Wydzielenie placówek z całodobowym ostrym dyżurem, łączenie oddziałów i wprowadzenie lekarza pierwszego kontaktu w leczeniu szpitalnym – takie pomysły mają samorządowcy na przeorganizowanie pracy w szpitalach powiatowych. Po prawie roku od wprowadzenia sieci konieczność korekty widzi też Ministerstwo Zdrowia.
Z czym muszą się mierzyć szpitale w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna

Dostosować sieć do potrzeb

Na podpis prezydenta czeka właśnie ustawa realizująca porozumienie, które zakończyło protest rezydentów. Dzięki niej rok wcześniej niż pierwotnie zakładano (w 2024 r., a nie w 2025 r.) mamy dojść do poziomu 6 proc. PKB przeznaczanych na zdrowie. Z roku na rok te nakłady będą rosnąć. Rządzący podkreślają, że do systemu trafią środki, jakich nigdy wcześniej na ochronę zdrowia nie przeznaczaliśmy.
Pojawiają się jednak głosy, że nawet te zwiększone nakłady nie będą wystarczające wobec wyzwań, przed którymi obecnie stoimy. Bo w perspektywie są starzejące się społeczeństwo i braki kadrowe, a także większe oczekiwania tych, którzy w tej branży już pracują. Przedstawiciele kolejnych grup zawodowych coraz bardziej stanowczo domagają się poprawy warunków pracy. Stwierdzenie, że w ochronie zdrowia wrze, byłoby może na wyrost, ale z całą pewnością można mówić o niepokojach i narastającym niezadowoleniu. Na Podkarpaciu protestują pielęgniarki, ratownicy rozważają wznowienie protestu, a na początku sierpnia decyzję w tej sprawie mają podjąć lekarze, niezadowoleni ze sposobu, w jaki zostało zrealizowane porozumienie z rezydentami. Podwyżek domagają się fizjoterapeuci, technicy radioterapii i diagności medyczni. W Poznaniu pikietowali nawet pracownicy zawodów niemedycznych – sprzątaczki, salowe, portierzy, księgowe. Minister zdrowia próbuje gasić pojedyncze pożary, dogadując się z poszczególnymi grupami, wywołując jednak uzasadnione roszczenia innych zawodów, a także niepokój zarządzających szpitalami, którzy w mniejszym lub większym stopniu będą musieli ponieść koszty tych porozumień. Jak zorganizować system ochrony zdrowia, żeby sprostał wyzwaniom?

Za wąsko

Eksperci są zgodni, że dziś szpitale dostosowują się do potencjału – przede wszystkim kadrowego – a nie potrzeb. A także oczekiwań płatnika, bo trzeba sprostać wymaganiom Narodowego Funduszu Zdrowia. Z kolei właściciele szpitali chcą mieć u siebie jak najwięcej specjalistycznych oddziałów i walczą o ich utrzymanie, nawet jeśli nie wykonują w nich zbyt wielu procedur. A to generuje koszty i problemy z zapewnieniem obsady. Widać to chociażby w Opolu, gdzie od tego roku akademickiego działa wydział lekarski, a władze województwa przekazały szpital na rzecz uniwersytetu. Spowodowało to tendencję do tworzenia pododdziałów specjalistycznych, co jest zrozumiałe w przypadku szpitala klinicznego, gdzie kształci się przyszłych lekarzy specjalistów.
Tygodnik DGP / GazetaPrawna.pl
– Ale dzieje się to kosztem zasobów oddziału chorób wewnętrznych, które dotychczas spełniały warunki dla szpitala miejskiego, powiatowego i wojewódzkiego. Chorzy, którzy tam trafiali, to byli pacjenci z wielochorobowością, ze skomplikowanymi problemami. Teraz będziemy z tym mieli w Opolu problem – mówi Roman Kolek, wicemarszałek województwa opolskiego. Niepokój jest tym bardziej uzasadniony, że szpitale resortowe (instytuty) nie angażują się równorzędnie w zaopatrzenie zdrowotne mieszkańców regionu i nie przyjmują zbyt często pacjentów z chorobami wynikającymi z wieku. Tezę stawianą przez opolskiego włodarza potwierdzają też mapy potrzeb (patrz słowniczek). Wskazują one, że część oddziałów specjalistycznych nie musi w ogóle funkcjonować. Konieczne są natomiast łóżka na internie, gdzie z wieloma chorobami trafiają starsi pacjenci. A tych z roku na rok będzie przebywać. Według Romana Kolka duże niedostatki w oddziałach chorób wewnętrznych dotyczą całego kraju – mało jest kadry, brakuje chętnych do zajmowania się tak szeroką dyscypliną, a potrzeby są coraz większe. W jego opinii wąskospecjalistyczne oddziały nie mogą dominować w szpitalach, a jeśli mają być tworzone, to za zgodą konsultantów, ze względu na specyfikę potrzeb. – Nie można patrzeć z perspektywy opłacalności i ograniczać się do tego, co jest dobrze wycenione – mówi. Podobnego zdania jest dr Mariusz Wójtowicz, prezes zarządu Szpitala Miejskiego w Zabrzu, członek zarządu Polskiej Federacji Szpitali. Jego zdaniem każdy powiat chce dziś mieć pełnoprofilowy szpital, bo to jest dobrze widziane społecznie i politycznie. – Tylko za chwilę, nawet jeśli powiat go dofinansowuje, to i tak będzie problem kadrowy. Jesteśmy w sytuacji, w której część oddziałów będzie w nich likwidowana – mówi Wójtowicz.
Prace analityczne nad zmodyfikowaniem sieci trwają. Na pewno wymagać to będzie większego nacisku na referencyjność oraz poluzowania wymogów wobec szpitali powiatowych, analizy, czy i w jaki sposób będzie można wprowadzić dyżury tępe i ostre. Nie idziemy w kierunku zmiany organizacji, czyli likwidowania oddziałów czy też ich łączenia. Raczej chodzi o określenie łagodniejszych norm dla szpitali powiatowych i tych o najniższym stopniu referencyjności oraz o określenie pewnych kompetencji dla tych o najwyższej referencyjności. Czyli mówimy o większej elastyczności w funkcjonowaniu placówek w regionie. W tym kierunku resort zdrowia prowadzi analizy i być może przełoży się to na zamiany ustawowe.
Jednak dziś nie potrafię jeszcze powiedzieć, jakie konkretnie.