- Rolą Naczelnej Rady Adwokackiej nie jest ani ocena moralna czy etyczna kandydatów do Sądu Najwyższego, ani wdawanie się w politykę - mówi w wywiadzie dla DGP Jacek Trela, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.
Jak pan ocenia postawę adwokatów kandydujących do Sądu Najwyższego?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę się odwołać do zmian, jakie dotknęły wymiar sprawiedliwości. Dopiero wtedy będzie można skonfrontować to z postawą adwokatów. Po pierwsze, zmieniono ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa, wprowadzając wybór sędziów do tej rady przez polityków. Samorząd adwokacki od początku stał na stanowisku, że jest to rozwiązanie ustrojowe sprzeczne z konstytucją. Z kolei za sprawą nowej ustawy o Sądzie Najwyższym obniżono wiek emerytalny sędziów, czego efektem było usunięcie dużej grupy orzekających – wbrew zasadzie nieusuwalności sędziów. Doszło również do skrócenia kadencji I prezes SN, wbrew wyraźnemu zapisowi w tej materii w konstytucji. Oczywiste jest zatem, że zmiany w SN i KRS nie służą umacnianiu porządku prawnego. A przecież rolą palestry, jak głosi rota ślubowania adwokackiego, jest właśnie m.in. „przyczynianie się do umacniania praworządności w Rzeczypospolitej”. To, czy adwokaci powinni kandydować do SN, oceniam więc wyłącznie w kategoriach prawno-konstytucyjnych.
Pojawił się już pierwszy wniosek o dyscyplinarki warszawskich adwokatów ubiegających się o miejsca w SN. Czy pana zdaniem są do tego podstawy?
Ocena zasadności tego wniosku nie jest rolą prezesa NRA, tylko pionu dyscyplinarnego. Tak jak mówiłem, zachowanie kandydujących adwokatów oceniam na płaszczyźnie prawno-konstytucyjnej. Jednak jestem bardzo daleki od twierdzenia, że mamy do czynienia z deliktem dyscyplinarnym.
Kandydowaniem adwokatów do SN mają się dziś i jutro zająć władze palestry. Czy kwestia ta powinna być przedmiotem obrad NRA? Niektórzy mówią, że prowadzi to do upolitycznienia adwokatury.
Naczelna Rada Adwokacka wypowiada się na temat jakości prawa, wolności i praw obywatelskich. Od polityki jesteśmy daleko. Na posiedzeniu planowana jest dyskusja o zmianach w przepisach dotyczących Sądu Najwyższego – choć oczywiście nie mogę przewidzieć wszystkiego, co się wydarzy. Nie będziemy natomiast rozmawiać o personaliach i poszczególnych kandydaturach.
Prezydium Krajowej Izby Radców Prawnych niedawno zaapelowało do radców kandydujących do SN, aby „ponownie rozważyli zasadność ubiegania się o stanowiska sędziów SN”. Czy podobny apel zamierza wystosować NRA do adwokatów?
Nie chcę recenzować uchwały samorządu radców prawnych. To jest jego autonomiczna decyzja. Myślę, że kandydujący do SN adwokaci przed zgłoszeniem swojego akcesu poważnie przemyśleli tę decyzję. Zwracanie się o ponowne jej rozważenie przez nich nie ma uzasadnienia.
Przynajmniej jeden z adwokatów zapewnia, że kandyduje tylko po to, by kwestionować procedury przed sądem. Tego typu motywacje należy uwzględniać w całej dyskusji?
Tych wniosków w żaden sposób nie da się ocenić generalnie – wszystkich potępić czy wszystkich pochwalić. Każdy z 44 adwokatów, który zgłosił swój akces do SN, podejmował decyzję samodzielnie i indywidualnie. W związku z tym tak ważne są przesłanki, którymi się kierował. Znaczenie ma też to, do której izby adwokaci kandydują – czy na miejsca zwolnione przez usuniętych sędziów, czy np. do nowo utworzonej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która, jak myślę, będzie bardzo ważna. Odrębna historia to Izba Dyscyplinarna. To twór, który tylko z nazwy jest związany z Sądem Najwyższym.
Czyli kandydaci do SN nie mają się czego obawiać w związku z planowanym posiedzeniem NRA? Nie będą wobec nich wyciągane konsekwencje?
Naczelna Rada Adwokacka nie jest uprawniona do wyciągania jakichkolwiek konsekwencji. Myślę, że nie jest również uprawniona do ocen moralnych czy etycznych. Możemy co najwyżej mówić o porządku prawnym i prawach obywatelskich. I na tym będziemy się koncentrować. Środowisko adwokackie jest pluralistyczne, również politycznie. I tak było zawsze. Występowały poglądy od lewej do prawej strony sceny politycznej. Jednak adwokaci zawsze stanowili jedność na zewnątrz. I myślę, że ta jedność będzie utrzymana. Ona jest naszą siłą.
Jednak poziom konfliktu wydaje się duży. Czy nie grozi to trwałym rozłamem w środowisku?
Nie sądzę. To jest bardziej ożywiona dyskusja, do pewnego stopnia też podsycana przez media niż skonfliktowanie środowiska. Nie zapominajmy też, że kandyduje czterdziestu kilku z ponad 20 tys. adwokatów. To jest zaledwie promil środowiska.
Wśród kandydatów są też jednak osoby pełniące funkcje w samorządzie adwokackim. Startując do SN, niejako uznają prawomocność nowych zasad – kwestionowanych przez samorząd.
Przesłanką do tego, że ktoś popełnia delikt, musiałoby być stwierdzenie, że ustawy o KRS i SN są niezgodne z konstytucją. A choć jako prawnicy możemy tak te akty oceniać, to adwokacki sąd dyscyplinarny nie jest uprawniony do rozproszonej kontroli konstytucyjności ustaw. To jest domena sądów powszechnych. Odpada więc pierwsza i podstawowa przesłanka odpowiedzialności deliktowej, czyli to, że ktoś łamie ustawę zasadniczą.
A może to dobrze, że adwokaci kandydują do SN. Bo jeśli reformy sądownictwa rodzą zagrożenie dla praw i wolności obywatelskich, to oni będą mogli pilnować tych praw jako sędziowie Sądu Najwyższego?
Tu znów wracamy do powodów kandydowania. Być może niektórzy tak właśnie myśleli, składając wnioski. Tego rodzaju motywacje trzeba traktować poważnie. W naborze do SN powinny decydować: wiedza, umiejętności, postawa etyczno-moralna, przebieg kariery zawodowej kandydatów.