Tylko jedna trzecia pracowników służby cywilnej, którzy przystąpili do egzaminu, może liczyć na mianowanie. Aż 398 osób nie uzyskało wyniku, który dawał szanse na awans.

Po raz trzeci nie udało się wyłonić urzędników mianowanych, którzy wypełniliby i tak niewielki limit ustanowiony przez rząd. W tym roku przewidywał 350 miejsc (dla porównania, przed dekadą limity mianowania planowane były nawet na poziomie 2,5 tys. miejsc). Mogli się o nie ubiegać pracownicy służby cywilnej, którzy zaliczyli pozytywnie egzamin w postępowaniu kwalifikacyjnym.
Do lipcowego egzaminu na urzędnika mianowanego zgłosiło się 605 osób. Opublikowane w tym tygodniu wyniki pokazują, że tylko co trzeci pracownik służby cywilnej zdał egzamin w Krajowej Szkole Administracji Publicznej i zdobył minimum 90 punktów. Łącznie akt mianowania otrzymają 242 osoby, w tym 207 tych, które zdały egzamin i 35 absolwentów KSAP. W efekcie wszyscy zmieszczą się w tegorocznym limicie. A jeszcze kilka lat temu załapywali się tylko najlepsi z najlepszych, czyli ci, którzy zdobyli znacznie powyżej minimalnej liczby punktów.

Coraz mniej chętnych

Niepokojące jest to, że do wypełnienia i tak niewielkiego limitu pozostało jeszcze 108 miejsc. Podobnie było w 2017 r., kiedy został on ustanowiony na poziomie 280 osób. Wynik pozytywny ze sprawdzianu uzyskało wtedy 236 kandydatów. Znacznie gorzej było w 2016 r., kiedy egzamin na urzędnika mianowanego zdało zaledwie 121 osób (przy limicie 200).
Powodów tego, że 398 kandydatów nie zdało egzaminu w KSAP, może być wiele.
– Być może egzamin był zbyt trudny i tylko nieliczni mogli przez niego przebrnąć. Nie chce mi się też wierzyć, że przystąpili do niego sami słabi kandydaci – mówi dr Stefan Płażek, adwokat, ekspert ds. administracji publicznej.
– Jeśli co roku tak mało osób będzie zostawało urzędnikami mianowanymi, to nigdy nie dojdziemy do minimalnego wyznacznika, jakim jest osiągnięcie 10 proc. spośród ogółu wszystkich rządowych pracowników – dodaje.
Tym bardziej, że z raportu szefa służby cywilnej wynika, że urzędnicy mianowani odchodzą z administracji państwowej. W 2017 r. nastąpił spadek o 0,2 pkt proc., do poziomu 6,3 proc. Największy spadek odnotowano w Krajowej Administracji Skarbowej – o 305 osób.
Rada Służby Publicznej nie miała jednak zastrzeżeń do przebiegu postępowania ani stopnia trudności egzaminu. Wojciech Federczyk, dyrektor KSAP, na posiedzeniu RSP przekonywał, że egzamin trudnością nie odbiegał od poprzednich lat.

Bez szans na awans

– Oczywiście chcielibyśmy, aby wszyscy pracownicy służby cywilnej, przystępując do egzaminu, zaliczali go, a tylko najlepsi z najlepszych otrzymywali mianowanie – mówi Tadeusz Woźniak, przewodniczący Rady Służby Publicznej. Zwraca uwagę, że od trzech lat spada liczba kandydatów, średnio o 200 osób. – Pod koniec rządów poprzedniej ekipy był bardzo mały limit – na poziomie 200 miejsc – i to zniechęcało kandydatów, bo wielu z nich zaliczało egzamin, ale nie mieścili się w limicie, co sprawiało, że w kolejnym roku znów musieli przystępować do egzaminu – dodaje.
Ostatnimi laty wolnych miejsc jest jednak nadmiar. Profesor Zbigniew Cieślak, członek RSP, uważa, że tegoroczna liczba nieobsadzonych miejsc będzie dla pracowników służby cywilnej jeszcze większą zachętą do tego, aby w 2019 r. ubiegać się o mianowanie.
Jednocześnie członkowie RSP wskazują, że barierą dla kandydatów może być wysokość opłaty za przystąpienie do postępowania kwalifikacyjnego. W 2018 r. wynosiła ona 735 zł (35 proc. minimalnego wynagrodzenia).
Jednak pojawiają się również zarzuty, m.in. ze strony opozycji, że służba cywilna została upolityczniona, a urzędnicy mianowani mają małe szanse na bycie dyrektorem w urzędzie. Od 23 stycznia 2016 r. o otrzymaniu wyższego stanowiska w służbie cywilnej nie decyduje już konkurs, ale zwykłe powołanie. Dyrektor może być powołany na stanowisko kierownicze bez rekrutacji. Wystarczy, że szef urzędu jest przekonany do tej kandydatury. To wszystko sprawia, że urzędnik mianowany – choć ma kwalifikacje potwierdzone w państwowym egzaminie – ma małe szanse na taką karierę.