W czasie, w którym podkreśla się fatalny stan sądów powszechnych, potrzebę przebudowy całego systemu i oczyszczenia zawodu sędziego, szczególną uwagę zwracają postępowania dyscyplinarne.
Istotne – nie tylko od strony wizerunkowej, ale także funkcjonowania sądów – jest to, aby winni ponosili konsekwencje swoich zachowań, a w skrajnych przypadkach byli odsuwani od pełnionych funkcji. Tymczasem w jednym z głośnych już postępowań dyscyplinarnych sędziego obwinionego m.in. o nakłanianie świadka do zmiany zeznań od dwóch lat nie zapadło prawomocne orzeczenie. Nasuwa się więc pytanie, dlaczego w sprawie, w której stawiane zarzuty nie są przecież błahe, rozstrzygnięcie sądu dyscyplinarnego już drugi raz zostało uchylone przez Sąd Najwyższy?
Zaczęło się od miłości. Sędzia się zakochał i zaręczył. Związek miał wyjątkowo burzliwy przebieg, gdyż zaangażowane w niego osoby charakteryzowały się dużym temperamentem. W kontaktach ze swoją wybranką sędzia łatwo wpadał w gniew. Zdarzyło się, że wskutek sprzeczki zniszczył mienie kobiety o wartości blisko 1,2 tys. zł. Wreszcie zapadła decyzja o rozstaniu, z czym najwyraźniej mężczyzna nie mógł się pogodzić. Wysyłał do byłej narzeczonej obelżywe SMS-y i ogólnie mówiąc nie dawał jej spokoju. Kobieta poinformowała prokuraturę o groźbach i zniszczonej własności. Śledztwo zostało wszczęte, powołano świadka. I tutaj pojawia się najcięższy zarzut, który z jakiegoś powodu do dzisiaj nie został w pełni wyjaśniony przez sąd dyscyplinarny. Powstało bowiem przypuszczenie, że sędzia próbował tego świadka nakłonić do zmiany zeznań.
Pierwszy wyrok w sprawie zapadł w kwietniu 2016 r. i miał charakter konsensualny: sędzia dobrowolnie poddał się karze. Fakt ten istotnie wpłynął na jej wymiar. Zadecydowano o przeniesieniu sędziego na inne miejsce służbowe (znajdujące się w bliskiej odległości od miejsca jego zamieszkania). Ten rodzaj dolegliwości nie przekonał ministra sprawiedliwości, który ocenił wyrok jako rażąco łagodny. Bardziej odpowiednie – w ocenie ministra – byłoby złożenie sędziego z urzędu, a absolutnym minimum służbowym przeniesienie sędziego na tyle daleko, aby musiał się przeprowadzić i zmienić środowisko.
W listopadzie 2016 r. SN uznał, że argumentacja ministra jest trafna, ale wyłącznie w części odnoszącej się do ewentualnej zmiany miejsca wykonywania pracy przez sędziego. Z uwagi na to, że wyrok sądu dyscyplinarnego wydano w trybie konsensualnym, a odwołanie złożył MS, czyli podmiot niebędący stroną konsensusu, konieczne było wydanie orzeczenia kasatoryjnego.
Sprawa wróciła do sądu apelacyjnego. Sędziego ponownie uznano za winnego popełnienia wszystkich trzech zarzucanych mu przewinień i wymierzono karę przeniesienia na inne miejsce służbowe. Wiązać się to miało z opuszczeniem dotychczasowego miejsca zamieszkania.
MS nie dawał za wygraną. Złożył odwołanie, w którym znów zwrócił uwagę na rażącą łagodność kary. Zdaniem ministra opis czynu uzasadnia zakwalifikowanie go jako przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. Jeśli takie zachowanie okazałoby się prawdą, to powinno skutkować nieodwracalnym usunięciem sędziego z zawodu.
SN po raz drugi przeanalizował sprawę i w lipcu 2017 r. ponownie uchylił wyrok sądu apelacyjnego (sygn. akt SNO 25/17). Tym razem w ocenie SN niewystarczająco zbadano kwestię nakłaniania świadka do zmiany zeznań.
W najbliższym czasie sprawa po raz trzeci zostanie więc rozpatrzona przez I instancję. Nasuwa się zatem pytanie, dlaczego na etapie, kiedy sprawa po raz pierwszy trafiła do sądu, zarzut nakłaniania świadka do zmiany zeznań został praktycznie pominięty i zbagatelizowany. Ani sąd dyscyplinarny w swoim pierwszym wyroku, ani co gorsza SN w swojej pierwszej ocenie nie dopatrzyły się tego, co wymagało zbadania w pierwszej kolejności i tego, co tak naprawdę zaważy o przyszłości sędziego.
– Doszło tutaj do pewnego przeoczenia, które co do zasady nie powinno mieć miejsca. Zarzut nakłaniania świadka do składania fałszywych zeznań powinien zostać skrupulatnie zbadany przez sąd apelacyjny. Skutkiem tego błędu jest przedłużający się czas wydania prawomocnego wyroku – komentuje Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie.
Jego zdaniem jednak w sprawie nie dojdzie do przedawnienia, ponieważ sąd apelacyjny, jak również Sąd Najwyższy starają się sprawnie przeprowadzać postępowanie, a między orzeczeniami nie upływa długi czas.