zarzucie zabójstwa dla kierowców mówi dla DGP Andrzej Migalski, adwokat.
Prokuratora z Jeleniej Góry postawiła kierowcy, który podczas ulicznego wyścigu zabił dwie osoby, zarzut zabójstwa w zamiarze ewentualnym, a nie spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Wcześniej śledczy z tego miasta tak samo postąpili w stosunku do innego kierowcy, który, uciekając przed policyjnym pościgiem, przejechał pieszego na pasach. Nie brak głosów, także z Ministerstwa Sprawiedliwości, że właśnie tak należy traktować piratów drogowych, którzy doprowadzają do śmiertelnych wypadków. Jak pan na to patrzy?
Dla mnie to herezja prawnicza, co niepokoi o tyle, że zaczynamy już mieć do czynienia z pewną tendencją. W przypadku kierowcy, który, uciekając przed policją, przejechał przechodnia, zdanie prokuratury na temat kwalifikacji prawnej czynu podzieliły sądy obydwu instancji. Zobaczymy, jak orzeknie Sąd Najwyższy, rozpatrując kasację. Oprócz tego znam trzy przypadki, gdzie na etapie postępowania przygotowawczego śledczy zdecydowali o takiej kwalifikacji – m.in. z prokuratur w Bochni i Gdańska. W tym ostatnim przypadku pijany kierowca wjechał do przejścia podziemnego i nie było ofiar, ale postawiono mu zarzut usiłowania zabójstwa. W ciągu 100 lat państwa polskiego i wymiaru sprawiedliwości nikomu nie przyszło do głowy stosować takiej kwalifikacji, poza jednym przypadkiem, za głębokiej komuny. W 1975 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Częstochowie skazał sprawcę bardzo drastycznego wypadku na 25 lat więzienia za umyślne zabójstwo. Ostatecznie Sąd Najwyższy zakwalifikował czyn jako umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. Zarówno wtedy, jak i teraz przyjęcie takiej oceny czynu wynikało z chęci dostosowania się do społecznych nastrojów. Dlatego dziwią mnie takie jak głosy, np. wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła, który niewątpliwie jest człowiekiem o dużej wiedzy, ale głoszone przez niego tezy mają charakter koniunkturalny. Przecież gdyby traktować sprawców wypadków drogowych ze skutkiem śmiertelnym jako zabójców w zamiarze ewentualnym, możemy się doczekać przypadku, w którym jakiś nadgorliwy skład sędziowski w głośnej medialnej sprawie orzeknie dożywocie. Bo przyjęcie takiej kwalifikacji na to pozwala.
Minister Warchoł tłumaczy, że jeżeli ktoś pędzi przez miasto 180 km/h, nie zwracając uwagi na przepisy, pasy, światła i pieszych, to choć nie ma zamiaru nikogo zabić, jest mu obojętne, czy tak się nie stanie. W tym sensie nazywa takie osoby potencjalnymi mordercami.
W potocznym rozumieniu możemy powiedzieć, że taka osoba jest potencjalnym mordercą. Jednak choć naruszenie zasad ruchu drogowego może nastąpić umyślnie, przypisanie umyślności co do skutku jest zupełnie czym innym. Bo absurdem było przypisywanie sprawcy np. tego, że godził się na śmierć trzech osób, jeśli akurat tyle podróżowało pojazdem, z którym się zderzył, skoro nawet nie miał o liczbie tych osób pojęcia. Owszem, można stawiać zarzut zabójstwa w sytuacjach, gdy pojazd został z premedytacją wykorzystany jako narzędzie zbrodni. Ale do tego, by traktować w ten sposób sprawców wypadków drogowych, potrzebna byłaby zmiana prawa. Tylko że takie prawo byłoby drakońskie, nieodpowiednie do demokratycznego, cywilizowanego państwa prawa.
Przepisy pozwalają na zaostrzenie kary z 8 do 12 lat więzienia dla sprawców śmiertelnych wypadków, którzy zbiegli z miejsca zdarzenia, byli pod wpływem narkotyków lub alkoholu. Może więc jako okoliczność zaostrzającą powinno się dodać rażące przekroczenie prędkości?
Rozszerzenie przesłanek zaostrzenia odpowiedzialności czy osobne ujęcie takich czynów, by zwalczać piractwo drogowe, jest dobrym pomysłem. Bo musimy też patrzeć na interesy pokrzywdzonego. Natomiast nie można zmieniać prawa na pokaz.
ANDRZEJ MIGALSKI adwokat / DGP