Podwyżki wynagrodzeń o tysiąc zł, zwiększenia liczby etatów i płatnych nadgodzin – tego domagają się pracownicy sądów administracyjnych
Przykładowe wynagrodzenia urzędników sądów administracyjnych / DGP
Obserwujemy, że w kwestii podwyżek płac zaczyna obowiązywać w naszym kraju prawo ulicy. Ten, kto krzyczy głośniej, ten dostaje. Kolejny raz te same grupy zawodowe: funkcjonariusze policji, wojsko, nauczyciele, pielęgniarki, otrzymują podwyżki. My natomiast po raz kolejny jesteśmy pomijani. Nie jest nam dane skorzystać ze wzrostu gospodarczego kraju, a „dobra zmiana” nie jest niestety dla nas – piszą przedstawiciele związków zawodowych pracowników wojewódzkich sądów administracyjnych w kolejnym liście adresowanym do prezydenta i premiera, w którym domagają się podwyżki. Pisma pozostają bez odpowiedzi.
Związki narzekają, że od 2009 r. płace są zamrożone, a ich wzrost o 2,3 proc. zaplanowany na 2019 r. ma charakter symboliczny.
– Z tego powodu doświadczone osoby, które pracują w sądownictwie od początku jego funkcjonowania, czyli od 2004 r., coraz częściej odchodzą. Te, które przychodzą na ich miejsce, szybko rezygnują. Referent stażysta, który otrzymuje 2,5 tys. zł brutto, czyli 1775 zł na rękę, często szybko się zniechęca, widząc, ile jest pracy – mówi Dominik Niewirowski, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników WSA w Warszawie.
Frustrację urzędników sądów administracyjnych powodują nie tylko niskie płace, ale także stale zwiększająca się ilość zadań. Według związków pracy jest dwa razy tyle co w 2009 r., a liczba etatów taka sama. – W 2019 r. nastąpi duże poszerzenie właściwości sądów administracyjnych, wejdą w życie przepisy dotyczące cyfryzacji w postępowaniu sądowo administracyjnym, które nałożą na nas wszystkich dodatkowe, prawie dwukrotne obowiązki. Prosimy o zaprzestanie traktowania nas jak taniej siły roboczej – apelują związkowcy.
Związki zawodowe zapowiadają, że posłużą się tylko legalnymi formami sprzeciwu
Frustrację pracowników wzmaga ignorowanie ich postulatów. – Nasze pisma przesyłane do premiera jego kancelaria kieruje według właściwości do ministra sprawiedliwości. Tymczasem my przecież podlegamy pod prezesa NSA i Prezydenta RP, a nie MS. Podwyżki dla pracowników sądów powszechnych nas przecież nie dotyczą. Kiedy w kolejnej korespondencji zwróciliśmy na to uwagę, w odpowiedzi również dostaliśmy informację o przekazaniu jej do MS. Co znaczy, że tych pism nikt tam nawet nie czyta – skarży się jeden ze związkowców.
Wczoraj pracownicy sądów w Warszawie, Krakowie, Szczecinie czy Bydgoszczy wyszli na ulice. Na razie był to protest ostrzegawczy przeprowadzony w ramach przysługującej im 15-minutowej przerwy w pracy. W stolicy pracownicy WSA przeszli do NSA, gdzie ich delegacja została przyjęta przez Marka Zirka-Sadowskiego, prezesa tego sądu.
Wśród postulatów, oprócz głównego – podniesienia wynagrodzeń o tysiąc zł brutto od stycznia tego roku – znajduje się też ujednolicenie płac pracowników zatrudnionych na tych samych stanowiskach i wykonujących podobne lub identyczne zadania, zwiększenie liczby etatów, wprowadzenie wypłat za pracę w nadgodzinach i wprowadzenie mechanizmów przeciwdziałania mobbingowi.
NSA oficjalnie nie odniósł się na razie do postulatów protestujących. Z relacji pracowników wynika jednak, że prezes NSA zastrzegł, iż nie jest w stanie spełnić ani żądań płacowych (podwyżki i ujednolicenia płac na tych samych stanowiskach), ani kadrowych (zwiększenie liczby etatów w sądach administracyjnych). Zaproponował natomiast zwiększenie wynagrodzeń o 4 proc., co będzie oznaczać ok. 200 zł brutto, oraz płatne nadgodziny. Nie jest jasne, czy zaproponowany czteroprocentowy wzrost miałby być obok zaplanowanego uprzednio wzrostu o 2,3 proc. czy zamiast niego.
Związki zawodowe zapowiadają tylko legalne formy protestu. Nie wiadomo jednak, czy wzorem pracowników sądów powszechnych i prokuratur oraz policjantów także pracownicy sądów administracyjnych w ramach oddolnych akcji będą masowo brać zwolnienia lekarskie.
– Na pewno istnieje taka obawa. To nie byłaby dobra wiadomość, szczególnie dla obywateli – mówi sędzia Arkadiusz Tomczak z WSA w Warszawie. – Jednak pensje pracowników sądów są bardzo zróżnicowane i ta grupa, której wynagrodzenia oscylują wokół ustawowych minimów, ma prawo być rozżalona. Wszyscy pracownicy chcieliby zarabiać godnie, więc popieranie takich roszczeń jest naturalne – komentuje sędzia.