Najpóźniej w poniedziałek do Senatu ma trafić wniosek prezydenta w sprawie referendum konsultacyjnego dotyczącego zmian w konstytucji.
Dziennik Gazeta Prawna
– Ufam, że senatorowie poprą ideę referendum i wniosek prezydenta – mówi prezydencki minister Paweł Mucha. Senatorowie nie kwapią się z deklaracjami. – Będziemy dyskutować w klubie na ten temat, musimy się zapoznać z pytaniami z wniosku prezydenta. Jeszcze go nie znamy – mówi senator PiS Michał Seweryński.
Na razie pewny jest termin referendum, czyli 10–11 listopada, oraz maksymalna liczba pytań. – Z 15, jakie ujawniliśmy na posiedzeniu Narodowej Rady Rozwoju, mamy wybrać nie więcej niż 10. W 80 proc. to będzie powtórzenie, najwyżej z modyfikacjami, już znanych pytań – zapowiada Paweł Mucha.
Sondaż, jaki przeprowadziliśmy na panelu Ariadna (wyniki prezentujemy obok), pokazuje, które z pytań proponowanych wcześniej Polacy chcieliby zobaczyć w plebiscycie. Największym poparciem cieszą się te o zwiększeniu roli referendum i gwarancjach ochrony zdrowotnej dla osób starszych, dzieci i kobiet w ciąży oraz te dotyczące zagwarantowania obecnego wieku emerytalnego. Na drugim biegunie są kwestie zapisania w konstytucji członkostwa w UE czy NATO, a także, co może dziwić, 500+. W tej ostatniej kwestii eksperci zwracali już uwagę, że beneficjentami tego sztandarowego programu rządowego są 4 mln dzieci i ich ok. 7 mln rodziców, czyli nieco ponad jedna czwarta wyborców, podczas gdy kwestia wieku emerytalnego dotyczy wszystkich.
Pałac Prezydencki zastrzega, że wyniki tego czy innych sondaży i zdanie opinii publicznej będą jedynie jedną z okoliczności, które prezydent będzie brał pod uwagę przy układaniu listy pytań. – Jesteśmy przygotowani w sensie logistycznym, organizacyjnym i merytorycznym do kampanii referendalnej. Czekamy tylko na decyzję Senatu – deklaruje Paweł Mucha. Kampania miałaby rozpocząć się w sierpniu i nabrać mocy w drugiej połowie października i na początku listopada. Kancelaria prezydenta planuje spoty telewizyjne i radiowe oraz reklamy w prasie. Planowane są konferencje, spotkania na temat poszczególnych pytań, miałaby się odbyć także konwencja konstytucyjna z udziałem prezydenta Dudy.
Kluczowy będzie następny tydzień, bowiem na zaczynającym się 24 lipca posiedzeniu senatorowie będą debatować nad wnioskiem prezydenta. Politycy PiS podchodzą do pomysłu z dużym dystansem. – 11 listopada powinniśmy świętować stulecie niepodległości, a nie iść do urn referendalnych, to zakłóci obchody – mówi jeden z nich. Ale chodzi nie tylko o celebrowanie święta, ale też o polityczne ryzyko. Klapa referendum byłaby politycznym ciosem dla prezydenta i mogłaby rzutować na zmniejszenie jego szans na reelekcję. Rykoszetem mogłaby uderzyć także w jego polityczne zaplecze, czyli PiS. Stąd dylemat – co zrobić z wnioskiem Dudy w Senacie.
– Nie ma prostego rozwiązania. Ale od wielkiej katastrofy politycznej za ciężkie pieniądze lepsza jest mała, która nie będzie nic kosztować, co najwyżej prezydent ponarzeka na Senat. Dlatego spodziewam się odrzucenia wniosku – mówi politolog Jarosław Flis. Wprawdzie w ostatnim sondażu CBOS udział w referendum deklaruje połowa Polaków, ale zdaniem Flisa sondaże referendalne pokazują, że Polacy robią potem odwrotnie, niż deklarują. Gdy plebiscyt ogłosił Bronisław Komorowski, deklaracje udziału w nim były podobne, a ostatecznie do urn poszło niespełna 8 proc. wyborców.
Stanowisko większości partii politycznych wskazuje, że prezydentowi grozi, że tylko on będzie starał się przekonać Polaków, by poszli do urn. Przeciwne referendum są PO i Nowoczesna. – Nie mamy zaufania do prezydenta, nie będziemy z nim zmieniać konstytucji, nasza konstytucja jest dobra, tylko nieodporna na wandali. Prezydent chce wpisać do konstytucji socjalne państwo PiS na zasiłku za pomocą referendalnych pytań – ocenia przewodnicząca Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer. Entuzjazmu nie ma też w PSL. – Gra jest politycznie niebezpieczna dla prezydenta i obozu władzy, bo mogą ponieść gigantyczne straty w wyborach samorządowych. Dla społeczności lokalnych ważniejsza jest dyskusja, gdzie będzie żłobek czy droga, niż enigmatyczne pytania o możliwych zmianach w konstytucji – mówi Władysław Kosiniak-Kamysz. Nawet orędownik idei referendum, czyli Kukiz ’15, nie pała entuzjazmem. – Chcemy, by traktowano obywateli poważnie i pytano ich o kwestie fundamentalne, m.in., czy chcą systemu prezydenckiego, jaka powinna być ordynacja do parlamentu. Od pytań, które przedstawi prezydent, uzależniamy swoje stanowisko – mówi Stanisław Tyszka.
Jeszcze jedno referendalne ryzyko to kalendarz. Wybory samorządowe odbędą się najpewniej 21 października, a ich druga tura dwa tygodnie później. W kolejnym tygodniu Polacy mieliby się pojawić przy urnach referendalnych. To też może zmniejszać frekwencję.