Rząd chce ułatwić procedury inwestycyjne. W związku z tym przygotował projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku z uproszczeniem procesu inwestycyjno-budowlanego. Jednak nie o samo uproszczenie w projekcie chodzi, ale także o poważne zmiany.
Między innymi w warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. I już podniósł się lament, że nie dla każdej działki można będzie takie warunki zdobyć. Dla takiej, która leży w polu i nie graniczy z żadną zabudową, się nie da. Najbardziej płaczą ci, którzy tanio i okazyjnie kupili działki właśnie w takich miejscach. Trzeba jednak pamiętać, że te parcele tylko dla nich są tanie. Bo w efekcie w ciągu paru lat do postawionego w takim miejscu domu czy bloku gmina będzie musiała doprowadzić drogę, przedsiębiorstwa wodociągowe dostarczyć wodę (i odebrać ścieki), a firmy energetyczne dostarczyć prąd czy gaz. Nie dość tego, przez dziesiątki lat takie rozproszone sieci trzeba będzie utrzymywać. I nie zapłacą za to w rosnących rachunkach za media i w lokalnych podatkach tylko ci, którzy w takich miejscach się pobudowali, ale wszyscy.
Dla tych, którzy chcą budować także na terenach nieobjętych planami (przede wszystkim dla deweloperów), rząd proponuje zupełnie nową alternatywę: obszary zorganizowanego inwestowania – rodzaje planów regulacyjnych na terenach przewidzianych pod większe inwestycje. W takich miejscach można będzie zawrzeć umowę urbanistyczną i ustalić, kto za co płaci. Tylko który inwestor się będzie na to decydował, skoro dziś jest to wszystko za darmo... Atutem obszarów zorganizowanego inwestowania ma być szybkie przeprowadzenie procedury urbanistycznej. Same formalności mają trwać raptem pół roku, a wraz z czynnościami nadzorczymi i przyjęciem uchwały - 8 miesięcy. To tak ekspresowe tempo, że aż niewiarygodne. Bo dzisiaj na nowy plan trzeba czekać na ogół ponad rok, a jeśli niezbędne jest też wykonanie studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania – nawet 3 lata.