Czy sprzedaż naczyń Tupperware może mieć coś wspólnego z procesem sądowym? Tak, i to więcej, niż można przypuszczać. Będzie miała jeszcze więcej, jeśli w życie wejdzie nowelizacja k.p.c. i zażalenia będą rozpoznawane w tym samym sądzie, który wydał orzeczenie.
Rządowy projekt zmiany Kodeksu postępowania cywilnego z 27 czerwca 2018 r. przewiduje znaczne rozszerzenie tzw. zażaleń poziomych (art. 3941a, 2 projektu). Większości zażaleń nie będzie już rozpoznawał sąd wyższej instancji (często w innym mieście), lecz inny sędzia tego samego sądu, w którym orzeczenie zapadło. W praktyce: z tego samego wydziału. Dotyczyć to będzie nawet tak ważnych postanowień, jak odrzucenie zażalenia i apelacji, a więc tych, które mogą przesądzić o wyniku sprawy.
Przekazanie środków odwoławczych od ważnych decyzji orzeczniczych sędziom z tego samego wydziału, a niekiedy nawet z tego samego pokoju, stoi w rażącej sprzeczności z obowiązującą narracją o reformie sądownictwa w celu zwiększenia sprawiedliwości, transparentności i „rozbicia układów” (pozostawmy na uboczu jej słuszność). Takich niespójności z „linią komunikacyjną” rządu jest zresztą w projekcie więcej. Podnoszono m.in., że społeczeństwo nie rozumie wielu orzeczeń. Jednocześnie projekt zakłada, że aby otrzymać uzasadnienie wyroku lub postanowienia, będzie trzeba wnieść dodatkową opłatę.
Truizmem jest stwierdzenie, że bardzo często pracujące razem osoby zaprzyjaźniają się i mają kontakty pozazawodowe. Kilka dni temu w jednym z sądów okręgowych sędziowie złożyli (i to z urzędu, a nie na żądanie strony!) wnioski o wyłączenie ich od rozpoznawania sprawy strony, która jest w konflikcie z dwiema sędziami tego sądu. Oto kilka cytatów z tych oświadczeń: „(...) są moimi kolegami, z którymi na co dzień współpracuję w ramach jednego wydziału i utrzymuję relacje towarzyskie”, „Oczywistym jest, że osoby, z którymi na co dzień współpracuję w Wydziale i spędzam z nimi większość dnia powszedniego, a także część czasu wolnego, to moi bliscy koleżanki i koledzy”, „(...) są moimi kolegami, z którymi utrzymuję także relacje towarzyskie, jak również współpracuję z nimi na co dzień w ramach obowiązków służbowych, (...) z którymi od wielu lat utrzymuję stałe kontakty przyjacielskie i koleżeńskie”. Nie ma podstaw, by sądzić, że w pozostałych sądach takich relacji nie ma. Skoro więc sędziowie dobrowolnie przyznali, że relacje koleżeńskie (a wręcz przyjacielskie) są na tyle silne, że wpływają na bezstronność, to czy można uznać, że nie będą z nią mieli żadnego problemu, badając orzeczenie tego samego kolegi czy przyjaciela w drodze rozpoznawania zażalenia? Liczba uchylonych orzeczeń wpłynie przecież na możliwość jego awansu, bo jest jednym z kryteriów oceny. Zdarza się również, że niektórzy młodzi sędziowie zaskarżenie ich orzeczenia i wytknięcie błędów odbierają bardzo osobiście.

Psycholog podpowie

Odpowiedzi należy szukać w dorobku psychologii społecznej. Profesor Robert Cialdini z Uniwersytetu w Arizonie, autor głośnej pracy „Influence: Science and Practice” (wydanej w Polsce pod tytułem „Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka”, GWP 2018), po 15 latach badań sformułował sześć zasad wpływania na ludzi, z których przynajmniej pięć może mieć zastosowanie do sędziów mających orzec o pracy bliskiego kolegi. Są to zasady:
■ wzajemności („jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”),
■ zobowiązania i konsekwencji („pomogłeś mi w rozwiązaniu trudnej sprawy, więc czuję się twoim dłużnikiem i nie uchylę ci postanowienia, bo możesz nie dostać awansu”),
■ społeczna („inni tak robią”),
■ zasada sympatii („lubię cię, więc twoją pracę postrzegam przez przeniesienie moich uczuć do ciebie na to, co robisz; nie oceniam tylko merytorycznie, na chłodno”),
■ zasada autorytetu („uważam, że jesteś dobrym cywilistą, więc nie oceniam merytorycznie wartości twojego przekazu”).
Cialdini w pracy wspomina o zjawisku wykorzystywanym m.in. w psychologii marketingu, które można określić jako „efekt Tupperware”. Naczynia tej firmy były sprzedawane w ten sposób, że sprzedająca zapraszała przede wszystkim koleżanki i znajome. One zaś czuły się zobowiązane ze względu na sympatię do gospodyni oraz zasadę wzajemności: urządziła spotkanie, dała herbatę i ciastka, wypada coś kupić.
Niedawno w książce „Pre-swazja. Jak w pełni wykorzystać techniki wpływu społecznego” (wyd. polskie GWP 2017) prof. Cialdini dodał jeszcze siódmą zasadę – „my”, zwaną również zasadą jedności: „My to współdzielone ja” („we is the shared me”). Członkowie grupy – np. zawodowej – czują się związani z innymi jej członkami przez sam fakt, że przynależność do niej określa także ich samych. Potrzeba przynależności zajmuje zaś wysoką, trzecią pozycję w piramidzie potrzeb człowieka wg Abrahama Maslowa. Jest bowiem niezbędna do osiągnięcia samorealizacji. Wiąże się to z psychologicznym mechanizmem znanym jeszcze z czasów plemiennych. Sam fakt bycia w jednej grupie społecznej zobowiązuje psychicznie do działania dla jej dobra: „jeśli moja grupa jest mądra i dobra (np. dlatego że ma stabilne orzecznictwo), to ja również się taki czuję”. Zresztą przyczyn, dla których chcemy należeć do grup, psychologowie wskazują wiele więcej. Przy tym im mniejsza grupa, tym efekt silniejszy. Dlatego sędzia będzie się czuł bardziej związany z grupą kolegów z tego samego wydziału niż z kolegami z innego sądu (np. niższej instancji). Związany, a co za tym idzie – zobowiązany. To bardzo silne mechanizmy. Trudne do przezwyciężenia, nawet przy maksimum dobrej woli.
Badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetów Missouri i Iowa (R. Petty, J. Cacioppo, R. Goldman, Personal Involvement as a Determinant of Argument-Based Persuasion, Journal of Personality and Social Psychology, 1981, Vol. 41, No. 5.) wykazały, że im bardziej jesteśmy osobiście zaangażowani – choćby przez związki koleżeńskie, przyjaźń – z tym większym zaangażowaniem poszukujemy argumentów uzasadniających decyzję zgodną z naszymi emocjami. Po reformie kodeksu może się to przejawiać np. w ten sposób, że sędzia mający rozstrzygnąć zażalenie na postanowienie wydane przez przyjaciela wbrew utartej linii orzeczniczej, będzie energiczniej poszukiwał poglądów czy orzeczeń odmiennych od dotychczasowej praktyki. Szczególnie wyraźnie będzie to widać w sprawach, w których błąd wytknięty w zażaleniu nie jest oczywisty.
Osoba należąca do grupy jest zwykle bardziej podatna na wpływ ze strony jej członków niż osób trzecich. Gdy poznajemy uczestników konferencji, obdarzymy większą sympatią przypadkowo spotkanego absolwenta naszej uczelni niż pozostałe osoby. Poczujemy się z nimi związani. Podobnie będzie z członkami naszego Kościoła albo naszej organizacji. Z przymrużeniem oka ilustruje to komedia „Legalna blondynka”, w której główna bohaterka Elle Woods wygrywa swoją pierwszą sprawę dzięki solidarności i jedności żeńskiego studenckiego stowarzyszenia Delta Nu.
Według badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Stanforda (A. Goldenberg i in., How group-based emotions are shaped by collective emotions: Evidence for emotional transfer and emotional burden., Journal of Personality and Social Psychology, 2014, Vol. 107, No. 4.) własne przekonania człowiek zazwyczaj stawia niżej od przekonań całej grupy. Inaczej mówiąc, w razie gdy np. przepis o brakach formalnych lub opłatach będzie niejasny i sędzia będzie miał wątpliwość, czy w danej sprawie apelacja powinna zostać odrzucona, to i tak z większym prawdopodobieństwem ją odrzuci, jeśli pozostali koledzy w wydziale będą tego zdania.
Ogromne znaczenie ma też zasada autorytetu. Wyobraźmy sobie sytuację, że do pracy przychodzi młody sędzia, tuż po egzaminie. Ma rozpoznać zażalenie na postanowienie wydane przez przewodniczącego wydziału, który jest sędzią z wieloletnim stażem, a do tego był wykładowcą podczas aplikacji młodego sędziego. Mechanizmy posłuszeństwa autorytetom opisał amerykański psycholog Stanley Milgram, który przeprowadził słynny kontrowersyjny eksperyment. Okazało się, że siła autorytetu innej osoby jest większa niż wewnętrzne zasady moralne. Co ważne, ten eksperyment powtarzano później w innych krajach i wyniki były podobne (B. Wojciszke, Psychologia społeczna, Wyd. Naukowe Scholar, 2016, s. 280).
Istnieją też badania wskazujące, że podejmowanie decyzji mającej znaczenie dla osoby bliskiej jest uwarunkowane także neurobiologicznie i hormonalnie (na przykład przez wpływ oksytocyny).

Szybciej? Na pewno nie lepiej

Celem omawianej nowelizacji procedury cywilnej jest przyspieszenie postępowań. Jednakże przy sprawnym działaniu sekretariatów ekspedycja akt do sądu wyższej instancji nawet w innym mieście zajmuje tydzień w obie strony. Czy ten tydzień wart jest dalszego obniżenia zaufania społecznego do sądownictwa? Zresztą statystycznie sądy odwoławcze mają niższe obciążenie sprawami, wydaje się więc, że oszczędność czasu może być iluzoryczna.
Bezstronność to jeden z elementów konstytucyjnego prawa do sądu i musi być rozumiana szerzej niż tylko brak emocjonalnego stosunku do stron procesu. Przy tak znaczących nowelizacjach należy unikać pośpiechu, konieczna jest za to rozwaga. Mądry ustawodawca nie może pomijać dorobku psychologii społecznej. Dobrze byłoby wykonać anonimowe badanie ankietowe, jak silne są relacje koleżeńskie, przyjacielskie i towarzyskie między sędziami pracującymi w tym samym wydziale. Interesujące byłoby uzyskanie wiedzy, jaki procent kolegów z wydziału ankietowani określą mianem „bliski kolega” i „przyjaciel” oraz ilu sędziów wskazałoby, że uchylenie decyzji orzeczniczej koledze z wydziału łączyłoby się z dyskomfortem psychicznym.
Oczywiście w teorii bliskie relacje koleżeńskie nie powinny mieć żadnego wpływu na treść orzeczenia. Nie można jednak zaklinać rzeczywistości i udawać, że nie ma problemu. Trzeba też mieć na względzie odbiór społeczny takiego rozwiązania przy obecnym kryzysie zaufania do sądownictwa. Jak wskazał ETPC w orzeczeniu Delcourt vs. Belgia (skarga nr 2689/65), „wymiar sprawiedliwości nie tylko należy sprawować, ale jeszcze ponadto pokazywać, że się tak właśnie czyni”. Podobny wniosek płynie również z wyroku polskiego Trybunału Konstytucyjnego z 20 lipca 2004 r. (sygn. akt SK 19/2002), w którym podkreślono, że usuwanie choćby pozorów braku bezstronności służy umacnianiu autorytetu wymiaru sprawiedliwości, i tak przecież ostatnio nadszarpniętego.
Bezstronność to jeden z elementów konstytucyjnego prawa do sądu i musi być rozumiana szerzej niż tylko brak emocjonalnego stosunku do stron procesu