To efekt rosnącej zależności JST od transferu środków z budżetu państwa. Narzekają, że zamiast kreować własną politykę, robią za dystrybutor rządowego grosza
Jak wynika z najnowszego sprawozdania Krajowej Rady Regionalnych Izb Obrachunkowych (RIO, kontrolujących lokalne budżety), w ubiegłym roku dochody wszystkich samorządów zostały wykonane na poziomie niemal 230 mld zł. To o ponad 16 mld zł więcej niż w 2016 r. i prawie 31 mld zł więcej niż w roku 2015.
To m.in. skutek dobrej koniunktury (i w związku z tym lepszych wpływów z PIT i CIT, w których samorządy mają swój udział). Ale nie tylko. – Rosną przychody z podatków lokalnych, przy czym niekoniecznie świadczy to o pogłębieniu się fiskalizmu gmin. To efekt tego, że wraz z powrotem inflacji rosną stawki podatkowe dozwolone przez prawo – tłumaczy dr Aleksander Nelicki, ekspert od finansów komunalnych.
Przy rosnącej zasobności JST jednocześnie zarysowuje się niekorzystna dla nich tendencja. Patrząc na strukturę dochodów, można spostrzec, że spada poziom dochodów własnych (52 proc. w 2015 r., następnie 49,9 proc. w 2016 r. i 49,3 proc. w ubiegłym). To samo dzieje się z poziomem subwencji ogólnej. Jedyną pozycją, która zwiększa swoje znaczenie, są dotacje celowe (tzw. pieniądz znaczony).
Eksperci interpretują to jednoznacznie – im więcej dochodów własnych i im mniej transferów z budżetu państwa (zwłaszcza dotacji), tym lepiej dla samorządu, bo jest bardziej niezależny finansowo.
Dotacja jest przeznaczona na określony cel. W przypadku subwencji jest dowolność w zagospodarowaniu otrzymanych pieniędzy, przy czym w zasadniczej mierze służy współfinansowaniu przez rząd oświaty będącej zadaniem własnym samorządów.
Zatem kurczenie się subwencji w strukturze dochodów JST nie jest dobrą informacją.
– Choć są samorządy, którym otrzymywana kwota wystarcza na pokrycie wydatków oświatowych, to jednak większość otrzymuje za mało środków i musi dokładać z własnych budżetów. Dlatego malejący udział subwencji świadczy co najmniej o niepolepszaniu finansowania zadań oświatowych przez państwo – diagnozuje dr Aleksander Nelicki.
Wzrost znaczenia dotacji celowych wynika z programu „Rodzina 500 plus”. Rok 2017 był pierwszym pełnym okresem funkcjonowania programu i związanego z tym rozdysponowywania rządowych środków przez gminy.
– To pieniądze, które wchodzą do gminnych budżetów i szybko z nich wychodzą, bo trafiają do rodzin – wyjaśnia dr Nelicki. A to oznacza, że udział dotacji celowych w strukturze dochodowej gmin zwiększył się nieco sztucznie.
Niemniej w sprawozdaniu RIO można znaleźć twierdzenie, że nie ma zbyt wielu prawdziwie niezależnych finansowo samorządów. Jeśli za przejaw tej niezależności przyjąć udział dochodów własnych na poziomie ponad 70 proc. zrealizowanych dochodów, to tylko 34 JST to kryterium są w stanie spełnić – 29 gmin, dwa miasta na prawach powiatu (Wrocław i Sopot), m.st. Warszawa i dwa województwa samorządowe (mazowieckie i wielkopolskie).
– Pojawia się więc pytanie, na ile mamy być jedynie dystrybutorem środków rządowych, a na ile kreować własną, lokalną politykę. A więc prowadzić inwestycje, także bez udziału środków unijnych, bo tych będzie coraz mniej – wskazuje Bartłomiej Bartczak, burmistrz Gubina. Jego zdaniem zwiększanie niezależności finansowej samorządów powinno odbywać się poprzez zwiększanie ich udziału we wpływach z PIT i CIT. – A skoro rząd ma sukcesy na polu uszczelnienia systemu VAT, być może warto byłoby podzielić się i tymi pieniędzmi – mówi z przekąsem burmistrz Bartczak.
Priorytety rządu są chwilowo inne: nie pozwolić się gminom za bardzo zadłużać. Dziś na Radzie Ministrów stanie długo wyczekiwana nowelizacja ustawy o finansach publicznych, na nowo regulująca te kwestie (m.in. związane z parabankami). W dalszej kolejności MF chce przygotować reformę systemu korekcyjno-wyrównawczego (m.in. janosikowe). O dzieleniu się pieniędzmi z budżetu nikt nie myśli – przecież zamożność samorządów rośnie.