Gdy zabita zostaje kobieta i trzyletnie dziecko – brakuje słów, by opisać tragedię. Gdy okazuje się, że zabójcą był najprawdopodobniej konkubent ofiary odsiadujący wyrok za inne zabójstwo, który wyszedł na przepustkę z więzienia, wręcz nóż się w kieszeni otwiera. Ale to ani powód, by obarczać konsekwencjami wiceministra sprawiedliwości, ani by zaostrzać politykę penitencjarną. To nie czas na polityczny taniec nad trumnami.
Straszne wydarzenie wywołało lawinę politycznych komentarzy. Politycy opozycji domagają się od wiceministra Patryka Jakiego, który odpowiada za więziennictwo, natychmiastowej dymisji. Niektórzy by go najchętniej widzieli w więzieniu, widząc w nim wręcz współsprawcę najokrutniejszych czynów. Ale jaki wpływ ma polityk Patryk Jaki na to, że jakiś bandzior zabija bezbronnych ludzi? Nawet jeśli tenże bandzior był na przepustce.
Media ujawniły – bulwersujący ich zdaniem – fakt, że mężczyzna skazany za zabójstwo regularnie wychodził na przepustki. Tłum zadaje pytanie: jakim prawem zwyrodnialca wypuszczano do ludzi?
Odpowiedź jest zaś dość prosta: skazanego wypuszczano na przepustkę, bo zachowywał się w zakładzie karnym nienagannie przez wiele lat, a w przyszłym roku miał go opuścić. Standardowym działaniem w polityce penitencjarnej – moim zdaniem słusznym – jest „luzowanie” końcówki odsiadki i przyzwyczajanie osadzonego do życia na wolności. Ile razy te same media i ci sami oburzeni dostrzegali problem, że osoba po odbyciu kary przekracza więzienną bramę i nie ma co ze sobą zrobić…
Krytycy Patryka Jakiego, który rzekomo dopuścił się zaniedbań, wskutek których dwie osoby nie żyją, przekonują, że zabójca nie powinien być wypuszczany na przepustki. Nie rozumiem dlaczego. Założenie, że ktoś, kto zabił, będąc wśród ludzi, zrobi to jeszcze raz, niechybnie prowadzi nas do wniosku, że każdy zabójca powinien być skazywany na dożywotnie pozbawienie wolności (bo jeśli nie zabije podczas przepustki, to zabije po wyjściu z więzienia). Oznaczałoby to, że przyjmujemy, iż cała dyskusja o procesie resocjalizacji to tanie gadanie, bo ludzie się nie zmieniają. Zapewne wiele osób się nie zmienia. Ale trzeba byłoby zatrudnić w służbie więziennej proroka, aby przewidywał, że właściwie zachowujący się przez kilkanaście lat osadzony wykorzysta przepustkę do popełnienia przestępstwa.
Uderzyły mnie argumenty niektórych komentujących, że przecież po twarzy prawdopodobnego zabójcy widać, iż nie powinien on przebywać wśród ludzi. Lombroso wiecznie żywy! Jestem ciekaw, czy osoby tak głoszące, naprawdę chciałyby, aby minister Jaki chodził po zakładach karnych i oceniał po czyimś wyglądzie, kto przepustkę otrzyma, a kto nie. Ja jako osoba łysa i z ogólnie nieprzyjemną fizjonomią (a słowo daję, nawet na czerwonym świetle nie przechodzę!) bym nie chciał.
Pojawia się wreszcie argument, że gdy w 2009 r. kolejna osoba zamieszana w zabójstwo Krzysztofa Olewnika pod nadzorem funkcjonariuszy popełniła samobójstwo, do dymisji podał się ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. Czyli pada argument o odpowiedzialności politycznej. Przede wszystkim uważam, że jest różnica między serią samobójstw sprawców jednej zbrodni (problem systemowy) a zabójstwem dokonanym przez więźnia na przepustce (mimo wszystko problem jednostkowy). Ale też uważam, że źle się stało, iż minister Ćwiąkalski podał się do dymisji, bo najzwyczajniej w świecie był dobrym fachowcem. I, dla jasności, krytycznie oceniam ówczesne wypowiedzi Zbigniewa Ziobry podkreślające odpowiedzialność Ćwiąkalskiego.
Świat polityki rządzi się swoimi prawami. Ale nie mieszajmy ludzkiej tragedii, zbrodni i nadchodzącej kary z politykami, którzy za tragiczne zdarzenie nie odpowiadają. To po prostu nieprzyzwoite.