Blisko milion dzieci nie otrzymuje alimentów zasądzonych prawomocnym wyrokiem sądu. W kancelariach komorniczych prowadzonych jest ok. 600 tys. spraw dotyczących egzekucji alimentów i ta liczba nie maleje. Wprowadzane od maja zeszłego roku zmiany w kodeksie karnym miały tę sytuację odmienić. Dlaczego się nie udało?
Poprawie sytuacji dzieci, na które ich rodzice (głównie ojcowie) nie chcą łożyć, miał służyć przygotowany przez ministerstwa Rodziny oraz Sprawiedliwości tzw. pakiet alimentacyjny. Szefowie resortów już obwieścili częściowy sukces. Ale środowiska samodzielnych rodziców mówią, że to śmiech na sali.

Kobieta z żelaza

Edyta to jej prawdziwe imię. Ale równie dobrze mogłaby nazywać się Anna czy Katarzyna. Bo jej historia, na razie, potwierdza smutne, występujące w całej Polsce schematy. Ma troje dzieci. Syn, pełnoletni, skończył już liceum. Dalej uczyć się nie chce. Sporo w nim złości i nieufności. Postanowił zarabiać pieniądze, których nigdy nie było w domu. Ojciec naobiecywał chłopakowi, że da na prawo jazdy, że kupi samochód, zabierze na wspólny wyjazd. Nigdy słowa nie dotrzymał.
Edyta ma też dwie córki. Młodsza, dziewięcioletnia, nie do końca rozumie „sprawy” dorosłych. Starsza przygotowuje się do matury i od problemów ucieka w książki. Wymarzyła sobie studia, germanistykę lub psychologię, w Toruniu albo Gdańsku. I to ze względu na te marzenia Edyta postanowiła walczyć z byłym mężem o zaległe alimenty.
Wydawało się, że prawo ma po swojej stronie. Rozwód z orzeczeniem o jego winie po 16 latach małżeństwa. Pierwszy pozew rozwodowy wycofała, bo obiecywał poprawę: że przestanie pić, zacznie się leczyć. Nie dotrzymał słowa. Tracił prace, a znalezienie kolejnych przychodziło mu coraz trudniej. Zwlekała do chwili, gdy zamachnął się szerokim łukiem i po raz pierwszy ją uderzył. W 2013 r. złożyła więc drugi wniosek, a po półtora roku dostała rozwód.
Oczywiście, że na początku próbowała w kwestii pieniędzy mediacji. Jednak nawet z wyrokiem sądu w sprawie alimentów rozmowy były trudne. Najpierw groził, że zabije. Potem prosił, żeby nie nasyłała komornika, że będzie płacił. A później już tylko kluczył. Gdy komornik dostawał pismo z ZUS potwierdzające odprowadzanie składek i występował z wnioskiem do pracodawcy, by wejść byłemu mężowi Edyty na pensję, okazywało się, że ten już nie pracuje. W ciągu pięciu lat wyrodny ojciec zapłacił zasądzone alimenty zaledwie trzy razy.
Edyta przez chwilę dostawała pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego (środki z budżetu państwa; w 2016 r. było ich w FA 1,43 mld zł). Po 400 zł na dziecko. Ale jest dumną kobietą, a duma w naszym kraju ma konkretną cenę. – Nie chciałam, by moje dzieci miały gorzej. Nie chciałam ustawić się w kolejce po zapomogi. Byłam technikiem fizjoterapii. Postanowiłam się uczyć, zrobiłam magistra. Moje zarobki urosły o niebotyczne 400 zł i przez to straciłam wsparcie z funduszu – opowiada. Dziś pracuje w poradni rehabilitacyjnej. Dodatkowo opiekuje się pacjentami wentylowanymi mechanicznie. To drugie zajęcie pomogła jej znaleźć koleżanka. Edyta pracuje codziennie. Trzy razy po 10 godz., dwa razy po 12. Wychodzi 54 godz. w tygodniu, a jak mówi, wolałaby spędzać więcej czasu z dziećmi, zwłaszcza z młodszą córką, która potrzebuje uwagi i miłości, bo szczególnie odczuwa brak drugiego rodzica.
Założyła sprawę z art. 209 kodeksu karnego. Termin pierwszej rozprawy wyznaczony został na 18 września br. Ale ona nie zdążyła nawet wejść na salę. Pojawił się za to on, z dokumentem. Po kilku minutach protokolantka oznajmiła, że Edyta nie będzie przesłuchiwana. I że ma czekać na nowy termin rozprawy. Okazało się, że były mąż przedstawił zaświadczenie, że leczy się z choroby alkoholowej i teraz biegły musi ocenić jego zdolność do pracy. – Myślę, że alkohol zadziałał jak usprawiedliwienie, okoliczność łagodząca. Spodziewam się jeszcze usłyszeć, że w terapii mu przeszkadzam – mówi z goryczą Edyta. O nowym terminie wciąż nie została powiadomiona.
Były mąż oficjalnie nie ma nic. Pracuje na czarno. Mieszka z rodzicami. – Rok temu starsza córka chciała się spotkać z dziadkami. Uzgodnili termin. Ale w ostatniej chwili babcia zadzwoniła, że jest chora, ma w domu remont, a zresztą musi się zająć sobą. Zabolało – opowiada Edyta. Czuje smutek i rozgoryczenie na wspomnienie tamtej rozmowy. – To jasne, że kryją swojego syna. Ja jestem dla nich wrogiem. To dorośli ludzie, a nie rozumieją, czym jest bliskość; że dziadkami są i będą do końca swoich dni.
W sytuacji kobiety najgorsze jest to, że wcale nie jest pewna, czy dobrze robi. Gdy ze swoich problemów zwierzyła się koleżance, takiej bliskiej, od lat, usłyszała: „W życiu nie skazałabym ojca swoich dzieci na więzienie. Przecież głodem nie przymierasz”. – Owszem, nie przymieram. Sprawę założyłam nie po to, żeby wsadzić go do więzienia, tylko odzyskać chociaż część zaległych alimentów. Tylko nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie udawać kobietę z żelaza – konstatuje ze smutkiem Edyta.

Wiele hałasu o sukces

„Spektakularny efekt przyniosły przygotowane w zeszłym roku przez Ministerstwo Sprawiedliwości zmiany w egzekwowaniu obowiązku alimentacyjnego” – chwalił się w marcu br. resort. „Liczba osób uchylających się od zobowiązań, które trafiły do Krajowego Rejestru Dłużników bezpośrednio po wejściu w życie nowych przepisów, spadła we wrześniu 2017 r. prawie czterokrotnie – z 2500 do 650. Jednocześnie ściągalność alimentów do państwowego Funduszu Alimentacyjnego wzrosła aż o 116 proc.”.
– To wielki sukces, który dowodzi, że roztropne zmiany w zakresie prawa karnego mogą przynosić radykalnie dobre zmiany w wymiarze społecznym. Te zmiany odczuły przede wszystkim tysiące dzieci – mówił przy tej okazji Zbigniew Ziobro. I zapowiadał, że kontynuacją tych działań mają być alimenty natychmiastowe. Natychmiastowe, bo przyznawane w ciągu kilku dni, na podstawie pozwów na gotowym formularzu dostępnym w internecie, który jest prosty do wypełnienia, co pozwoli uniknąć wydatków na adwokatów. Wysokość alimentów natychmiastowych ma być ustalana według uniwersalnej zasady (zależnej m.in. od minimalnego wynagrodzenia netto i współczynnika dzietności). Co ważne, uzyskanie tego świadczenia nie zamyka drogi do domagania się większych pieniędzy w zwykłym postępowaniu.
Wprowadzony 31 maja 2017 r. przez resort i wychwalany przez ministra nowy art. 209 kodeksu karnego stanowi, że za uchylanie się od obowiązku alimentacyjnego przez – to novum – co najmniej trzy miesiące grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo kara do roku pozbawienia wolności. Owo doprecyzowanie miało wprowadzić pewną automatyzację działań. Na dowód tego Prokuratura Krajowa informowała rzecznika praw obywatelskich (RPO), że wzrosła skuteczność ścigania sprawców tej kategorii przestępstw. Zwiększyła się też liczba spraw karnych związanych z uchylaniem się od obowiązku alimentacyjnego. Od 1 czerwca 2017 r. do 31 marca 2018 r. wpłynęło do prokuratury 70 145 takich spraw (od 1 sierpnia 2016 r. do 31 maja 2017 r. liczba ta wynosiła 26 994). To wzrost o 259 proc.
Zmiana przepisów umożliwiła także upowszechnienie innych form wykonania kary pozbawienia wolności, np. w systemie dozoru elektronicznego (SDE). Przynajmniej w teorii. W swoich wystąpieniach rzecznicy praw obywatelskich i praw dziecka postulowali jak najszersze wykorzystanie tego systemu. Bo nie o to chodzi, by alimenciarza zamknąć w więzieniu. Przecież przede wszystkim powinien on móc pracować, zarabiać, płacić – i zmniejszać swoje zadłużenie względem rodziny. RPO i RPD wnioskowali o udostępnienie im danych statystycznych ilustrujących skalę stosowania SDE wobec skazanych za przestępstwo niealimentacji. W odpowiedzi dyrektor Biura Dozoru Elektronicznego Centralnego Zarządu Służby Więziennej gen. Paweł Nasiłowski poinformował, że liczba skazanych z art. 209 k.k., którzy rozpoczęli odbywanie kary w SDE, wynosiła od 31 maja 2016 r. do 31 maja 2017 r. – 1166, a od 31 maja 2017 r. do 7 maja 2018 r. jeszcze mniej – 1087. Trudno więc mówić o spektakularnym sukcesie.
Im bliżej przyjrzeć się wykonaniu propozycji rządowych, tym więcej wątpliwości.
– Z doświadczenia wiem, że 90 proc. dłużników deklarujących brak zatrudnienia, w rzeczywistości pracuje na czarno. Na moje pytanie, z czego się utrzymują, odpowiadają bezczelnie: z niczego. Wiem, że to kłamstwo w żywe oczy. Tylko w wielkich miastach taki człowiek ma szansę pozostać anonimowy. Ale nie w miasteczkach czy na wsi. Tam wszyscy wiedzą, gdzie i u kogo dorabia. Zweryfikować jego prawdomówność mógłby dozór elektroniczny – mówi Robert Damski, komornik zasiadający w zespole ds. alimentów przy RPO. W ilu znanych mu przypadkach taki środek został zasądzony? – Prowadzę aktualnie ok. 1,5 tys. spraw o egzekucję zaległych alimentów. Na tysiąc przypadków, którym nadałem bieg, zgłaszając sprawę do prokuratury, 800 zostało umorzonych. 200 trafiło na wokandę. W trzech sąd penitencjarny orzekł dozór elektroniczny. Otwarte pozostaje pytanie, dlaczego sędziowie nie chcą korzystać z tego rozwiązania?
W tym przypadku nie da się powiedzieć, że system jest nieudolny. – 15 tys. to jego pojemność, a na bieżąco w całym kraju wykorzystywanych jest niespełna 4,7 tys. urządzeń – wylicza dr Ewa Dawidziuk, koordynatorka wspomnianego zespołu ds. alimentów. Przekonuje, że same możliwości, jakie daje znowelizowany art. 209 k.k., to stanowczo za mało, by poprawić ściągalność zaległych alimentów. Dobre wyniki na koniec ubiegłego roku, którymi chwaliło się Ministerstwo Sprawiedliwości, tłumaczy efektem świeżości. – Nowych przepisów wystraszyli się co zamożniejsi dłużnicy. Przekalkulowali sobie, że nie chcą mieć dodatkowych kłopotów. Ale ten strach już minął, bo okazuje się, że system ma luki. Niektóre są dość niespodziewane. Z więzienia wyszli np. ludzie, którzy trafili do niego zgodnie ze starym brzmieniem art. 209 k.k. Nowy przepis stworzył furtkę. Z zakładów karnych zwolniono 93 osoby skazane uprzednio za przestępstwo niealimentacji w sytuacji, gdy obowiązek płacenia alimentów wynikał tylko z ustawy.
Same możliwości, jakie daje znowelizowany art. 209 k.k., to stanowczo za mało, by poprawić ściągalność zaległych alimentów. Dobre wyniki na koniec ubiegłego roku, którymi chwaliło się Ministerstwo Sprawiedliwości, można tłumaczyć choćby efektem świeżości

Dłużnik na diecie

– Całościowe krytykowanie rządowych działań nie jest dobre. Liczy się fakt, że ktokolwiek dostrzegł potrzeby naszych dzieci – mówią samodzielne matki (mianem „samodzielny” określa się rodzica samotnie wychowującego dziecko; w 95 proc. przypadków ciężar opieki spoczywa na matkach). Jako pozytywny przykład z promowanego przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPPiS) pakietu podają sankcje dla pracodawców, którzy zatrudniają dłużników alimentacyjnych na czarno. Karane będą też te firmy, które na podstawie umów o pracę wypłacają takim ludziom minimalne wynagrodzenie, a resztę kwoty przekazują pod stołem. W takich przypadkach komornik nie może zająć pensji na poczet alimentów lub robi to w stosunku do zaniżonej kwoty.
Nieuczciwym praktykom mają zapobiegać wysokie grzywny. Zgodnie z proponowanymi zmianami w kodeksie pracy będą one nakładane na tych szefów, którzy zdecydują się zatrudnić nielegalnie pracownika figurującego dodatkowo w Krajowym Rejestrze Zadłużonych z powodu zaległości przekraczających trzykrotność świadczenia alimentacyjnego. – Przepis się sprawdzi, pod warunkiem że takiego szefa będzie w ogóle obchodziło, czy pracujący u niego na czarno człowiek jest dodatkowo alimenciarzem – ironizuje Robert Damski. Ale o innej proponowanej zmianie ma już lepsze zdanie. Chodzi o rozszerzenie egzekucji na diety. Obecne przepisy przewidują, że nie mogą być one zajęte przez komornika, tymczasem w przypadku np. kierowców często kilkakrotnie przewyższają kwotę ich wynagrodzenia. Jeżeli zapowiadany pakiet alimentacyjny wejdzie w życie, to egzekucji z tytułu długów alimentacyjnych mogłoby podlegać 50 proc. diety.
Jednak zdecydowanie największe kontrowersje wzbudza dziś inna pakietowa zmiana odnosząca się do ustawy z 7 września 2007 r. o pomocy osobom uprawnionym do alimentów (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 558 ze zm.). Chodzi o tę określającą kryterium dochodowe obowiązujące przy ubieganiu się o świadczenia z Funduszu Alimentacyjnego. Gdy zaczęła obowiązywać w październiku 2008 r., próg wynosił 725 zł i do dziś nie został podwyższony. To sprawia, że liczba dzieci, na które gminy wypłacają wsparcie, systematycznie spada. Projekt zakłada, że próg zostanie odmrożony i wzrośnie do 800 zł. Miałoby to nastąpić przy okazji wnioskowania o świadczenia na kolejny okres zasiłkowy, czyli od października 2019 r. Ogłaszając tę propozycję blisko pół roku temu, minister Elżbieta Rafalska zapowiadała jednoczesne skierowanie go do konsultacji społecznych.

75 zł to żart. Tyle że nas nie bawi

„Z naszych szacunków wynika, że w Polsce ponad milion dzieci nie otrzymuje alimentów zasądzonych prawomocnym wyrokiem sądu. W kancelariach komorniczych prowadzonych jest ok. 600 tys. spraw dotyczących egzekucji alimentów i z roku na rok ich liczba nie maleje. Przy obecnym progu 725 zł na osobę w rodzinie, wraz ze stale wzrastającą kwotą minimalnego wynagrodzenia, wszyscy pracujący na pełny etat rodzice z jednym dzieckiem już w bieżącym okresie rozliczeniowym, czyli od 1 października 2018 r., nie spełniają kryterium dochodowego. Dochód osiągnięty w 2017 r., czyli minimum 1459,48 zł, wykluczył te rodziny z pomocy, gdyż przekroczyli «magiczny próg» o 9 zł. Proponowana zmiana ma zostać wprowadzona od 1 października 2019 r., co spowoduje, że omawiana grupa rodzin jedynie na chwilę znajdzie się ponownie w kręgu osób uprawnionych do korzystania ze świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego. W związku z planowaną na 2019 r. podwyżką minimalnego wynagrodzenia te rodziny przekroczą próg dochodowy i po raz kolejny zostaną pozostawione samym sobie, doświadczając przemocy ekonomicznej zarówno ze strony drugiego rodzica dziecka, jak i Państwa Polskiego” – napisał w liście otwartym do prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu oraz parlamentarzystów obu izb ów wywołany przez panią minister czynnik społeczny. Poparło go kilkadziesiąt organizacji zajmujących się m.in. wspieraniem samodzielnych rodziców i ich dzieci.
– Ministerstwo musiało coś zrobić. Inaczej fikcja prawna wyszłaby na jaw. Czyli to, że żaden samodzielny, legalnie pracujący rodzic jednego dziecka nie otrzyma wsparcia od państwa. To czysta matematyka – mówi współautorka listu Katarzyna Stadnik, prezes Stowarzyszenia Dla Naszych Dzieci. Przekonuje, że gdy po raz pierwszy usłyszała tę propozycję, podwyżka o 75 zł po 11 latach myślała, że to żart. Dziś się nie śmieje, bo jej zdaniem taka sytuacja spycha samodzielnych rodziców do szarej, a nawet czarnej strefy. Nie opłaca się wykazywać zarobków, bo straci się państwową „jałmużnę”. – Próg w wysokości 725 zł do Funduszu Alimentacyjnego został ustalony w 2007 r., kiedy płaca minimalna wynosiła 936 zł brutto (697,75 zł netto). Gdyby rósł równo z minimalnym wynagrodzeniem, to w 2018 r. powinien wynosić 1589,36 zł. Problemu by nie było również, gdyby w ustawie obowiązywała zasada „złotówka za złotówkę”. Wtedy nawet po przekroczeniu wyznaczonego dochodu mielibyśmy prawo do świadczenia, tyle że w mniejszej wysokości.
Dlaczego takiego rozwiązania nie można wprowadzić? To kolejne już pytanie pozostające bez odpowiedzi. Samodzielni rodzice argument o braku środków w centralnym budżecie zbijają dość łatwo powszechnie dostępnymi danymi.
W 2016 r. wśród wszystkich uprawnionych do środków z FA najwięcej rodzin stanowiły te z jednym dzieckiem – 66,9 proc. (teraz to właśnie one wypadają ze względu na kryterium dochodowe). Koszt Funduszu Alimentacyjnego w 2016 r. wyniósł 1,43 mld zł. Dla porównania program 500+ w 2017 r. kosztował państwo 24 mld zł. W 2013 r. z Funduszu Alimentacyjnego korzystało 328,8 tys. osób. W 2014 r. – 324,4 tys., w 2015 r. – 313,5 tys., w 2016 r. – 295,7 tys. Dane za kolejne lata są na razie niewiadomą. 11,8 mld zł – tyle winni są dłużnicy alimentacyjni do Funduszu Alimentacyjnego. Ten dług, zgodnie z danymi Krajowego Rejestru Dłużników (KRD), stale narasta.
To twarde dane. Podobnie jak te, że ok. 700 tys. dzieci nie dostaje przysługujących im świadczeń w ogóle. – Z jednej strony wzrosła ściągalność od dłużników do funduszu z 13 proc. do blisko 26 proc. Minister Ziobro może więc mówić o sukcesie w tym zakresie. Ale jednocześnie nie można zapominać, że przeszło 70 proc. świadczeń nadal nie jest odzyskiwanych – mówi Sylwia Spurek, prawniczka i zastępczyni rzecznika praw obywatelskich. Przekonuje, że kryterium dochodowe przy funduszu jest złym rozwiązaniem. Państwo powinno całkowicie przejąć na siebie obowiązki wypłacania alimentów, a następnie egzekwować prawo z całą stanowczością swoimi służbami wobec tych, którzy od obowiązku łożenia na dzieci się uchylają.
Ten argument przewijał się w dyskusji z ministerstwami, ale nie zyskał uznania. Nie on jeden zresztą. – RPO i RPD postulowali wprowadzenie, na wzór niemiecki, tabel alimentacyjnych, ustalanych w zależności od dochodów i wieku dziecka. Zarówno ten, kto ma płacić, jak i ten, kto o alimenty występuje wiedzieliby, na co mogą liczyć. To w dużej mierze pozwoliłoby wyciszyć emocje, które nierzadko towarzyszą takim sprawom na sali sądowej – dodaje Spurek.

Fortel wciąż działa

– Moim marzeniem na teraz jest, żeby minister Ziobro skontrolował podległe mu służby pod kątem znajomości i stosowania nowego prawa. Stowarzyszenie Dla Naszych Dzieci wysłało do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego gruby plik decyzji o umorzeniu przez prokuraturę postępowań w sprawie uchylania się od płacenia alimentów. Chodzi o uzasadnienia. Wynika z nich niezbicie, że wielu prokuratorów działa w oparciu o stare przepisy. Przykład? Dłużnik wpłacił ułamek zasądzonej kwoty. Ale tyle wystarczy, by w jego działaniu nie było uporczywości uchylania się od płacenia. W końcu coś przekazał na dzieci… To był fortel alimenciarzy, który przez lata działał i najwyraźniej ciągle się sprawdza – mówi Katarzyna Stadnik. Jej stowarzyszenie prowadzi grupy wsparcia dla łącznie 10 tys. samodzielnych matek. Stąd wie o sytuacjach, w których to kobiety informowały policję o nowych przepisach. Nikt nie pomyślał o zorganizowaniu szkoleń dla funkcjonariuszy.
– Czekamy w napięciu, co się wydarzy. Tylko w ostatnich miesiącach usłyszeliśmy długą listę obietnic. Pomysł alimentów natychmiastowych został nakreślony szczegółowo z jednym wyjątkiem: terminu realizacji pomysłu. Rejestr Uciążliwych Dłużników Alimentacyjnych (RUDA) najpierw nie zdobył aprobaty ministra, potem jednak okazało się, że resort pracuje nad podobnym systemem informatycznym. To kolejny przykład na to, że samodzielni rodzice nie są traktowani poważnie – przekonuje kobieta.
Historia Katarzyny przypomina łudząco tę Edyty. Jest matką dwóch dorastających córek. Kilka lat wcześniej razem z małymi dziewczynkami zapierała drzwi nogami, by ich pijany agresywny tata nie mógł wejść do domu. Zwyciężyły w tej bitwie, choć do dziś pamięta, jak z nerwów i wysiłku drżały im kolana. Postanowiła, że postara się wygrać całą wojnę. Z jakim skutkiem? Usamodzielniła się, stanęła na nogi, zdobyła wiedzę, założyła stowarzyszenie, by pomagać innym kobietom. Poznała kogoś, kto jest wsparciem również dla niej. Tworzą dla dziewczynek rodzinę. Jednak ojciec dzieci nadal nie płaci regularnie alimentów.
Jako prezes stowarzyszenia postanowiła sprawdzić na własnej skórze, jak działa nowy art. 209 k.k. W związku z zaległościami byłego partnera w płatnościach złożyła wniosek na policję. I czekała. Dzwoniła, dopytywała, czy był już przesłuchiwany. Mijały tygodnie i nic nie zapowiadało, że sprawa ruszy z miejsca. Pojechała z córkami na wakacje. – Po powrocie okazało się, że został przesłuchany dwa dni po naszym wyjeździe. Sprawę umorzono, na adres domowy przyszło zawiadomienie, ale ustawowy czas, jaki miałam na zażalenia, minął. Poprosiłam o wgląd w akta. Było tam zeznanie ojca dziewczynek, że pracując jako kierowca, zarabia grosze. I choć bardzo chciałby płacić alimenty, to nie ma z czego – wyjaśnia. Miała nieodparte wrażenie, że ktoś mu ten akapit podyktował. Tylko kto? Adwokat? W końcu nie ma pieniędzy! – Ten człowiek dziś śmieje mi się w twarz, ale się nie poddaję – mówi.
magazyn okładka 16 listopada / Dziennik Gazeta Prawna
W 2016 r. wśród wszystkich uprawnionych do środków z FA najwięcej rodzin stanowiły te z jednym dzieckiem – 66,9 proc. Koszt Funduszu Alimentacyjnego w 2016 r. wyniósł 1,43 mld zł. Dla porównania program 500+ w 2017 r. kosztował państwo 24 mld zł. W 2013 r. z Funduszu Alimentacyjnego korzystało 328,8 tys. osób. W 2014 r. – 324,4 tys., w 2015 r. – 313,5 tys., w 2016 r. – 295,7 tys. Dane za kolejne lata są na razie niewiadomą

Spadaj, bo będzie po tobie

– Nie ma nic gorszego, jak zawieść nadzieje samodzielnych rodziców i ich dzieci. Niepłacenie alimentów jest ciężkim grzechem zaniechania. Samych alimenciarzy, ale i państwa. Dlaczego tak się dzieje? Politycy nie rozumieją, że w postępowaniu egzekucyjnym nie ma stron sporu. Spór został już rozstrzygnięty przez sąd, który powiedział, kto i ile ma płacić – przekonuje Robert Damski. Dodaje, że od stycznia 2019 r. wchodzi ustawa o komornikach sądowych i egzekucji komorniczej, która stawki opłat egzekucyjnych zmienia na korzyść dłużnika. On zarabia wtedy, gdy egzekucja jest skuteczna. Mając mniejsze wpływy, zacznie od cięcia kosztów, czyli zwolni ludzi. Skuteczność w egzekwowaniu alimentów waha się na poziomie 20 proc. Ale nawet to wymaga niezapowiedzianych kontroli u dłużnika w domu czy miejscu pracy. Bez ludzi takich nalotów będzie mniej. – To nie jest prosta robota. Państwo samo się jej pozbyło przeszło trzy lata temu, rezygnując z egzekucji alimentów. Wcześniej prowadziły je urzędy skarbowe równolegle z komornikami, ale ich skuteczność była na poziomie 3–4 proc. Dziś wymaga się od nas empatii, nie skuteczności. Deprecjonowanie przez lata roli komorników doprowadziło do osłabienia naszego autorytetu i skuteczności. Nie chcę, żeby dłużnicy się mnie bali, ale by szanowali urząd. Zbyt często słyszę: „Spadaj, bo napiszę do telewizji i będzie po tobie”.
Zmiana ustawy, przewidzenie wszystkich luk prawnych, zasilenie funduszu solidną kwotą – to oczekiwane działania, które z punktu widzenia polityków mogą się wydać kosztowne i na swój sposób ryzykowne. Ale rzecznicy praw obywatelskich i dziecka mieli jeszcze jeden, stosunkowo prosty do zrealizowania, postulat. Apelowali do minister rodziny o przeprowadzenie kampanii społecznej. Takiej, która operowałaby prostym przekazem: że niepłacenie alimentów jest formą przemocy ekonomicznej, złem wyrządzanym własnemu dziecku. Że klucząc i uciekając od tego obowiązku, nie robi się na złość byłej partnerce, że pieniądze nie idą na jej fryzjera, tylko na szkolne zeszyty czy wymarzone studia ich latorośli. Chodziło o zmianę sposobu myślenia dłużnika i jego otoczenia. Ten postulat był do ministerstwa kierowany wielokrotnie. Bezskutecznie.