Który z oskarżanych polityków przyjmując łapówkę, kierował się dążeniem zmiany ustroju?
W ostatnim czasie często mogliśmy słyszeć o planach postawienia zarzutów politykom różnych opcji. Głównie za czyny korupcyjne i „powoływanie się na wpływy”. Obrońcy części z nich, ale i sami zainteresowani, nagminnie używają przy tym określenia „przestępstwa politycznego” w odniesieniu do stawianych zarzutów. Czy słusznie?
Samo pojęcie przestępstwa politycznego jest stosunkowo młode, a jego powstanie nierozerwalnie wiąże się z terrorem rewolucji francuskiej, kiedy tortury były codziennością, a gilotyny wrosły w krajobraz miast nad Sekwaną i Rodanem. Bodaj najgłośniejszy zarys jego koncepcji zawarty został w pracy François Guizota „De la peine de mort en matiere politique” z roku 1822. Obalenie feudalizmu, a wraz z nim koncepcji boskiego pochodzenia władzy monarchy, sprawiło, że coraz większe rzesze ludzi postrzegały osoby karane za walkę o odmienny od obowiązującego ustrój polityczny nie jako przestępców, lecz raczej rycerzy wielkiej sprawy. Czy to działaczy republikańskich dążących do obalenia monarchii, czy monarchistów walczących z republiką. Podobnie określono polskich powstańców z 1830 r., którzy odmawiając wymarszu nad Mozę (w ramach armii podległej carowi), pozwolili zwyciężyć rewolucji lipcowej w Paryżu i rewolucji belgijskiej. To pośrednio dzięki ich działaniom pojęcie przestępstwa politycznego utrwaliło się w nowej francuskiej karcie konstytucyjnej i kodeksie karnym z 1830. Co ciekawe, już w czerwcu 1832 r. wprowadzono paralelny system kar, który odmiennie sankcjonował przestępstwa pospolite i polityczne.
Do porządku międzynarodowego przestępstwo polityczne trafiło zaś za sprawą dopiero co powstałego Państwa Belgijskiego, a ściślej: ustawy ekstradycyjnej z 1 października 1833 r. zabraniającej ekstradycji za jakiekolwiek przestępstwo polityczne. Co zaś do jego definicji doktrynalnej, zwrócimy uwagę na koncepcję Ortolana określającą czyny polityczne jako powodowane dążeniem do zmiany bądź modyfikacji ustroju przy użyciu środków prawem zakazanych. „Czyny powodowane”, zatem z punktu widzenia strony podmiotowej wynikające z woli zmiany czy modyfikacji ustroju. Oczywiście można przytoczyć tu szereg innych koncepcji, choćby Weissowską, sprowadzającą przestępstwo polityczne do czynu nielegalnego i skierowanego przeciwko organizacji politycznej lub społecznej państwa.
Jako obywatel zadać tu muszę pytanie, który z oskarżanych polityków (z lewej, prawej czy środkowej części sceny politycznej), zdaniem swoich kolegów lub obrońców przyjmując łapówkę, kierował się dążeniem do zmiany ustroju, tj. być może wypełniał znamiona czynu zabronionego określonego w prawie polskim przez art. 127 k.k. W przeciwieństwie bowiem do dzisiejszych Włoch, Belgii, Francji i Norwegii Polska nie wprowadziła w swoim prawie karnym pojęcia przestępstwa politycznego, penalizując jednak jego elementy. Głównie w Rozdziale XVII kodeksu karnego zatytułowanym „Przestępstwa przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej”. Dodajmy, zawierającym sankcje znacznie surowsze aniżeli kara za pospolite i hańbiące na bodaj każdym etapie rozwoju prawa karnego łapownictwo.
Skoro jednak poruszona została materia przestępstw przeciw państwu, trzeba podkreślić, że jedna z najstarszych tradycji ich unormowania – tradycja starożytnej, greckiej prodosii – do katalogu przestępstw karanych śmiercią zaliczała m.in. wprowadzenie ludu w błąd przez fałszywe przyrzeczenia. Czy zatem permanentnie „naciągający rzeczywistość” podczas kampanii wyborczych politycy naprawdę chcą sięgać do, jak się zdaje, obcych sobie niestety pojęć i tradycji prawnych?
Swoją drogą dobrze byłoby rozpocząć dyskusję nad penalizacją zachowania wprowadzenia ludu w błąd. Może nie przez karę śmierci, ale choćby przymusową resocjalizację przedstawicieli dzisiejszej elity...